"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Gwiezdna inicjacja, czyli od czego zaczynać przygodę z science-fiction

W zamierzchłych czasach istnienie bloga niniejszego popełniłem parę wpisów polecających książki dla młodszego czytelnika. Polecałem młodzieżowe powieści niefantastyczne i fantastyczne, lecz w przypadku tych drugich skupiłem się niemal wyłącznie na fantasy (nie licząc Gry Endera). Przeglądając WOŚP-owe akcje książkowe natknąłem się na Miasto i gwiazdy Arthura C. Clarke’a, które to swego czasu było jedną z podwalin mej metamorfozy w mola książkowego. Pisałem co prawda już o tej książce we wpisie o mniej znanych książkach autorów znanych, ale wspomnienie o początkach mego czytania podsunęło mi pomysł na ten wpis. Oto więc kilka propozycji, od których zacząć się może gwiezdnoliteracka inicjacja.

rakieta start nasa

Źródło: NASA

Komponując poniższą listę, starałem się kierować różnorodnością i przystępnością dla czytelników niefantastycznych. Jeśli zaś chodzi o różnorodność, to nie chodziło mi tylko o różnorodność samych polecanych książek, ale też zróżnicowanie gustów i sympatii potencjalnych sięgających. W przypadku wpisu popotterowego skupiałem się na czytelnikach młodych, ale tym razem bardziej chodziło mi o tych, którzy z jakichś powodów trzymają się od science-fiction z dala: może ktoś się sparzył, może po prostu nie odnajduje się w stylistyce gwiezdno-statkowo-futurystycznej, a może po prostu nie miał okazji sięgnąć. Tak z zasadzie jednak większość tych książek powinna też znaleźć uznanie w oczach młodszych czytelników.

Nim przejdę do samych tytułów mam jeszcze kilka krótkich not informacyjnych. Nie ma Gry Endera, gdyż została opisany w tym samym kontekście w innym wpisie. Nie ma Lema, gdyż uważam, że na pierwszy kontakt z SF może być nieco za trudny. Nie ma Na srebrnym globie, gdyż było dopiero co recenzowane.

█║▌│ █│║▌ ║││█║▌ │║║█║ │║║█║

Miasto i gwiazdy

miasto i gwiazdy

Arthur C. Clarke

Nie mogło, oczywiście, zabraknąć prowodyra tego wpisu. W baaardzo odległej przyszłości znakomita większość ludzkości zamieszkuje Diaspar, ogromne miasto. Nikt nie chce go opuszczać, nikt nie chce badać kosmosu, nikogo nie interesuje, co doprowadziło do tego stanu. Jedynym wyjątkiem od tej reguły jest Alvin, młodzieniec czujący się w mieście nieswojo. Jak w przypadku innych powieści Clarke’a z czasów złotej ery SF, Miasto i gwiazdy łączy w sobie intrygującą wizję przyszłości, odpowiednią dawkę sekretów oraz przystępną formę. Młody, odstający od biernych mas protagonista może zaś stanowić dobry punkt zaczepu dla młodszych czytelników.

Nieco bardziej ambitnym polecić zaś można 2001: Odyseja kosmiczna.

Autostopem przez Galaktykę

autostopem adams
Douglas Adams

Wyburzenie Ziemi, by poczynić miejsce na międzygalaktyczną autostradę brzmi niczym początek wyjątkowo mrocznego dzieła oscylującego gdzieś w okolicach cyberpunku. Douglas Adams poczynił zaś z tego wstęp do jednej z najzabawniejszych powieści i to nie tylko science-fiction. Cierpiący na depresję robot, napęd nieskończonego nieprawdopodobieństwa, ręczniki i fiordy… W stylistyce Adamsa na pewno odnajdą się miłośnicy angielskiego humoru spod znaku Monty Pythona oraz innych abstrakcyjnych jego odmian. Młodszy czytelnik może nie trawić takiego humoru, ale wcale być tak nie musi – ja Pythonów oglądałem z przyjemnością nawet przed liceum.

Chciałbym polecić coś jeszcze w podobnym stylu, ale humorystycznego science-fiction jest tyle, co kosmiczny kot napłakał.

Gamedec. Granica rzeczywistości

granica przybylek
Marcin Przybyłek

Tu miałem pewne wątpliwości ze względu na dość zaawansowaną wizję przyszłości stworzoną przez Przybyłka, ale ten zbiór opowiadań stanowi odpowiedni wstęp. Na koniec XXII wieku gry komputerowe są na takim poziomie, że można w zasadzie spędzać w nich całe życie. Okazuje się nawet, że potrzebni są detektywi wyspecjalizowani w rozwiązywaniu spraw w rzeczywistościach wirtualnych. Tym właśnie zajmuje się Torkil Aymore, główny bohater serii. Opowiadania te stanowią jednocześnie płynne wprowadzenie, ale i też sygnalizują elementy, które będą kluczowe w serii powieści. A seria ta nie dość, że jest jedną z najlepszych na polskim rynku, to jeszcze może posłużyć za test odporności na SF w dość klasycznym wydaniu.

Początkowo na liście miał się znaleźć Ready Player One Ernesta Cline’a, ale uznałem, że mimo wszystko jest to pozycja nieco zbyt hermetyczna. Ale warto rozważyć w powiązaniu z filmem, który niedługo będzie miał premierę.

Cykl Roboty

roboty asimov

Isaac Asimov

Tu delikatne odstępstwo od reguły: polecam całą serię ze względu na pomieszanie z poplątaniem, jeśli chodzi o zgodność zbiorów anglojęzycznych z przetłumaczonymi oraz nikła dostępność wydania zbiorczego. Od siebie polecam zaś zbiór The Rest of the Robots. A dlaczegóż wybrałem tę serię? Znów przywołać muszę tu, jak w przypadku Clarke’a, przystępność powiązaną z ciekawą wizją. W dodatku tutaj nie obeszło się bez pewnej dawki humoru. Zresztą, ta bogata seria jest na tyle zróżnicowana, że każdy powinien znaleźć tu coś dla siebie.

Miłośnikom form dłuższych można za to polecić cykl Fundacja, który częściowo acz pośrednio zazębia z się z Robotami.

Kroniki marsjańskie

kroniki marsjańskie okładka

Ray Bradbury

Znów opowiadania i znów humorem przyprawione, ale tym razem w dużo ciemniejszej odmianie. Od premiery minęło już niemal siedemdziesiąt lat, ale dzieło Bradbury’ego pozostaje aktualne. Mars został tu użyty bowiem jako zwierciadło dla amerykańskiej cywilizacji, którą autor postrzegał jako zadufaną w sobie oraz pozbawioną zrozumienia dla innych kultur i narodowości. Kultura amerykańska po świecie się rozlała i mam wrażenie, że wraz z nią rozpowszechniły się te właśnie przywary. Innymi słowy: wszyscy rozczarowani ludzkością znajdą tu coś dla siebie. Może humoru sobie nie poprawią, ale na pewno przytakną kilka razy. Jedno z opowiadań powinno zaś trafić w sam środek upodobań miłośników klasyków horroru.

451 stopni Fahrenheita czeka zaś na tych od krótkich form stroniących.

Lewa ręka ciemności

lewa ręka le guin

Ursula K. Le Guin

Last but certailny not least coś dla czytelników szukających w science-fiction tematów, takich jak tożsamość płciowa, odmienność czy humanizm. Le Guin za pomocą psychologicznych, społecznych i biologicznych oraz perspektywy przybysza ukazuje te problemy w nowym świetle. Ta opowieść o zamieszkałej przez hermafrodytów planecie Gethen, zwanej Zimą, ukazuje kunszt pisarski autorki. Jest to dojrzała, pełna ciepła i pięknie napisana opowieść nie bez kozery nagrodzona Hugo i Nebulą (był to drugi taki przypadek powieściowy, po Diunie).

Dla osób chętnych na nieco bardziej ekstremalne odchylenia ideologiczne mam zaś fantastyczno-naukowe powieści Marge Piercy, niestety, nadal w Polsce nie wydane.

█║▌│ █│║▌ ║││█║▌ │║║█║ │║║█║

Wiem, że blog odwiedzają osoby w różnych gatunkach gustujące, więc liczę, że komuś się o w praktyce przyda. Do tych, którzy już z SF się znają i lubią mam pytań kilka. Od czego zaczynała się Wasza przygoda? Co Wy byście polecili? Czy są jakieś książki, od których się odbiliście?

Człowiek, który nie żywi wstrętu do złej władzy, jest głupcem. A gdyby na świecie istniało coś takiego jak dobra władza, służenie jej byłoby wielką radością.

[Ursula K. Le Guin, Lewa ręka ciemności]

Poprzedni

Surowa pani sprzed wieku, czyli „Na srebrnym globie” Jerzego Żuławskiego

Następne

Wydawnicza groza, czyli wywiad z Luką Rhei z Przestrzeni tekstu

46 komentarzy

  1. Do zeszłego roku uważałam, że nie czytam fantastyki, ale „Grę Endera” połknęłam jeszcze w liceum i do dzisiaj to jedna z moich ulubionych książek. W ramach powtórki zafundowałam sobie audiobooka i nawet Roch Siemianowski nie zniszczył dobrego wrażenia. Serię „Autostopem przez galaktykę” od lat polecam wszystkim, którzy chcą się pośmiać. A kilka książek Lema i Le Guin przeczytanych niedawno tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że gatunki nie do końca mają znaczenie. Najważniejsza jest dobra literatura. 😉

    • pozeracz

      „Gra Endera” to książka w sam raz na liceum właśnie i początki przygody z science-fiction czy też fantastyką w ogóle. Ja dość szybko przeczytałem kolejne części, bo miałem kolegę dobrze uposażonego w Carda. Dalsza część cyklu to już zupełnie coś innego, ale bardzo mi się spodobało. „Cienie” też były super, choć tam to już bardziej thriller polityczny. Rozczarowały mnie za to późniejsze powroty do tego świata. Kompletną pomyłką okazały się zaś prequele pisane z Aaronem Johnstonem.

  2. Miałem dziewięć lat, a książka nazywała się „Niewidzialni” Gustave’a Le Rouge’a. Dawna fantastyka naukowa Alfy, do dziś mam sentyment 🙂 Ale tak naprawdę to się zaczęło chyba od Diuny w liceum.

  3. O, polecasz kilka książek, których jeszcze nie czytałam. Dzięki. 🙂

    PS Z humorystycznego s-f są jeszcze: Najlepsza Załoga Słonecznego, Pratchett czy Stalowy Szczur. 🙂

    • pozeracz

      Pratchett i SF? Ale gdzie? 😉 Fantastyka to i owszem, ale science-fiction raczej nie. „Nauka Świata Dysku” to nieco inna para kaloszy, gdyż to bardziej seria popularno-naukowa.

  4. „Autostopem…” <3 Bardzo lubię!
    Od czego zaczynałam? Trudno mi powiedzieć, ale chyba od "Solaris" i "Powrót z gwiazd" Lema. Przez długi czas od gimnazjum do połowy liceum skupiałam się za fantastykę, uważając sf za coś mniej rozrwykowego, a bardziej skomplikowanego i technicznego. I omijałam. A potem wyrosłam z bezkrytycznego zauroczenia fantastyką i weszłam w sf. Dalej była Le Guin, Douglas Adams, coś jeszcze, czego nie mogę sobie przypomnieć, w międzyczasie Star Trek. Do tej pory od niczego się nie odbiłam jeszcze. W przeciwieństwie do fantastyki :p

    Bardzo mi się podoba zestawienie, fajny pomysł i dobra zachęta – powinnam trochę z tych pozycji poznać 🙂

    • pozeracz

      Nie licząc przygód z lekturami, to Lema zacząłem czytać dopiero na studiach. O ile dobrze pamiętam, to było to przy okazji serii wydawanej przez Gazetę Wyborczą. Nie uzbierałem całej, gdyż było to nieco za wiele na mój budżet w tamtych czasach, ale potem uzupełniałem bibliotecznie. I podtrzymuję – większość Lema nie nadaje się na pierwsze kontakty.

      Ale Star Trek książkowy?

  5. rob

    no to dodam coś od siebie
    z lekka humorystycznych proszę bardzo Bill Bohater Galaktyki Harrisona (nawiasem sporo humoru znajdzie się w opowiadaniach Henry Kutnera) tego samego autora Planeta Śmierci
    z kosmicznych Mac Appa Zapomnij o Ziemi
    Colin Kapp Formy Chaosu
    larry niven Pierścień (ta książka zainspirowała moim zdaniem Pratcheta )
    a z europejskiej literatury podam francuską
    Pierre Barbet O czym marzą Psyborgi do tego można dodać dla młodszych czytelników opowiadania Bułyczowa i jego cykl o Alicji ??(czytałem 28lat temu stąd imienia nie pamiętam na 100% )

    • pozeracz

      Ooo… To dopiero seria. O części książek słyszałem, ale czytałem tylko Bułyczowa. W sumie to jego cykl guslarski stoi gdzieś pomiędzy fantastyką a SF. W sumie nieco mu bliżej do tego drugiego, więc mógł się tu znaleźć. Muszę w końcu wrócić w tamte strony, bo za często o Bułyczowie zapominam.

  6. Beatrycze

    Jako że lubiłam Le Guin od lat wczesnyvch, dość szybko przeczytałam „Lewą rękę ciemności” – miejscami m isię bardzo spodobało, ale też trochę znudziło, sądzę, że teraz tak by nie było.
    Pamiętam, że czytałam książki wyawane przez Prószyńskiego, ale niewiele z tego pamiętam…

    Chyba najbardziej pamiętam książkę pt. „Gorąca linia z Wężownika” Johna Varleya. Nie mam pojęcia, jaka była jej wartość literacka – ale pamiętam garść fajnych pomysłów. Np. na kolejne klony bohaterki z rozmaicie zaktualizowaną pamięcią („nie próbuj uciekać, bo cię dopadnę i zabiję” „ile razy już próbowałam” „sześć”), czy to, że straciła ona uczciwą pracę po tym, jak wyprodukowała trangeniczne banany o smaku ludzkiego mięsa (cieszyły się dużą popularnością, aż się ludzie dowiedzieli, skąd ten smak), albo koleżanka bohaterki, symbiontka latająca otwartym kosmisie dookoła Saturna (jednym komponentem był człowiek o czterech rękach a drugim o ile dobrze pomnę coś w stylu meduzopodobnego parasola).
    I cóż jeszcze by tu… Było coś, co nazywało się „Triplet” Timothy’ego Zahna, ale to po trosze SF a po trosze fantasy. To chyban ie była jaks dobra książka, ale spodoboał mi się pomysł na trójwarstowy świat, którego kolejne rzeczywistości różniły się prawami.

    • pozeracz

      Ha, niedawno wspominałem o tym Prószyńskim. Dla mnie też to były początki przygód z fantastyką. Dostałem sporo książek poremontowo od wujka, a potem nawiedzałem regularnie bibliotekę i zaczynałem właśnie od Prószyńskich z charakterystycznym oznaczeniem.

      Na 100% czytałem „Gorącą linię z Wężownika” – takiego tytułu nie da się zapomnieć – lecz zawartość już mi się dawno zatarła. Podobnie jest zresztą z Majipoorem, który czytałem w jakiejś dziwnej kolejności, o ile dobrze pamiętam.

  7. Lem na pierwszy kontakt to raczej zły pomysł – mnie mama próbowała namówić do czytania książek tego pisarza, kiedy byłem podstawówkowym berbeciem i skończyło się to b. źle (do Lema wróciłem dopiero w okresie maturalnym, a dziś to jeden z moich ulubionych pisarzy).

    Na pierwszy ogień polecam za to „Nastanie nocy” Asimova (cykl „Roboty” to także dobry wybór). Moim zdaniem wizje Zajdla są także b. ciekawe, szczególnie dla młodych adeptów science fiction.

    • Beatrycze

      Ja w podstawówce przeczytałam „Opowieści o pilocie Pirxie” i tak mnie one znudziły i rozczarowały, że od tamtej pory żadnej książki Lema już nie przeczytałam.

      • rob

        z lema to w młodym wieku tylko bajki robotów cyberiada i może dzienniki gwiazdowe może jeszcze niezwyciężony od reszty odrzuci na 99% 🙂

        • pozeracz

          „Bajki robotów” mi się podobały fragmentami w podstawówce, a dorosłemu jeszcze bardziej. „Niezwyciężony” pewnie w okolicach liceum byłby całkiem dobry.

      • pozeracz

        Aż taka długa czytelnicza przekorność? Ja myślałem, że me uprzedzenie do Gaimana było trwałe, ale widzę, że z Tobą nie mam szans 😉

      • Ja miałem dokładnie to samo – Pilot Pirx był moją zmorą. Ale po latach, kiedy ponownie sięgnąłem po jego przygody, byłem zachwycony. Lem porusza zbyt wiele aspektów psychologicznych zbyt wiele kwestii moralnych – to nie jest dobra literatura dla dzieciaków z podstawówki 🙂

        • pozeracz

          Zdecydowanie nie. Ja nie przypominam sobie, bym Pirxa czytał w podstawówce, w liceum na pewno zaś nie. Z podstawówki pamiętam jeszcze „Wesela w atomicach”, które wtedy spodobało mi się nawet.

  8. Miodzia

    Od zawsze lubiłam bajki, czyli takie dziecięce fantasy. Gdzieś z tyłu głowy klekotały Narnia te sprawy . Ale moją pierwszą świdomą „dorosłą” sci-fi było „W dół do ziemii” Silverberga i przepadłam. Potem wpadł mi w ręce nasz rodzimy EuGeniusz Dębski z serią o Owenie Yeates. Dziwie się też, że nikt nie wspomniał Amberu Zelaznego, przecież to takie samoczytające się dziwo 🙂 A odbijałam się zawsze (wstyd się przyznać) od Tolkiena – do dzisiaj nie rozumiem fenomenu tego pana…

    • pozeracz

      Ja od Tolkien zaczynałem czytanie fantastyki i oczarowałem mnie skutecznie, przeniósł do swojego świata, co mało komu do dziś się tak dobrze udaje. „Amber” to w sumie gdzieś po środku się znajduje, ale dla mnie nieco bliżej fantasy, mimo wszystko. Ale rzeczywiście – na początek byłby całkiem dobry.

  9. Mam z science-fiction dość krótką i niezbyt intensywną znajomość, ponieważ po „Opowieściach o pilocie Pirxie” czytanych w gimnazjum miałem kilkuletnią przerwę – teoretycznie książka Lema całkiem mi się podobała, ale zarazem trochę się wynudziłem. Musiało minąć kilka lat, abym ponownie sięgnął po ten gatunek, a wtedy zdecydowałem się na „Ubika” i z miejsca się zakochałem ;). Tak bardzo, że niecałe pół roku później zabrałem się za „Blade Runnera. Czy androidy marzą o elektrycznych owcach” (z reguły pomiędzy dziełami jednego autora potrzebuję przynajmniej rocznej przerwy, więc te kilka miesięcy świadczą o tym, jak bardzo mnie zachwyciło ;)), jednak teraz znowu mam przerwę, nie licząc czytanej latem mangi „The Ghost In The Shell”. W związku z moim małym doświadczeniem z tym gatunkiem zapamiętam sobie większość polecanych przez Ciebie tytułów. Akurat o „Grze Endera” słyszałem już wcześniej i jesteś kolejną osobą, która ją poleca, więc w końcu będę musiał przeczytać; poza tym „Autostopem przez galaktykę”, Asimov i Bradbury, ale ponieważ wolę formy dłuższe, to zdecyduję się właśnie na „Fundację” oraz „451 stopni Fahrenheita”. Natomiast „Lewa ręka ciemności” to już w ogóle dla mnie lektura obowiązkowa, skoro jest mowa o odmienności i tożsamości płciowej; mam tylko pytanie, czy to jest część jakiegoś cyklu? Lubimy Czytać pokazało mi coś takiego i trochę mnie to zmyliło.

    • Beatrycze

      Endera warto przeczytać – przynajmniej pierwsze dwa tomy (w obu występują ci sami bohaterowie, ale każdy zawiera zamkniętą fabułę) , bo potem jest już gorzej.

      „Fundacja” mnie osobiście nie przekonała.

      „Lewa ręka ciemności” jest częścią cyklu Ekumena/Hain ale chodzi tylko o to, że akcja powieści i opowiadań toczy się w tym samym uniwersum, poza tym można czytać każą książkę oddzielnie.

      • pozeracz

        Z Enderem rzeczywiście jest potem gorzej, ale w serii głównej i „Cieniach” nie jest nigdy tragicznie. Tragicznie jest za to w prequelu – szkoda czasu i nerwów.

        • Zapamiętam – żadnego prequela ;).

          Beatrycze, dzięki za odpowiedź, w takim razie gdy tylko nabiorę ochoty na bardzo refleksyjne science-fiction, to będę wiedział, po co sięgnąć :D.

    • pozeracz

      Na pytanie odpowiedziała już Beatrycze, ale mnie ciekawi dla roczna przerwa. To kwestia świadomej decyzji czy po prostu tak wychodzi?

      • Nie, to żadna świadoma decyzja, ale kwestia ochoty – przez cały rok, nawet gdy miałem ochotę na science-fiction, to zawsze była książka innego gatunku, na którą miałem jeszcze większą ochotę i sięgałem po tamtą. Cały czas to tak wychodzi i jakoś nie mogę się zabrać ponownie za science-fiction.

  10. Krzyś

    A Strugaccy?

    • pozeracz

      Na początek? Ja czytałem ich dość wcześnie, ale wydaje mi się, że bardziej nadają się na Etap 2.

  11. Świta mi węgieskie Klaustropolis Istvana Nemere jako początek 🙂
    Swoją drogą z rok temu podobny wpis przygotowałam, ale widzę, że tylk oEnder nam się powiela 😀

    • pozeracz

      O… Węgry? Nieźle. Dopisuję do listy, bo zaciekawiło mnie to bardzo. A różnice bardzo ciekawe są w takich przypadkach i różnorodność czytelniczych dróg pokazują.

      • Szału nie robi, ale mam do niej sentyment, bo czytałam smrodem młodym będąc 🙂

        • pozeracz

          Nawet i bez szału przyciąga mnie ze względu na geograficzną dywersyfikację. Będę niedługo czytał zapewne węgierskie powieści z ArtRage zakupione, ale fantastykę dodać do tego byłoby ciekawie.

  12. Z moich fantastycznych początków pamiętam „Kawalerię kosmosu” Heinlena i „Intruza” Frederica Browna (sam nawet nie wiem czemu), poza wspominanym już Stalowym Szczurem, którego czytałem na przemian z Xanth.
    Teraz jestem pod dużym wrażeniem wczesnego Clarka, myślę że wraz z Enderem jest świetny do polecenia na początek. Uważałbym ze Strugackimi albo Zajdlem. Teoretycznie Dick też by się nadał, ale kiedy sam stanąłem przed wyborem jego książki 'do polecenia’ nic nie wydało mi się trafionym pomysłem.

    • pozeracz

      Mi teraz zaś przyszli do głowy „Najazd z przeszłości” Jamesa P. Hogana. Fascynuje mnie zresztą, czemu nikt jeszcze nie wznowił tej powieści. Ciekawe, czy to kwestia praw autorskich, czy zaniedbania po prostu i gapiostwa.

  13. Oj tam dobrze dobrany Lem wcale nie jest za trudny na początek.
    No i zaintrygował mnie Przybyłek – jakoś nie przewinął mi się do tej pory przed oczami.

    • pozeracz

      Tak, „dobrze dobrany” może być niezły, ale z tego, co tu czytam, to pierwszy kontakt z Lemem bywa przypadkowy lub szkołą wymuszony i wiele dobrego z tego nie wynika.

      A Przybyłka koniecznie i najlepiej od Gamedeca.

      • Chyba źle się z tym Przybyłkiem wyraziłam, bo Gamedec mi nie przemknął przed oczami (a raczej powinien), a autora miałam okazję poznać przy okazji „Orła białego”, którego mi polecono. Zapewne to wina tego, że na Rebis spoglądam raczej rzadko.

        • pozeracz

          Ach, rozumiem. Strona i profil Rebisu bywają wybiórcze. Choć teraz na Facebooku łatwo coś przeoczyć.

  14. Moulder

    Literatura science fiction to gigantyczny ocean tytułów, klasyki jak i starych, mało znanych ramotek. Trudno kogoś zarazić nieuleczalnie tym gatunkiem prozy, między innymi dlatego, że jego odłamów jest bez liku. Dystopia fiction dla tych, co lubią popadać w melancholię – tutaj kłania się nieśmiertelna sława Philipa Kindred’a Dick’a. Osobiście bardzo cenię jego mistrzowskie krótkie opowiadanie „Druga Odmiana” z 1953 roku, na podstawie którego powstał film „Screamers” u nas pt. „Tajemnica Syriusza”. Space opera fiction np. „Gateway. Brama do gwiazd” Frederika Pohl’a, dla tych co lubią przygodę w iście filmowym Hollywoodzkim klimacie, filozofię, naukę zarazem. Cykl czterech powieści science fiction Arthura C. Clarke’a „Odyseja Kosmiczna” to obowiązkowa „biblia” dla miłośników science fiction. Militari fiction etc. zależy od gustu. Ważne, aby czytelnik nieobeznany z fantastyką nie wrzucał tego gatunku do jednego worka, zrażony jakąś nietrafioną w jego gusta powieścią sci fi, a poeksperymentował z różnymi jego odłamami.

    • pozeracz

      Dzięki za głos. O Pohlu nieco już czytałem, ale nic jego jeszcze nie czytałem. Może przy następnych polowaniach lumpeksowo-allegrowych coś jego wybiorę, by widywałem, o ile pamięć mnie nie myli.

      A „Odyseję kosmiczną” czytałem w całości, ale już dobre kilkanaście lat temu. Zresztą Clarke w ogóle był bardzo ważnym autorem początków mojego czytelnictwa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén