"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Coraz inne, coraz mylne, czyli o motywie maski w literaturze

Od dawien dawna powtarzam i nawet we wstępach do wpisów już o tym wspominałem: warto czytać inne blogi. Już nie raz zainspirowałem się treścią cudzych wpisów i przyznaję to otwarcie. Tym razem winowajczynią jest pewna Bałwochwalica i jej recenzja Świata w płomieniach Siri Hustvedt. Część tekstu poświęcona jest bowiem maskom, które przywdziewać musi główna bohaterka. Dziś więc zapraszam do przypatrzenia się motywowi maski w literaturze.

Nie jestem jednak masochistą i do tematu podchodzę w sposób dosłownie fizyczny. Innymi słowy – będzie to wpis o maskach-przedmiotach, nie zaś maskach w rozumieniu metaforycznym. O ile bowiem ta druga interpretacja daje dużo większe pole do popisu, to byłoby to porywanie się z motyką na słońce. Takie maskarady emocjonalne napotkać można bowiem w tak wielu dziełach i mają one tak wiele odmian, że trudno byłoby wydobyć z tego bogactwa treściwy ekstrakt. Natomiast maski fizyczne pojawiają się w literaturze nie aż tak często, ale mają w niej na tyle samodzielne miejsce, by można było przedstawić kilka szczególnych kategorii i dzieł je reprezentujących (podobnie jak to miało miejsce we wpisie o lustrach).

Maski obecne są w kulturze ludzkiej niemal od jej zarania i jako takie są przedmiotem badaczy tych początków. Najstarsze z odnalezionych masek mają 9000 lat, lecz przypuszcza się, że używane były już dużo wcześniej. Są one także niezwykle różnorodne pod względem formy (maski zakrywające całe ciało, inuickie maski zakładane na palce), „treści” (demon, zwierzę, bóstwo) oraz funkcji (maski pośmiertne, maski rytualne). Ciekawa jest także etymologia samego słowa, które do języka angielskiego przywędrowało dość późno (lata 30. XVI wieku) z Francji. Wcześniej jeszcze zaś pokonało drogę do Włoch z łaciny – tam słowo masca oznaczało „maski, zjawy, koszmaru”. Nie ma jednak zgody względem tego, skąd pojawiło się w łacinie. Jedną z opcji jest  arabskie maskharah ‏مَسْخَرَۃٌ‎, czyli „błazen”, a drugą prowansalskie mascarar, czyli „zaczerniający (twarz)”.

Najbardziej oczywistą funkcją maski jest ukrycie tożsamości nosiciela. Tu, oczywiście, pierwszy na myśl przychodzi komiks z przebogatą plejadą zamaskowanych bohaterów i złoczyńców. Mimo że to medium nie stanowi przedmiotu tego wpisu, chciałbym i tak wspomnieć szybciutko o dwóch postaciach wysoce literackich. Obaj są tworami Alana Moore’a – pierwszym jest Rorschach z Watchmen stworzonych wraz z Davem Gibbonsem, a drugim V z V jak Vendetta powstałej we współpracy z Davidem Lloydem. Pierwsza maska jest bardzo ciekawa, gdyż stanowi odwrócenie zamysłu maski – pozwala ona bowiem pokazać emocje bohatera, którego prawdziwa twarz wyraża jedynie gniew lub obojętność. Maska V to zaś doskonały przykład jak przedmiot fikcyjny może przekraczać granice fizyczności i robić to w nieco opaczny sposób.

Literackie źródła ma natomiast jeden z najbardziej rozpoznawalnych zamaskowanych mścicieli, Zorro. Pierwsze filmy zostały bowiem oparte na powieści autorstwa Johnstona McCulley’ego. Co ciekawe – tytuł oryginalnego wydania to The Curse of Capistrano, ale po sukcesie filmu powieść wydawana była jako Mark of Zorro. W Polsce wydano ją dopiero w 1997 roku jako… Zorro. Ot, marketing wiecznie żywy. Warto tu też od razu wspomnieć o pewnym dziele fantastycznie pokręconym, a i o zamaskowaniu traktującym, czyli Narzeczonej księcia Williama Goldmana. To dzieło też znane raczej z ekranizacji, ale Straszny Pirat Robert wartym wspomnienia jest, a powieść jest nieco mroczniejsza. No i przedstawia całą historię Inigo Montoyi. Ciekawą odmianą tego podmotywu jest Wicehrabia de Bragelonne Alexandre’a Dumas, w którym to pojawia się historycznie tajemniczy człowiek w żelaznej masce, czyli przykład na ukrywanie tożsamości wbrew nosicielowi.

Maska może ukrywać nie tylko tożsamość, ale i defekty fizyczne. Natychmiastowo przychodzi tu bowiem Upiór w operze Gastona Leroux. Ta gotycka opowieść o Eryku, zdeformowanym genialnym kompozytorze, żyjącym w piwnicach Opery Paryskiej, inscenizowana była setki razy, ale korzenie ma literackie – publikowana była w odcinkach w latach 1909–1910. Cudnym przetworzeniem tej opowieści jest Maskarada Terry’ego Pratchetta, która wykorzystuje szkielet opowieści Leroux, by ukazać operowy świat. Tu ciekawa jest zwłaszcza przemiana nieco pierdołowatego Waltera Plinge’a w szarmanckiego, wyrafinowanego ducha, a także prześwietny finał ukazujący siłę narracji w światodyskowym (nie)życiu. Warto tu też napomknąć  o pewnym mariażu polsko-hollywoodzkim, a mianowicie o Królu trędowatym Zofii Kossak-Szczuckiej, w którym to pojawia się Baldwin IV, tytułowy monarcha dotknięty przez trąd, zwycięzca spod Montgisard, zakuty potem w srebrną maskę przez Ridleya Scotta w Królestwie niebieskim. Zupełnie na marginesie można zaś wspomnieć, że ukrywanie tożsamości oraz/lub fizycznych zniekształceń jest też specjalnością postaci z filmowych horrorów znanych.

Na koniec zaś mam dla Was bardzo nietypowe zastosowanie tego motywu, a w dodatku na polski nieprzetłumaczone (to the best of my knowledge). Mowa tu o opowiadaniu The Minister’s Black Veil Nataniela Hawthorne’a, którego głównym bohaterem jest proboszcz Hooper. Wielebny pewnego dnia wdziewa nie tyle maskę per se, ale czarny woal. Zasłona ta półprzezroczysta skrywa całą twarz poza ustami i brodą, a  z czasem odmienia całą społeczność. Z początku wydaje się, że jest to rekwizyt na potrzeby kazania mówiącego o skrywanych grzechach, lecz wielebny nie zdejmuje „maski” po mszy. Dziwne zachowanie staje się głównym tematem rozmów, ale nikt nie potrafi się zdobyć na odwagę i spytać księdza o to, dlaczego zasłania twarz. Udaje się to tylko narzeczonej Hoopera, Elizabeth, ale nie uzyskuje ona odpowiedzi. Hawthorne do końca nie daje bezpośredniej odpowiedzi na pytanie Elizabeth, ale czytelnik może z fascynacją śledzić reakcje i przemiany w społeczności. Jeśli zaś i Wy chcecie zapoznać się treścią i zaproponować własną interpretację, to pełen tekst znajdziecie tutaj.

Co prawda na samym początku zdecydowałem się pisać tylko o maskach w ich wydaniu fizycznym, ale zbierając materiały do wpisu, natknąłem się na tyle rozważań o maskach metaforycznych, że aż mnie kusi i na taki wpis – choć raczej w wydaniu ograniczonym. Tradycyjnie na koniec przychodzi pora na Was. Proszę o zamaskowane komentarze bez ograniczeń: piszcie o Waszych ulubionych manifestacjach motywu maski, nie tylko tej fizycznej.

— A jakie jest to kłamstwo o maskach?
— Ludzie wierzą, że ukrywają twarze.
— Przecież urywają twarze — zauważyła niania.
— Tylko tę, która jest na wierzchu.

[Terry Pratchett, Maskarada]

Poprzedni

Niecierpliwość ludzi spragnionych, czyli wywiad z Kamą Buchalską (część 1)

Następne

Zapach metanolu o poranku, czyli „Czarna książka. Zostać mistrzem” Joanny Krystyny Radosz

24 komentarze

  1. Dwa opowiadania science fiction. Jack Vance i jego „Księżycowa Ćma” oraz inspirowane nim „Ponury Milczek” Jacka Piekary.
    Obca planeta. Obce społeczeństwo, ale ludzkie (w sensie fizycznym). Maski jako element konwenansu i etykiety, wyrażające w zasadzie wszystko (i nic tak naprawdę) o noszącym je człowieku. Nie tylko emocje, ale też pozycję społeczną, towarzyską, zmieniane w zależności od bieżącej sytuacji. Twarz na każdą okazję, subtelność i skomplikowana, skodyfikowana, etykieta. Widać nawiązania do masek kabuki czy masek starogreckiego teatru. Dziwny świat, dziwne społeczeństwo i przedstawiciele ludzi usiłujący znaleźć sobie miejsce w tym wszystkim, niektórzy z niezłym skutkiem 😉

    • pozeracz

      Ładnie, ładnie. Nie widziałem, że Piekara inspirował się Vancem. Ale jeśli chodzi o maski wyrażające pozycję społeczną, to przychodzi mi też na myśl „Malazańska księga poległych” i Segulehowie.

    • Wiesz to był 1990 rok. Nasi pisarze pisali jeszcze wtedy normalną fantastykę 😀 Nie mam nic przeciw ideologii w literaturze, ale nie cierpię jeśli fantastykę traktuje się jako „literaturę zamiast”. Głęboki odchył prawicowo-nacjonalistyczny dopiero się zaczynał, ze stratą dla naszej fantastyki, głównie science fiction. Chyba dopiero teraz zaczyna być normalniej, więcej równowagi w każdym razie jest 🙁 Ale to temat na inną dyskusję.

      • pozeracz

        Zdecydowanie inną, ale zdecydowanie potrzebną. Odchyły są przeróżne, ale mam podobnie jak Ty – ideologia mi nie przeszkadza sama w sobie, ale czasem przejmuje ona literaturę i samej literatury zostaje niewiele.

  2. Beatrycze

    Może nie maski, ale całe kostiumy pojawiają się w „Mieście egzo-szkieletów” Jeffreya Forda (z wydania UW „Portret pani Charbuque. Asystentka pisarza fantasy”) . Polecam, to naprawdę szalone opowiadanie, karkołomne tak, że streszczeine pomysłu zabrzmiałoby raczej zniechęcająco, tymczasem realizacja robi wrażenie.

    Mój ulubiony cytat o maskach pochodzi z opowiadania „Pomiędzy snami” Christophera Barzaka – cytuję z pamięci „Wszyscy nosimy maski pomiędzy snami. Takie jest prawo życia tutaj. Jednak jeśli zechcesz, możesz wybrać maskę, którą przywdziejesz. Musisz tylko być silna” – w oryginalne na pewno nie było przywdziewania, ale sens jak sądzę zachowałam. Opowiadanie pochodzi ze zbiorku „Antologia fantasy” i jest, moim zdaniem, jedynym wartościowym tekstem w tej antologii.

    • pozeracz

      Z opowiadaniami (i niektórymi powieściami też zresztą) bywa ten problem, że wszelkie próby streszczania albo oznaczają straszne spłycanie, albo też brzmią zupełnie nijako. Za rekomendację zaś dziękuję.

      A cytat ciekawy – wkracza już nieco w metaforykę, ale maski silne są tą metaforyką.

  3. W planach mam książkę „Tanin no kao” (tytuł ang. „The Face of Another”) autorstwa Kōbō Abe. Bohater w wyniku wypadku doznaje rozległych poparzeń twarzy, co uniemożliwia mu normalne funkcjonowanie w społeczeństwie. Ratunkiem okazuje się lekarz psychiatra, który proponuje bohaterowie maskę wykonaną z doskonałej imitacji skóry – protagonista zyskuje nową twarz, a jednocześnie… nową tożsamość.

    • pozeracz

      Wiem, że to skojarzenie wręcz niepoprawne, ale opis ten przywodzi mi na myśl filmową kwintesencję okropieństw filmów akcji lat 90-tych, czyli „Face off”. Istne arcydzieło szmirowatości z dwoma tytanami tej dziedziny Johnem Travoltą i Nicolasem Cagem. Ach, te czasy wypożyczalni VHS.

  4. czytanki anki

    Mishima napisał 'Confessions of a Mask’, raczej mocna rzecz.
    I wydaje mi się, że w „Namiętności” Winterson maski odegrały pewną rolę.

    • pozeracz

      Hmmm… Masek w „Namiętności” nie pamiętam, ale spróbuję odszukać jakieś informacje. A „Confessions of a Mask” zapowiada się niezwykle ciekawie. Nie dość, że homoseksualizm, to jeszcze japońskie obsesje.

      • czytanki anki

        Bardzo ciekawie
        Może warto zajrzeć też do serii o Harrym Potterze, tam chyba coś może się trafić.
        I nie wiem jak mogłam zapomnieć o „Disneylandzie” Dygata i świetnej ekranizacji pt. „Jowita” – maska na balu studentów napędza cała fabułę.

        • pozeracz

          Ach, teraz dopiero przypomniał mi się bal maskowy w „Magu” Fowlesa. Ależ to był pełen znaczeń i niedoznaczeń fragment.

    • W roku, za sprawą PIWu, ma pojawić się polskie wydanie 🙂

  5. Ja uwielbiam maskę w Maskaradzie Pratchetta. 😀

    I tak mnie naszło, że teraz tych masek to na pęczki. Kiedyś takim symbolem był Zorro, a teraz prawie każdy bohater z maską na twarzy. 😉

    • pozeracz

      Tak, na pęczki w popkulturze, ale do literatury aż tak często nie zaglądają.

  6. Beatrycze

    Jeszcze mi się przypomniało – gorąco polecam „Lavondyss” Holdstocka – czasem można znaleźć po bibliotekach, warto przeczytać. Dla mnie to już w zasadzie pozycja z pogranicza fantastyki i głównego nurtu. Bohaterka tworzy kolejne maski, by móc wedrzeć się do serca Mythago Wood (nie lubię polskiego tłumaczenia).

    • pozeracz

      Ojoj… Widzę, że to cała seria. To dla mnie wysoce niebezpieczne. A poza tym – ach, te dawne fantastyczne okładki Zysk i S-ka 😉

      • Beatrycze

        I tak w Polsce wyszły tylko 2 pierwsze tomy, z których oba mają osobne fabuły. Owszem, warto przeczytać pierwszy tom (początek jest nieco drętwy, ale im dalej w las, tym ciekawiej) – ale las i tak jest czymś nieco innym dla bohaterów obydwu tomów.

        • pozeracz

          Dobrze wiedzieć – ja mam kręćka na punkcie zaczynania od początku. Zresztą chyba mało kto lubi zaczynać od środka.

  7. Bałwochwalica Jedna

    Rozczarowałeś mnie 😉 !!! Miałam nadzieję, że dokonasz niemożliwego!!! Że się porwiesz z tą motyką… Ale mówiąc poważnie, Twoja nota odkryła przede mną motyw, nad którym do tej pory nie zastanawiałam się nawet, gdyż zwykle bujałam wśród masek tych niewidocznych, lekceważąc to, co namacalne choć równie enigmatyczne. Zatem, dzięki wielkie.

    Liczę jednak na choćby ograniczoną wyprawę w świat złudzeń.

    Ps. Proszę też o więcej wpisów kategorii Lingwistyka, Roztrząsanie!!!

    • pozeracz

      Będę musiał jakoś poszatkować to niemożliwe albo też znaleźć do niego jakiś klucz, który pozwoli się z nim zmierzyć.

      A wpisy z rzeczonej kategorii na pewno się pojawiać będę. Chwilowo jednak pozostaje sprawdzenie archiwum bloga.

  8. Czy Romeo i Julia nie spotkali się właśnie na balu maskowym?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén