Nie pamiętam, czy wspominałem o tym na blogu, ale nie oglądam telewizji. Od przeprowadzki telewizor stoi sobie w kącie, z tęsknotą wypatrując gniazdka. Od pewnego czasu jestem też bardzo mało filmowy. Od czasu do czasu oglądam coś sam lub z małżonką, raz na rok wyskoczę do kina. Pod względem oglądactwa jedynym co było w stanie mnie porwać na dłużej były seriale. Prym wiedzie tu Person of Interest, które niedawno zaczęło piąty, niestety ostatni, sezon. Postanowiłem skorzystać z okazji i spróbować zachęcić Was do dania mu szansy.

poi0

Rząd Stanów Zjednoczonych zleca stworzenie oprogramowania, które byłoby w stanie ogromne ilości danych zbierane przez wywiad USA i na ich podstawie przewidywać zagrożenia terrorystyczne. Harold Finch (Michael Emerson) tworzy „Maszynę” i przekazuje jej stery wywiadowi, zostawiając sobie jednak pewną furtkę. Okazuje się bowiem, że superkomputer ostrzega także przez „zwykłymi” zbrodniami. Mając do dyspozycji jedynie numer ubezpieczenia społecznego, Finch próbuje powstrzymać przestępstwa. Marnej postury programista potrzebuje jednak pomocy. Akcja serialu zaczyna się, gdy zatrudnia do pomocy Johna Reese’a – byłego Zielonego Bereta, członka Delta Force, a jeszcze do niedawna zabójcę na usługach CIA.

Z początku i z wierzchu Person of Interest (w Polsce z początku serial zwał się Impersonalni, ale chyba z czasem ktoś sobie uświadomił marność tego tłumaczenia i zmieniono je na Wybrani) to tak zwany procedural. W przypadku seriali typu CSI i pochodnych akcja zaczyna i toczy się wokół trupa/sprawy tygodnia, a tu wszystko rozbija się o to, by do trupem nikt się nie stał. I dotyczy to tych „złych”, gdyż Harold Finch nie jest zwolennikiem rozwiązań siłowych, więc po pewnym czasie Reese staje się znany wśród funkcjonariuszy jako „facet w garniturze”, specjalista od postrzałów w kolana. Przyznać jednak trzeba, że jeśli ktoś nie przepada za tą formą serialową, to może nie wytrwać pierwszego sezonu. Specyficzne relacje dwóch typów aspołecznych oraz ich poczucie humoru sprawiły, że wsiąkłem od samego początku. Wciągnąć mogą też próby rozszyfrowania, czy dana „person of interest” została wskazana przez Maszynę, gdyż ma zostać ofiarą czy raczej sprawcą. No i przede wszystkim: całkiem sporo jest też odniesień książkowych.

Finch to mól książkowy

Jednak już w pierwszym sezonie zaczęły związywać się wątki i budzić się przeczucia, które uczyniły ten serial jednym z mych ulubionych. Korupcja w policji sięgająca najwyższych szczebli, genialny mafiozo przejmujący „miasto”, brud za palcami wywiadu – to dopiero wierzchołek góry lodowej. Dla niepotrafiących wstrzymać ciekawości: z czasem dochodzi do wojny dwóch sztucznych inteligencji . Po drodze zaś czeka cała fura zaskoczeń, zwrotów akcjii ciekawych antagonistów. Im dalej w las, tym robi się mniej kolorowo, a przed bohaterami postawionych zostanie wiele trudnych i moralnie dwuznacznych wyborów. Person of Interest to serial w sporej mierze nastawiony na akcję, ale zaskakująco dobrze radzi sobie też ze scenami emocjonalnymi. Niektóre z nich potrafią złamać widzowi serce. Spora w tym zasługa podkładu muzycznego – sama ścieżka dźwiękowa jest niezła, ale twórcy serialu potrafią wspaniale dobierać utwory do scen. Massive Attack, Johnny Cash, Nina Simone, Unkle czy Dawid Bowie to tylko część artystów, który utwory zostały wplecione w pierwszy sezon. Niektóre z nich już zrosły się w mej pamięci z danymi scenami, a kończąca sezon czwarty sekwencja z floydowskim „Welcome do the Machine” w tle to małe arcydzieło.

poi3

Warto też napisać parę słów o samych postaciach oraz przesłaniu. O ile z początku Reese czy Finch mogą się wydawać postaciami mocno sztampowymi (zamknięty w sobie twardziel i aspołeczny geniusz-informatyk), ale szybko nabierają głębi. Stopniowo poznajemy ich przeszłość, motywacje oraz winy. W zasadzie każda z postaci ma sporą kolekcję demonów, z którymi musi się zmierzyć. I wcale nie musi się jej to udać. To właśnie w takich momentach emocje grają najbardziej intensywnie. A poza tym: RootxShaw! Do tego często to kobiety są bardziej twarde, a pamiętnych postaci drugoplanowych jest wiele. Jeśli zaś chodzi o przesłanie, to nie jest one ani oczywiste, ani bezpośrednio wyłożone. Person of Interest, nieco mimochodem, stanowi całkiem niezły komentarz do stechnicyzowanej codzienności i tego, jak łatwo rezygnujemy z prywatności. Co prawda pod względem czysto technicznym mamy tu sporo uproszczeń i przeinaczeń, ale doskonale pokazuje jak potężną bronią jest informacja i jak chętnie oddajemy ją innym.

Stworem fandomowym co prawda nie jestem, ale najbliżej mi chyba w tym przypadku. Wyczekiwałem newsów, oglądałem panele ComicConowe z obsadą i twórcami, wróżyłem na podstawie tytułów odcinków i tak dalej. A teraz zaczął się ostatni sezon, a mnie coś powstrzymuje przed tym, żeby zacząć oglądać. Chyba po prostu boję się końca.

poi1

You are being watched. The government has a secret system, a machine that spies on you every hour of every day. I know because I built it. I designed the machine to detect acts of terror but it sees everything. Violent crimes involving ordinary people, people like you. Crimes the government considered „irrelevant.” They wouldn’t act, so I decided I would. But I needed a partner, someone with the skills to intervene. Hunted by the authorities, we work in secret. You’ll never find us, but victim or perpetrator, if your number’s up… we’ll find *you*.