"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Albion po wojnie, czyli współczesne rekomendacje zza kanału

Niedawno zdałem sobie sprawę z tego, że o ile me skrzywienie tłumaczeniowe wyszło już na wierzch na blogu, to me angielsko-filolologiczne korzenie są tu słabo reprezentowane. Przyznam szczerze i bez bicia, że czas studiów licencjackich wspominam bardzo miło i to nie tylko dzięki literaturze. Kiedyś napiszę pewnie o najlepszych opowiadaniach, postmodernistycznych perełkach i angielskiej klasyce. Dziś jednak poświęcę nieco czasu na swoje ulubione współczesne powieści rodem z Albionu.

albion0

Zanim przejdę do konkretów zaznaczę tylko, że jedynym kryterium wyboru było me chwilowe widzimisię względem tego, co uważam za najlepsze z tego okresu. Pewnie gdybym wstał inną kończyną lub spojrzał innym okiem, to może w zestawieniu znalazłby się David Mitchell, Jasper Fforde albo i Jo Walton. Ale o nich na pewno jeszcze na tym blogu napiszę. Na razie jednak wróćmy do trzech gwoździ dzisiejszego wpisu…

Mag

John Fowles

albion3

Swego czasu perypetie Nicholasa Urfe pochłonęły mnie całkowicie. Wyprawa młodego i egoistycznego nauczyciela na małą grecką wyspę, jego psychologiczne perturbacje i przedziwna znajomość z ekscentrycznym Mauricem Conchisem wywarły na mnie bardzo duże wrażenie. Dzieło Fowlesa momentami było piękna, a momentami niepokojące do szpiku kości. Prowadzone przez Conchisa, odludka i właściciela połowy wyspy, gry i jego skłonność do manipulacji oddziaływały niezwykle mocno na protagonistę i niemal tak samo mocno na mnie. Jeśli tylko czytelnik da się prowadzić nurtowi powieści, to czeka go mnóstwo silnych doznań, nie tylko literackich. Mnogość znaczeń, wiele pytań i otwarte zakończenie, czyli to co Pożeracze lubią bardzo.

Opętanie

A.S. Byatt

albion1

Jeśli chciałbym Was odstraszyć, to napisałbym, że mamy tu do czynienia z pięknym przykładem metafikcji historiograficznej, która jest jednym z nurtów postmodernizmu. Zdaję sobie sprawę, że choć sam mam do tego zjawiska wiele sympatii, to niektórzy na samą myśl czmychają gdzie pieprz rośnie. Spieszę więc zapewnić, że Opętanie to przede wszystkim piękna opowieść, a w zasadzie dwie opowieści połączone ze sobą. Intertekstualność i inne igraszki post-mo stanowią w niej dodatkowe dno, swoisty dodatek, który może urozmaicić lekturę, lecz w żaden sposób w niej nie wadzi. Głównie jednak jest to powieść o miłości do literatury, o miłości romantycznej, o relacjach między kochankami i o autorstwie. Wszystko napisane piękną angielszczyzną i wzbogacone różnorodnością form.

Z nieco innego punktu widzenia opisałem tę powieść we wpisie o molach książkowych opisanych w literaturze.

Nie opuszczaj mnie

Kazuo Ishiguro

albion2

Dlaczego nie Okruchy dnia? Dlaczego nie Pejzaż w kolorze sepii? Pierwszej nie czytałem, a druga mi się bardzo podobała, ale nie wywołała aż takich emocji. W tej krótkiej powieści science-fiction nie ma zbyt wiele nauki, ale za to fikcja porusza. Ta alternatywna wersja historii Anglii lat 90. ubiegłego wieku mami spokojną narracją i niemal idyllicznym klimatem. Cały czas w tle czai się jednak pewien niepokój, niepewność, który z czasem przybiera coraz bardziej konkretnych kształtów. Kontrast pomiędzy tym spokojem, a kryjącą się za nim tajemnicą uderzył mnie w trzewia z dużą intensywnością. Doradzam jednak stanowczo: nie czytajcie streszczeń, recenzji ani nie odwiedzajcie wpisu w Wikipedii. Według mnie Nie opuszczaj mnie powinno czytać się z jak najbardziej „pustą” głową.


W trakcie pisania naszła mnie refleksja na temat tego, jak różnie można o tej samej powieści napisać zależnie od kontekstu, zamiarów i minionego czasu. Zupełnie nieświadomie można zupełnie inaczej rozłożyć akcenty i podkreślić inne aspekty. Choć czy to nie jest jedna z cech dobrej literatury? W przypadku produkcyjnego czytadła taka mnogość możliwa by raczej nie była.

Na koniec zaś przewrotny (nie Brel, ni Bridgewater) akompaniament…

„Bóg” i „wolność” to pojęcia zupełnie sobie przeciwne, ludzie zaś wierzą w swych wyimaginowanych bogów zazwyczaj dlatego, iż boją się uwierzyć w to drugie. [John Fowles, Mag]

Poprzedni

Kultura, kradzież, książki, kontrowersje

Następne

Miałem, tak samo jak ty, miasto moje, czyli „Inna Dusza” Łukasza Orbitowskiego

6 komentarzy

  1. M.S

    O, może Ty mi wytłumaczysz na czym polega ten fenomen „Maga”. Polecało mi tę książkę już wiele osób, widziałem niejedną pozytywną ale niestety gołosłowną recenzję i ostatecznie przeczytałem dzieło Fowlesa jakiś rok temu. Wynudziło mnie niemiłosiernie, chociaż pomysł ze spektaklem teatralnym w czasie rzeczywistym był nawet intrygujący. Problem w tym, że nie dostrzegłem w tej książce nic poza zgrabnym czytadłem. Czy się mylę i czegoś ciekawego nie zauważyłem, czy ten utwór nie ma w sobie nic więcej? A jeśli ma to co?

    • pozeracz

      A to nie byłoby trochę jak tłumaczenie dowcipu? Inna sprawa zachęcać do lektury, a inna wskazywać co mogło/powinno się podobać komuś, kto już przeczytał. „Maga” czytałem lat temu kilka, więc recenzji pełnoprawnej nie popełnię, ale – jak stoi we wpisie napisane – pochłonęła mnie atmosfera i dałem się zmanipulować Conchisowi. Powieść ta miała dla mnie to, coś co czai się gdzieś na skraju, niepokoi i nęci.

  2. ’Maga’ jeszcze nie czytałam, ale uwielbiam 'Nie opuszczaj mnie’.

  3. M.S

    Jak nie zrozumiałem, to wolę się dopytać niż głupkowato uśmiechać bo wszyscy się śmieją 😛 Wnioskuję w takim razie, że punktem zaczepienia będą tu raczej emocje i klimat, a nie intelektualna gratka i zawoalowane przesłanie, które gdzieś mi umknęło?

    • pozeracz

      Przesłanie? Raczej nie. Gratka intelektualna? Dla mnie tak. Według mnie urok kryje się w napięciach, manipulacjach i emocjach – jeśli to nie „chwyci”, to raczej trudno się do tych pokładów dokopać. Daleko mi do wymagania od innych, by im się podobało, to samo, co mi, i z tych samych powodów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén