"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Nieśmiałe zaloty do Euterpe, czyli Pożeracz i poezja

Przyznam się Wam, o szanowni wielce goście, że jest mi nie po drodze z poezją. O ile polski system szkolnictwa nie potrafił ukatrupić mej radości z czytania, to skutecznie zniechęcił mnie do sięgania po poezję. Interpretowanie według znanego wszystkim klucza „co autor miał na myśli” i napastliwe doszukiwanie się środków stylistycznych odzierało wiersze z tego, co najważniejsze – indywidualnego z nimi obcowania. Tym wpisem chciałbym poczynić pierwszy krok na drodze ku odkupieniu, a może i kogoś zainspirować.

euterpe3


Dlaczego w ogóle to robię? Bo czuję, że coś tracę. Doceniam poetycką frazę w prozie, potrafię się czasem zachwycić wierszem, czy też jego fragmentem. Powiem więcej – znam nawet dwa czy trzy wiersze na pamięć i wcale nie jest to pamiątka po czasach szkolnych. O ile szkoła podstawowa i liceum od poezji mnie odciągnęły, to studia dzielnie próbowały przyciągnąć. A może to po prostu Qbuś wyzbył się nieco głupoty (bo nie zmądrzał do dziś)? Trudno na to pytanie odpowiedzieć, ale wiem, że spora część poezji bliskiej pożeraczowym gustom wywodzi się z kręgów saskich-anglo.

Ten wpis jest formą zajrzenia w siebie, przypomnienia sobie swoich ulubionych wierszy lub też poetyckich fragmentów. Nie ma tu żadnego klucza, dodam tylko, że jedna z fascynacji zaczęła się od cytatu w książce Deana Koontza, a jedną utrwalił Patrick Stewart. Jest on jednak też prośbą do Was, prośbą o wyciągnięcie do mnie poetycko-pomocnej ręki. Opowiedźcie o swoich ulubionych poetach, spamiętanych fragmentach i zachwycających całościach. Kto wie, może spłynie na Pożeracza łaska muzy Euterpe?

euterpe4 batoni appollo i dwie muzy

Kończę jednak prozę wpisu, niech przemówi poezji czar…

William Shakespeare

Makbet

(Akt V, Scena V, wiersze 17-28)

(tłum. Józef Paszkowski)

 She should have died hereafter;
There would have been a time for such a word.
— To-morrow, and to-morrow, and to-morrow,
Creeps in this petty pace from day to day,
To the last syllable of recorded time;
And all our yesterdays have lighted fools
The way to dusty death. Out, out, brief candle!
Life’s but a walking shadow, a poor player
That struts and frets his hour upon the stage
And then is heard no more. It is a tale
Told by an idiot, full of sound and fury
 Powinna była umrzeć nieco później;
Czego się było tak śpieszyć z tą wieścią?
Ciągle to jutro, jutro i znów jutro
Wije się w ciasnym kółku od dnia do dnia
Aż do ostatniej głoski czasokresu;
A wszystkie wczora to były pochodnie,
Które głupocie naszej przyświecały
W drodze do śmierci. Zgaśnij, wątłe światło!
Życie jest tylko przechodnim półcieniem,
Nędznym aktorem, który swoją rolę
Przez parę godzin wygrawszy na scenie
W nicość przepada – powieścią idioty,
Głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą.

William Blake

Tygrys

(tłum. Stanisław Barańczak)

Tyger! Tyger! burning bright
In the forests of the night,
What immortal hand or eye
Could frame thy fearful symmetry?

In what distant deeps or skies
Burnt the fire of thine eyes?
On what wings dare he aspire?
What the hand dare sieze the fire?

And what shoulder, & what art.
Could twist the sinews of thy heart?
And when thy heart began to beat,
What dread hand? & what dread feet?

What the hammer? what the chain?
In what furnace was thy brain?
What the anvil? what dread grasp
Dare its deadly terrors clasp?

When the stars threw down their spears,
And watered heaven with their tears,
Did he smile his work to see?
Did he who made the Lamb make thee?

Tyger! Tyger! burning bright
In the forests of the night,
What immortal hand or eye
Dare frame thy fearful symmetry? 

Tygrysie, błysku w gąszczach mroku:
Jakiemuż nieziemskiemu oku
Przyśniło się, że noc rozświetli
Skupiona groza twej symetrii?

Jakaż to otchłań nieb odległa
Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie
Wznieciły to, co w tobie płonie?

Skąd prężna krew, co życie wwierca
W skręcony supeł twego serca?
Czemu w nim straszne tętno bije?
Czyje w tym moce? kunszty czyje?

Jakim to młotem kuł zajadle
Twój mózg, na jakim kładł kowadle
Z jakich palenisk go wyjmował
Cęgami wszechpotężny kowal?

Gdy rój gwiazd ciskał swe włócznie
Na ziemię, łzami wilżąc jutrznię,
Czy się swym dziełem Ten nie strwożył,
Kto Jagnię lecz i ciebie stworzył

Tygrysie, błysku w gąszczach mroku:
W jakim to nieśmiertelnym oku
Śmiał wszcząć się sen, że noc rozświetli
Skupiona groza twej symetrii?

T. S. Elliot

Wydrążeni ludzie

(tłum. Czesław Miłosz)

Here we go round the prickly pear
Prickly pear prickly pear
Here we go round the prickly pear
At five o’clock in the morning.

Between the idea
And the reality
Between the motion
And the act
Falls the Shadow

For Thine is the Kingdom

Between the conception
And the creation
Between the emotion
And the response
Falls the Shadow

Life is very long

Between the desire
And the spasm
Between the potency
And the existence
Between the essence
And the descent
Falls the Shadow

For Thine is the Kingdom

For Thine is
Life is
For Thine is the

This is the way the world ends
This is the way the world ends
This is the way the world ends
Not with a bang but with a whimper. 

Więc okrążajmy kaktus nasz
Kaktus nasz kaktus nasz
Więc okrążajmy kaktus nasz
O piątej godzinie rano

Pomiędzy ideę
I rzeczywistość
Pomiędzy zamiar
I dokonanie
Pada Cień

Albowiem Tuum est Regnum

Pomiędzy koncepcję
I kreację
Pomiędzy wzruszenie
I odczucie
Pada Cień

A życie jest bardzo długie

Pomiędzy pożądanie
I miłosny spazm
Pomiędzy potencjalność
I egzystencję
Pomiędzy esencję
I owoc jej
Pada Cień

Albowiem Tuum est Regnum

Albowiem Tuum est
Życie jest
Albowiem Tuum est
I tak się właśnie kończy świat
I tak się właśnie kończy świat
I tak się właśnie kończy świat
Nie hukiem ale skomleniem.


W ramach post scriptum dodam tylko, że wpisz dzisiejszy można także potraktować jako pokazaniu kunsztu wymaganego do tłumaczenia poezji. Tłumaczenie prozy to zadanie wymagające, ale do tłumaczenia tekstów lirycznych trzeba pisać je niemal na nowo, kunsztem własnym poetyckim się wykazując.

euterpe5

Poprzedni

Ciekawostki pożeraczo-naukowe: źródło zza oceanu, czyli Radiolab

Następne

Podcastem ku samorealizacji, czyli zażenowanie z drugiej ręki

24 komentarze

  1. Jednym z moich ulubionych wydań są poezje wybrane Sylvii Plath Wydawnictwa Literackiego (2004) edycja polsko-angielska. Każdy wiersz w podwójnej dawce: na stronach parzystych po angielsku, nieparzystych po polsku.

    Trzeba mieć ogromne szczęście bądź samozaparcie, żeby wiwisekcje wierszy na lekcjach polskiego nie zostawiły traumy na całe życie.

    • pozeracz

      Sylvii Plath znam kilka wierszy i znam zachwyt swych koleżanek z czasów studiów. I przyznam, że zachwyt ów podzielałem. Wysoce niepokojące wiersze te były. Potrafiły ukłuć mocno.

  2. Przyznaje się. Poezji nie lubię, nie rozumiem i bezczelnie nie mam zamiaru się do niej zmuszać. Doceniam oczywiście kunszt tłumacza., mimo to, chyba jestem zbyt niewrażliwa na takie zabawy…

    • pozeracz

      Czemu bezczelnie? Zmuszać się nie ma sensu. Spróbować, owszem, ale zmuszać się nie ma sensu.

  3. Oj, znów znajomy temat!:) I jakoś swojsko się czuję. 🙂
    Myślę, że edukacja formalna jest bardzo niedoskonała. Albo inaczej, prowadzona bardzo niedoskonale.
    Wspierające jest gdy wykształcimy w sobie umiejętność odłożenia nawyków, i doświadczeń, szkolnych.
    Myślę, że z pomocą może przyjść nam np muzyka i słowa, tak, nic innego jak piosenki. Oczywiście, ważny jest element wymagań stawianych kulturze/ sztuce, ich Twórczyniom i Twórcom, poezja śpiewana jak się zwykło mawiać to nie tylko „rozciągnięte koszule” i trzy akordy. Albo rzecz ujmując ściślej (sic!) z goła ich zaprzeczenie.
    To po pierwsze.
    Po wtóre: zainteresowanie językiem.
    Po trzecie: Nie masz wrażenia, że znaczenie słowa i umiejętność władaniem nim została zdezawuowana? Teraz niemal każda osoba pisząca (np teksty piosenek) uważa, że potrafi to robić?
    Po czwarte: poezja wymaga skupienia uwagi, a nam się często np. nie chce, nie wmawiajmy sobie, że jesteśmy „zbyt” zabiegani/ zabiegane, modnie jest być zajętą osobą, zwłaszcza, funkcjonując w dużym mieście.
    Po piąte: Moim zdaniem, koniecznym jest odbrązawianie mitu o wielkim wieszczu (tak, wieszczu, bo przecież to miano należne jest w powszechnej świadomości mężczyznom.)
    Po szóste: znajomość poezji, to kwestia erudycji.
    Po siódme, przyznaję, że mogę się mylić we wszystkich powyżej napisanych punktach.
    Pozdrawiam niedzielnie. 🙂 Dzielnie też pozdrawiam, ale to nie wymaga hartu ducha (ani czcionki. Jak hartowała się czcionka… Ładny tytuł dla wpisu).

    • pozeracz

      Bardzo podoba mi się pomysł z piosenkami. Zwłaszcza, że jest wiele wartościowych utworów, których teksty poetyckimi można określić. Zgadzam się też w pełni z uwagą względem czasu. Niedoczas to już chyba choroba cywilizacyjna, więc wszystko trzeba robić szybko. Czytać także. A poezji zdecydowanie to nie sprzyja.

      Co do umiejętności władania słowem – ja to dostrzegam w nielicznych chwilach, gdy słucham głosów z telewizora dobiegających. Obecnie posiadam odbiornik, ale od pół roku nie jest podłączony do źródła zasilania. Gdy jednak w pracy ktoś nastawi kuchenny odbiornik na kanał z wiadomościami, to przeraża mnie nieumiejętność poprawnego wysławiania się przez osoby, których powinno być niejako obowiązkiem. Przykład idzie z góry.

      Autora czasem trzeba po prostu postawić poza nawias i rozpatrzeć dzieło bez niego. Czasem bowiem to „osoba” zajmuje więcej miejsca niż samo dzieło.

      • 1.Sprzedaję pomysł z piosenkami każdej osobie, która zadaje takie właśnie pytanie. To doskonały pomysł – u mnie się sprawdził – w dwójnasób: po pierwsze: odkrywamy to, co zapomniane, po wtóre: szukamy nowych treści, a to skutkuje gimnastyką własnego gustu.
        2. Nie hiperbolizowałabym, że niedoczas to choroba cywilizacyjna, raczej wygodne wytłumaczenie dla niezorganizowania się i moda. A ta, szybko nie przeminie bo stwarza pozory bycia ważną osobą.
        3. Przykład już od dawna nie idzie z góry, raczej spada, albo się z niej stacza- jeśli chodzi (sic!) o wysławianie się, kulturę i higienę języka. Nie oglądam tv, radio włączam coraz to rzadziej. I nie zapowiada się (sic!) by było inaczej, raczej konsekwentnie.
        4. Trzeba? Poza nawias? Jest to możliwe? I w końcu, „osoba” zajmuje więcej miejsca niż samo dzieło”? Rozwiniesz, proszę. Dziękuję, nomen omen, z góry… 🙂 Nie nie wywyższam się… [lol].

        • pozeracz

          2. Dla mnie moda na mody to choroba 😉 A tak serio – rzeczywiście hiperbolą się posłużyłem, bo nie mam tu na myśli choroby w sensie medycznym. Zgadzam się, że często jest to wymówka, ale niekoniecznie dla braku zorganizowania.
          3. Przykład zdecydowanie stoczył się z góry. Potem wpadł w jakieś bagienko i z wielką determinacją zmierza w stronę dna.
          4. Chodzi mi to, że przy interpretacji dzieł „wielkich” często zaczyna się właśnie od osoby twórcy i dzieło ocenia się wyłącznie przez jego pryzmat. Według mnie powinno być inaczej. Na początku autor powinien zostać pominięty interpretacyjnie, a na wzmocnione powinny zostać odczucia czytelnika. Nie da się pewnie zupełnie zignorować autora, zwłaszcza w szkole, ba, może nawet i nie trzeba, ale akcenty warto rozłożyć inaczej.

          • 2. Tak to jedno z wygodnych, nie zawsze godnych wytłumaczeń głodnych.
            3. No, ale nie jest to wytłumaczenie, aby nie dbać. Tyle, że może być trudniej…Może, nie musi.
            4. Nie chodzi o to, by zignorować autorkę/ autora, ale bardzo często, by nie napisać, że jest to regułą, że wątek autobiograficzny jest przyczynkiem do deprecjonowania dzieła/ osoby.

          • pozeracz

            3. Zdecydowanie. Jest to według mnie po części powód, a po części objaw.
            4. Z różną intensywnością, ale chyba zmierzamy ku temu samemu. Przesunięciu środka ciężkości. Może rzeczywiście zupełne zignorowanie autora/wątku autobiograficznego moja się z celem.

  4. Zawsze, ale to zawsze pozostanę „fanką” Zbyszka Herberta. Jest mroczny, pesymistyczny, i wielowarstwowy – im więcej wiesz, tym więcej wyciągniesz czytając „Pana od poezji”. Swego czasu wykupiłam chyba wszystkie jego biografie i monografie – nie mówiąc już o tomikach.I „Pan od przyrody”. I „Wilki”. I „Małe serce”… Ale chyba najważniejszym wierszem dla mnie pozostanie „Tren Fontynbrasa”. Niby dla M.C., ale jakby odwrócić literki… Nie wyjdzie z tego jego, niegdyś, bliski kolega – Czesio Miłosz?
    Piękne wiersze pisał również Federico Garcia Lorka, oraz Grochowiak (Płonąca Żyrafa).
    P.S. Wiem, że wypada, abym była zagorzałą zwolenniczką Szymborskiej, ale nie umiem. I oczywiście Baczyńskiego, bo to taki Kurt Cobain polskiej poezji. Nie wiem. Myślę, że poezja to coś bardzo indywidualnego. Wręcz intymnego. Jeśli nie możesz jej strawić – nie musisz 🙂

    • Nie wiem, czy w poezji, albo: wobec niej coś wypada, albo czegoś nie wypada… I ogólnie- wobec literatury, moim zdaniem nie. Poza jednym, wypada wiedzieć, znać, to, za czym się „nie przepada”, ale to chyba „oczywista oczywistość”. Majmniej do mnie przemawia Twórczość Herberta. Co do Baczyńskiego, nie wiem, czy to K.C polskiej poezji… Ale „Hymn wieczorów miejskich jest genialny”, jak dla mnie.

      • pozeracz

        Z „-czyńskich” zdecydowanie bardzo wolę Gał-. W przypadku poezji nie mam żadnych takich „niewypadajów”, ale literacko nie trawię zupełnie zachwalanego tak bardzo Stephena Kinga.

        A co do Herberta – jakim wierszem, byś mi go zaprezentowała?

        • Zdarzyło mi się zapoznać z całą twórczością Herberta (poezja), zostało ze mną kilka jego wierszy. Bez wątpienia, „Czułość”.

  5. No i ujawnił Qbuś swą pożeraczo-romantyczną naturę… 😉
    W ramach lirycznych inspiracji: może Rilke?
    Na ten przykład, po angielsku:

    (Day in Autumn, tytuł oryginalny – Herbsttag)
    „After the summer’s yield, Lord, it is time
    to let your shadow lengthen on the sundials
    and in the pastures let the rough winds fly.

    As for the final fruits, coax them to roundness.
    Direct on them two days of warmer light
    to hale them golden toward their term, and harry
    the last few drops of sweetness through the wine.

    Whoever’s homeless now, will build no shelter;
    who lives alone will live indefinitely so,
    waking up to read a little, draft long letters,
    and, along the city’s avenues,
    fitfully wander, when the wild leaves loosen”.

    • pozeracz

      Pożeracza pożarł romantyków kilku, to i natura jego się dostosowała 😉

      A wiersz odczytałem sobie w oryginale i mimo, że niemiecki znam pobieżnie, to w tym języku „zabrzmiał” mi dużo lepiej.

      • Zgadzam się, że w oryginale brzmi lepiej :), bo czy trzeba rozumieć każde słowo, żeby zrozumieć sens, docenić piękno? Czy nie jest tak, że wielkie dzieła są dobre na tak wielu płaszczyznach, że nawet przy brakach językowych, co najmniej jedną czy dwie z nich i tak zrozumiemy? Takie to poranne rozmyślania :).

        • Niekoniecznie Papierowe, z pewnością można, rozumiejąc – dajmy na to – co drugie czy trzecie słowo, docenić piękno wiersza, jego melodię, rytm, przesłanie. Ale jeśli nie zna się, jak ja, niemieckiego praktycznie wcale, o taką sztukę trudniej 😉 Przyznaję, tłumaczenie angielskie doskonałe nie jest.

      • Ach, no tak, jesteśmy tym, co jemy 😉
        Oryginałowi z pewnością żadne tłumaczenie nie dorówna. Ja po niemiecku nic a nic, zatem wkleiłam wersję w języku „międzynarodowym”. Polskich przekładów jest mnóstwo, ale trzeba trafić na ten „swój”. Bo nie wszystkie ładne, niestety.

        • Leżę i czytam, ja za to nic a nic po rosyjsku, francusku czy generalnie większości języków tego świata ;). Temat, który poruszył Qbuś przypomniał mi to, co od jakiegoś czasu chodziło mi po głowie: że czasami zbyt ortodoksyjne podejście (nie czytam, bo i tak nie zrozumiem) może nas pozbawić ciekawych doświadczeń. No i należą mu się propsy, bo czytanie wierszy po niemiecku przez niektórych może być uznane za masochizm.
          Masz rację. Polskie przekłady Herbsttag nie zachwycają…

          • A, jeśli o to chodzi, to się podpisuję. Tym bardziej, że jestem po lekturze książki, która odczarowuje podobne mity i przekonania na temat książek i czytania. Zgoda, nie warto się literatury „bać”. To ogranicza i sprawia, że sami pozbawiamy się szansy na coś – być może – wspaniałego.

  6. pozeracz

    Ależ ładne rozpisanie komentarzowe wystąpiło. Odpiszę grupowo, gdyż myślę, że wtrącanie się w toki narobiło tylko zamieszania.

    Co do podejścia ortodoksyjnego – 5000lib napisała ważną rzecz w piątym punkcie swego komentarza. Autora trzeba czasem zdjąć z piedestału. Nieważne, czy to proza czy poezja – czasem warto odstawić autora na bok i skupić się na czytelniku. Szkoła powinna uczyć radości z czytania i niektóre powieści odstawić do przeczytania „na potem”. Czasem wielkie dzieła wymagają dużego obycia.

    Co do wiersza – niemieckiego nie znam praktycznie, gdyż liceum mnie skrzywdziło w tym temacie poprzez nauczycielkę, która ni zachęcić, ni zmusić nie potrafiła. Potrafię jednak sobie odczytać fonetycznie. I dlatego dobrze mi to „brzmiało”.

  7. 4. To jest takie gdybanie, rzeźbienie w kropli wody… Wszystko zależy od kontekstu?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén