Od pewnego czasu gry pozostają naczelnym kozłem ofiarnym osób lubujących się medialnych panikach. W czasach zamierzchłych złorzeczono na rock’and’rolla, później prowadzono krucjaty przeciwko Dungeon and Dragons, a od pewnego czasu źródłem zła wszelakiego niektórym jawią się właśnie gry komputerowe. Branża niby się tym przejmuje, ale w zasadzie nie musi, bo już jakiś czas temu wyprzedziła muzyczną czy filmową, ale wiele osób nadal odmawia grom statusu tworów artystycznych. Postrzegane są jako niepoważne, marnujące czas i ogłupiające. W tym wpisie chciałbym zadać tym twierdzeniom kłam i przedstawić kilka swoich ulubionych growych opowieści.
Ostatnie wpisy
-
Deus ex lacrimae, czyli „Łzy Mai” Martyny Raduchowskiej
19 stycznia, 2021
-
Walijskimi dróżkami, czyli „Niebieska Księga z Nebo” Manon Steffan Ros
12 stycznia, 2021
-
Utrzymać kurs, czyli (nie)postanowienia na rok 2021
8 stycznia, 2021
-
Oj może może, czyli książkowo-blogowe podsumowanie roku 2020
4 stycznia, 2021
-
Precyzyjnie z zalążka, czyli „Historia twojego życia” Teda Chianga
29 grudnia, 2020