Francuski symbolista Auguste Villiers de l’Isle-Adam w Polsce znany raczej nie jest. Mógłbym tu pozować na znawcę lub choć bardziej obytego literacko niż w rzeczywistości, ale do momentu natknięcia się na tę pozycję na liście zapowiedzi o autorze nie wiedziałem nic. Skuszony okładką i opisem zwróciłem się do wydawnictwa PIW z prośbą o egzemplarz do recenzji. Serce me uradowała odpowiedź pozytywna szybko nadesłana. A poniżej (niezbyt) mrożąca krew w żyłach opowieść o mych z powieścią tą perypetiach.

ewa1