"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Groteską odmalowane panoptikum, czyli „Tytus Groan” Mervyna Peake’a

Będąc młodą lekarką na rubieży… Wróć. Będąc młodym studentem w Poznaniu, przykładnie się przykładałem do czytania. Nie zawsze się udawało, ale pamiętam na przykład zajęcia poświęcone Waverley’owi Waltera Scotta, na których jako jedyny z dwóch grup przeczytałem całość, a ambitnie starał się jeszcze dobry kolega, który dotarł do niemal połowy. Studenckie olewactwo na bok odkładając, bardzo żałuję, że na żadnej podstawowej, dodatkowej ani nawet seminaryjnej liście nie znalazł się Mervyn Peake i jego Tytus Groan. Kto wie, czy licencjacka ma praca nie spełzłaby na inne tory i przeskoczyła Atlantyk.

tytus groan

Projekt okładki autorstwa samego Peake’a

Tytus Groan to jedna z tych powieści, w przypadku których wstępne streszczenie treści niewielki pożytek czytelnikowi potencjalnemu przynosi. Na zamku Gormenghast czai się zmiana pokoleniowa. Lord Sepulchrave, 76. hrabia tegoż zamku, doczekał się męskiego potomka – Tytus przyszedł na świat dziwny i pełen ekscentrycznych postaci. Jego ojca pochłania melancholia i wstręt do krępujących go rytuałów, które jednak wykonuje posłusznie pod nadzorem Sourdusta. Mistrz rytuałów jest jedynym, który jest w stanie odnaleźć się w gargantuicznym gąszczu rytualnych powinności. Wspiera go także pan Flay, wierny sługa i proponent trzymania się tradycji, a jednocześnie śmiertelny wróg groteskowego kucharza-pijusa, Sweltera. Hrabina Gertruda wsparcia nie daje nikomu poza stadem swych białych kotów i umiłowanej ptasiej czeredzie. Wieść o narodzinach brata jest jednak wstrząsem dla Fuksji, samolubnej i rozkapryszonej piętnastolatki. Porządek ten zaburza ambitnie bezwzględny młodzian, Steerpike, któremu udaje się wykorzystać animozje między Flayem i Swelterem i czmycha z kuchennych kazamatów, by rozpocząć podkopywanie zamkowych hierarchii.

Powyższy wstęp sugerowałby, że swe elukubracje rozpocznę od panoptikum postaci. Pokieruję się jednak kolejnością postrzegania i otworzę wrażeniami wzrokowymi. Mervyn Peake był bowiem nie tylko prozaikiem, ale też poetą i ilustratorem – zresztą początkową (choć ograniczoną) sławę przyniosły mu prace plastyczne. Talent jego widać bardzo wyraźnie w ilustracjach, które sam sobie poczynił do Tytusa Groana (zachęcam od odwiedzenia tego zakątka sieci), ale też – co ważniejsze dla tej recenzji – w jego prozie. Zamek Gormenghast i jego okolice przypominają groteskowe, mroczne malowidło pełne szczegółów. Liczne a zwięzłe opisy kreślą obraz gotyckiego, pełnego zakamarków i zapuszczonych poddaszy gmaszyska, które góruje nad biednie zabudowaną okolicą i niezbyt określonym otoczeniem. Drobiazgów pełną szarość przełamują plamy kolorów – płomienna czerwień sukni Fuksji, rude włosy hrabiny czy intensywnie czerwone oczy Steerpike’a. Każda taka kolorystyczna odstępność ma swoją znaczącą wagę. W dodatku specyfika opisów i akcji sprawia wrażenie, że zamek i jego mieszkańcy są nie tyle odcięci od świata, a raczej są gdzieś poza światem i poza czasem. Świat przedstawiony jest więc odrealniony, lecz realistycznych elementów w nim nie brakuje.

tytus groan

Oto Swelter, piękny nieprawdaż?

Dychotomię tę doskonale widać na przykładzie postaci. Drugi akapit tego tekstu wskazuje na to wyraźnie, ale warto to powtórzyć: postaci Tytusa Groana to kłębowisko ekscentryzmu, groteski i przeróżnych form socjopatii. Pomimo tego, że są to osobowości tragikomicznie przerysowane, to w tym wyolbrzymieniu nie brak satyrycznego ostrza. Lord Sepulchrave, który powinien być ostoją rodu, jest dławiony przez pozbawione sensu rytuały i jedyną radość odnajduje w książkach. Hrabina Gertruda, która powinna być oparciem dla męża, czas poświęca swoim kotom i ptakom, a syna widzi jedynie jako tego, któremu za lat parę przekaże swe zwierzęce sekrety. Siostry lorda, Cora i Clarice, to zepchnięte na boczny tor dworskiego (nie)życia bliźniaczki, które nawet myśli mają identyczne. Są tak samo pozbawione inteligencji i łatwo dają się manipulować przebojowemu Steerpike’owi. Awanturnik ten zgrabnie i zdecydowanie wykorzystuje słabostki i idiosynkrazje dworzan, lecz i on nie kwestionuje zastanego porządku, a raczej chce wykrawać w nim miejsce dla siebie. Nieświadomym (lecz czy aby na pewno?) buntownikiem przeciw porządkowi, którego nike nie znosi, a każdy akceptuje, jest Tytus Groan. Niemowlak zakłóca przebieg dotyczących go rytuałów, niszcząc nawet insygnia z nimi związane.

Wspomniałem o satyrze, lecz tak naprawdę Mervyn Peake igra sobie z czytelnikami, którzy doszukują się prostych interpretacji. Momentami Tytus Groan wydaje się być satyrą na walkę klas, na religię, a momentami na społeczny konformizm. Autor szybko jednak zbija odbiorcę z tropu i koniec końców nie zostawia żadnego łatwego tropu. Poprzez literackie odwołanie można jednak wrócić do Kafki. Można nawet stwierdzić, że Peake bierze kafkowski klimat i bada jego granice. David Louis Edelman określił tę prozę jako „Franza Kafkę opowiadanego przez nadętego, brytyjskiego profesora w tweedzie, który już dawno temu zamknął się w komnatach swej gorzkiej wyobraźni i zamknął drzwi, na cztery spusty„. Trudno mi się nie zgodzić z tak barwnym określeniem, gdyż w prozie anglika znaleźć można czarny humor, niemoc komunikacyjną i bezsilność wobec świata rządzonego przez ślepe prawa. Jest tu nawet pewna przerażająca przemiana, choć nie fizyczna. Zachwyt wzbudził we mnie też styl Peake’a, który jest dość trudny do opisania. Styl wielkich powieściopisarzy angielskich XIX wieku miesza się z groteską i subtelnością zarazem. Są tu też cudnie znaczące imiona, które ujmują sedno postaci. Chylę też czoła przed tłumaczką, Jadwigą Piątkowską. Jej tłumaczenie to po prostu majstersztyk tłumaczeniowy i piszę to z pełną premedytacją. Przekład w piękny, metaforyczny i przełamujący szablony sposób oddaje specyfikę oryginału.

tytus1

Lekką ręką prawd takich nie głoszę, ale według mnie Tytus Groan to lektura obowiązkowa dla każdego czytelnika, który ma w sobie choć krzynę literackich ambicji. Owszem, powieść Peake’a może interesować także jako fantastyczny protoplasta, ale jest to po prostu świetna literatura. Groteskowo odmalowany świat poza światem, tragikomiczny kolektyw pełen ekscentryków oraz wspaniały styl sprawiły, że mogę śmiało uznać pierwszy tom sagi Gormenghast za jedną z najlepszych powieści, jakie dano mi było czytać nie tylko w tym roku, ale w ogóle. Mam wrażenie, że Peake aktualnie funkcjonuje gdzieś na obrzeżach fantastycznej świadomości, a zdecydowanie zasługuje na miejsce na środku sceny.

Słowo rozbrzmiało wzdłuż korytarzy i w dół po schodach, a wpełznąwszy pod drzwiami i wzdłuż czarnego dywanu w Zimnym Pokoju, zdołało, wspiąwszy się po ciele doktora, znaleźć drogę do obu uszu jednocześnie, w stanowczej, choć zmienionej postaci.


Krótko i zwięźle, by literatury nie zakłócać: egzemplarz „Czterdzieści i cztery” wygrywa poetycko usposobiony Pan Zacofany. Bezstronności losowania dowód znaleźć można zaś TUTAJ. Dziękuję serdecznie wszystkim za udział w konkursie, który popularności wielkiej nie zdobył, ale chyba jakość pierwszych zgłoszeń odstraszyła innych. Zbyt utalentowanych mam czytelników.

 40_01

Poprzedni

O korzyściach z postrzegania książki jako produktu, czyli czytelnik jako konsument

Następne

Freudowskie odwrócenie, czyli „Człowiek do przeróbki” Alfreda Bestera

7 komentarzy

  1. Och, och, dziękuję Rodzicom i Akademii za to niespodziewane wyróżnienie 😀 I Tobie, rzecz jasna. Bardzo się cieszę:)

  2. Ola

    Gratuluję i życzę miłej lektury 🙂

  3. Odważyłeś się napisać o „Tytus Groan”… Ukłon szacunku.
    Ja się boję 😉
    Mówiąc poważnie, dla mnie to było zawsze coś tak zakręconego, przecież Peak, a w zasadzie ”Gormenghast” udaje na przemian dziewiętnastowieczną literaturę brytyjską i powieść gotycką. Taki postmodernizm, tyle, że z lat czterdziestych ubiegłego wieku.

    • pozeracz

      U mnie zachwyt przeważył nad ostrożnością. Jednocześnie mam świadomość, że recenzja mogła by być dużo bardziej rozbudowana, a i tak nie byłaby w pełni wystarczająca. Anglicy mają szczęście do postmodernizmu przed postmodernizmem – wystarczy spojrzeć na „Życie i myśli JW Pana Tristrama Shandy”, która to powieść jest cudną literacką psotą.

  4. Ja mam za sobą całą trylogię, chociaż trzecia część to już niestety zdecydowanie nie to samo, napisana jest zupełnie inaczej (na co wpływ miała choroba autora). Mnie w tej prozie urzekły przede wszystkim fantastyczne charakterystyki postaci: inteligentne, trafne, obrazowe, złośliwe, cudne.

    • pozeracz

      Ja zdecydowanie zamierzam sięgnąć po pozostałe powieści. I czytałem też o tym, że choroba miała duży wpływ na ostatnią część. A postaci były przecudne i było to zwłaszcza widoczne w konfliktach między nimi. Apogeum nienawiści Sweltera do Flaya i ich balet zachwyciły mnie do imentu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén