Édouard Louis swoją pierwszą powieść przeczytał w wieku 18 lat, a rok później zaczął pisać swoją pierwszą powieść. Koniec z Eddym osiągnął znaczny sukces komercyjny, ale zdobył też nominację do Nagrody Goncourtów. Wydawnictwo Pauza zaczęło prezentowanie twórczości Francuza od Historii przemocy, która to pozostawiła mnie z uczuciami mieszanymi, ale i na z debiutem chciałem się zmierzyć. Może tym razem stopień literackiego dopasowania okaże się wyższy?
Eddy Bellegueule nie ma łatwego startu w życiu. Urodził się w robotniczym miasteczku, w robotniczej rodzinie i normalnym biegiem rzeczy czekałaby go robotnicza przyszłość. Rozpity, brutalny ojciec i zgorzkniała matka to w tym świecie norma, lecz cienki głos i zniewieściałe ruchy to niemal pewne wykluczenie. Swój chłopak powinien grać w piłkę, dać w mordę komuś po lekcjach, a potem spić się na umór. Eddy próbuje, Eddy codziennie przed lustrem obiecuje sobie bycie twardzielem, Eddy rozpada się przed każdym dniem w szkole i nienawidzi niemal wszystkiego, co go otacza.
O ile Historia przemocy opowiadała o przemocy jednostkowej i jej konsekwencjach, to Koniec z Eddym jest w dużej mierze opowieścią o przemocy systemowej. Nadal ważna jest tu perspektywa indywidualna, ból oraz upokorzenie jednostki, ale sama przemoc jest wielokierunkowa oraz wieloaspektowa. Małomiasteczkowe schematy są tu powtarzane od lat i wracają w kolejnych pokoleniach. Ojciec Eddy’ego poprzysiągł sobie, że nie uderzy nikogo z bliskich, gdyż był świadkiem traktowania swojej matki przez jego ojca. Jednak brutalność z toksycznej męskości wypływająca i tak wypływa w innych sytuacjach. Tutaj mężczyzna ma być twardy, ma zarabiać na rodzinę i zapić z kolegami, gdy trzeba. W szkole poważany jest ten, który ma tę szkołę w poważaniu, i rzucą ją przy pierwszej sposobności by wylądować w fabryce. Kobiety szybko wpadają w rolę podległych, rezygnując z pracy po zaciążeniu i znosząc domową przemoc (przy odrobinie szczęścia jedynie werbalną). Odstępstwo od tej normy równa się piętnu: taka kobieta uważana jest za rozwiązłą lub oziębłą.
W takim właśnie klimacie Eddy musi radzić sobie ze swoją innością. Początkowo powoduje ona głównie napięcia wewnętrzne – w samym protagoniście oraz w jego rodzinie. Wysoki głos i kobiece gesty początkowo traktowane są jako fanaberia, a potem z sił wszelkich i na pokaz przedstawiane są jako zalety. Chłopak jest inny, ale podoba się dziewczynom. Chłopak nie interesuje się piłką, ale na pewno w przyszłości zdobędzie lepszy zawód i się dorobi. A główny bohater nie ma jak się uczyć ze względu na brak oświetlenia w pokoju, dusi się w wilgotnym pokoju zalewanym przez prowizorycznie reperowane okno oraz w niechęci do bliskich, niemal wstręcie do bliskich. Próbuje oszukiwać sam siebie, zaprzeczać swojej orientacji, by zdobyć choć odrobiną akceptacji. Koniec z Eddym, podobnie jak kolejna powieść Louisa, dosadnie i boleśnie pokazuje też strach prześladowanego, wstyd towarzyszący upokorzeniu i stygmatyzację w grupie.
Jeśli potraktować debiutancką powieść Francuza jako świadectwo młodego mężczyzny, który dopiero zaczyna życie w nieco otwartym świecie, przepracowuje i rozlicza się z przeszłością, a jednocześnie przed którym otwiera się świat literatury, to Koniec z Eddym wypada rewelacyjnie. Louis porusza i prostymi środkami ukazuje małomiasteczkową mentalność i pułapki. Jednak rozczarować się może czytelnik szukający struktury i pogłębienia. Piętnasta książka Pauzy to bowiem raczej zbiór obserwacji, opisów sytuacji i poszczególnych postaci, a nie zwarta fabuła. Jest tu symboliczny początek i nadzieję dający koniec, ale po środku konstrukcja jest rwana. Brak tu też trochę spojrzenia pod podszewkę, przyjrzenia się przyczynom, lecz – jak było wspomniane – to akurat współgra z autorską perspektywą. Jednak biorąc pod uwagę wyraziste poglądy autora, można się spodziewać, że ten element pojawi się w Qui a tué mon père, najnowszej powieści autora.
Na koniec przyznam pierwszoosobowo, że jestem jednym z tych czytelników, którym brak nieco struktury. Koniec z Eddym to poruszająca opowieść, która na pewno przypadnie do gustu tym, którym spodobała się Historia przemocy. Nie mam jednak pewności, czy jest to bardzo dobra powieść. Lecz czy taka kategoryzacja jest wiążąca? Nie, nie jest. Édouard Louis pokazuje dosadnie mechanizmy wykluczenia (ekonomicznego, seksualnego), ale też boleśnie prezentuje perspektywę wykluczonego. I jest to wartość niezaprzeczalna.
Za egzemplarz serdecznie dziękuję
Koniec z Eddym zawitał też tu:
Poczucie bezsilności, zagrożenia. Uśmiechnąłem się, a słowo pedał rozbrzmiewało, eksplodowało w mojej głowie, pulsowało we mnie do wtóru z biciem serca.
czytankianki
To, co piszesz, przywodzi mi na myśl film Billy Elliot, tyle że książka Louisa zdaje się nie być bajką ze szczęśliwym zakończeniem. Przeczytam na pewno, bo b. mnie ciekawi ten młody Francuz.
pozeracz
Bajka to zdecydowanie nie jest, ale zakończenie nazbyt pesymistyczne nie jest. Czekał będę na Twe wrażenia.
czytankianki
Przeczytałam i podobała mi się, głównie jako obraz rodziny z małego miasteczka położonego z dala od Paryża. Sposób narracji i język jest dość interesujący, choć czasem zastanawiałam się, czy zdania są koślawe, bo takie były w oryginale, czy tłumaczce coś nie wyszło.
Ciekawe u głównego bohatera było dla mnie to, że poniekąd igrał z ogniem i czasami pchał się w kłopoty. Czy nie miałeś wrażenia, że w jego „relacji” z dwoma szkolnymi oprawcami było coś masochistycznego?
pozeracz
Tak, w pewnym momencie miałem takie wrażenie. Powtarzalność i w zasadzie brak prób uniknięcia spotkań z nimi na to wskazywały. Może to była jakaś forma ukarania samego siebie za inność?
A co do formy… Stawiałbym na oryginał – zwłaszcza, że była to pierwsza powieść autora o takim a nie innym zapleczu intelektualnym.
czytankianki
No to odetchnęłam, bo już myślałam, że coś mi się zdaje.;) Może się zbiorę w sobie i napiszę coś na blogu.