Nie tak dawno temu na swym facebookowym profilu wspominałem o swym sentymencie do CD-Action. Wspominam o tym tu, gdyż Petera Wattsa dane mi było czytać (w postaci Rozgwiazdy) właśnie za sprawą znajomości zawartej na forum tegoż czasopisma. Zresztą tej samej, która zachęciła mnie to spróbowania sił jako recenzent Poltera. Tzarze szanowny, pozdrawiam serdecznie! Kończę jednak na marginesie wspominki, niech nastanie Poklatkowa rewolucja.
Miesiąc: lipiec 2020
John Scalzi to jeden z tych pisarzy, którzy mimo licznych sukcesów i znacznej rozpoznawalności anglojęzycznej, w Polsce zbyt licznego grona fanów nie zdobył. Ani nominacje i wygrane najważniejszych nagród gatunkowych, ani też wiara wydawców, która zaowocowała 13-książkową umową na 3,4 miliona dolarów, nie przełożyły się na sukces nad Wisłą. Pośrednim dowodem na to jest fakt, że Upadające imperium wydane zostało o przez wydawnictwo znane główne z romansów i erotyki. Nic to, niech przemówi sama literatura.
Hipoteza sześciu stopni oddalenia to jedna z kulturalno-przenikliwych manifestacji tego, jak przez ostatnie kilkadziesiąt lat skurczył się nam świat. Oplatająca świat sieć połączeń lotniczych stanowi nieco bardziej namacalne odbicie tego samego procesu. David Szalay stworzył serię opowieści gdzieś na pograniczu tych dwóch zjawisk. Turbulencje to zbiór krótkich historii osób mijających się w samolotach po świecie wędrujących.
Pamięć ludzka to fenomen złożony, fascynujący i nie do końca zbadany. Nie mamy jeszcze wglądu w ludzkie wspomnienia, ale naukowcy podejmowali już udane próby „wszczepiania” myszom – mechanizm ma ponoć działać i dla ludzi, to tylko kwestia odpowiednich technologii. Miłośnicy Olivera Sacksa wiedzą zaś, że urazy mózgu mogą prowadzić do przedziwnych przypadków. Ukochane równanie profesora wykorzystuje jedną z takich przypadłości dla pięknej opowieści.
Egzemplarz pierwszej części Nauki Świata Dysku należy do tych rzadkich książek darzonych przez mnie sentymentem. Ten nabyty i przeczytany w Irlandii miks światodyskowej przygody z esejem naukowym spodobał mi się wysoce, ale jakoś tak wyszło, że kolejne części nabywałem w sporych odstępach, a do tego niemal przypadkiem. Nabyty w mym allegrowym anglolumpeksie Zegarek Darwina potwierdza tę regułę.