"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Miesiąc: czerwiec 2022

Zwięźle i treściwie, czyli „Cylinder van Troffa” Janusza A. Zajdla

Może i będzie to nadmiernym uproszczeniem i spłaszczeniem tematu, ale Janusz A. Zajdel miał tego pecha, że tworzył wtedy, gdy tworzył i Stanisław Lem. Owszem, jest Nagroda Fandomu Polskiego, jest estyma dla książek, ale nie ma paranoi Dicka, nie ma adaptacji Tarkowskiego ni też Roku Zajdla. Nie mam żadnego błyskotliwego wniosku ni też puenty dowcipnej, więc po prostu zrobię najlepszą rzecz, jaką mogę dla twórczości pisarza z Warszawy: napiszę Wam, czy warto sięgnąć po Cylinder van Troffa.

Przepoczwarzenia, czyli „Agla. Alef” Radka Raka

Po sukcesie Baśni o wężowym sercu Radek Rak jednocześnie znalazł się w sytuacji godnej pozazdroszczenia, ale i wkroczył na grunt grząski. Z jednej bowiem strony flesze, Nike i nagrody, a z drugiej kapryśne zainteresowanie głównego nurtu i pułapka szczytu (choćby chwilowego). Gdy okazało się, że Agla. Alef to nie tylko powrót do jednoznacznie fantastycznych korzeni, ale i powieść dla czytelników ciut młodszych, grunt grząski zrobił się jeszcze bardziej. Sprawdźmy, jak z autor z niego wybrnął.

agla alef okładka

Wartościowe wypady wątpliwe, czyli „Przyjdzie Mordor i nas zje” Ziemowita Szczerka

Zabrzmi to może nieco niewłaściwie, ale dopiero wojna na Ukrainie sprawiła, że w końcu sięgnąłem po książkę Ziemowita Szczerka. Do roku 2020 był on bowiem nawet obecny na liście mych (nie)postanowień, ale zabrakło mi determinacji oraz/lub okazji, by je spełnić. W końcu do akcji wkroczyć musiało ArtRage i ich drugi pomocowy pakiet książek. Wsparłem więc cel szczytny (do czego i Was mocno zachęcam, na przykład przez PAH), a Przyjdzie Mordor i nas zje trafił w moje łapska.

przyjdzie mordor okładka

Próbny powrót, czyli „Jednym strzałem” Lee Childa

Proza thrillerowo-sensacyjna była kiedyś stałym elementem diety Pożeracza. Zaczęło się od Cusslera jeszcze w liceum, potem był różnorodny etap biblioteczny (Coben i spółka) aż w końcu lat niemal dziesięć temu nastąpił czas lumpeksowo-anglojęzyczny. Za sprawą miłych kobiet w średnim wieku (sądząc po większości książek w koszach) oddających książki mężów Armii Zbawienia miałem okazję poznać Lee Childa oraz wielu innych mniej znanych (choć nierzadko bardzo ciekawych) autorów. Od tamtego czasu jednak nabawiłem się jednak awersji do gatunku (dowodem na to ma lektura Cobena). Dopiero udana serialowa sesja z amazońskim wcieleniem Jacka Reachera zmotywowała mnie do sięgnięcia po Jednym strzałem.

jednym strzałem cover

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén