"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Znękanie, czyli „Sabrina” Nicka Drnaso

Jak dobrze wiedzą wszystkie osoby regularnie tu zaglądające, powieści graficzne czy też komiksy recenzuję niezbyt często. Jednak ta rzadka obecność nie oznacza wcale tego, że ten gatunek darzę mniejszą sympatią lub zachwytów we mnie nie wywołuje. Doskonałym przykładem na to jest me zeszłoroczne spotkanie z Nickiem Drnaso oraz szybki jego powrót na blogowe łamy. W dodatku stało się to z pożytkiem szerszym, gdyż Sabrina trafiła do mnie z allegrowych aukcji WOŚP.

sabrina kultura gniewu

 

Gdy znika Sabrina znika, pewien żołnierz amerykańskich sił powietrznych wpada pośrednio w sieć przypuszczeń, teorii i kłamstw. Każdej nocy chodzi do pracy do sterylnej fortecy, która ma chronić kraj, ale nie ochroni psychiki Teddy’ego, jego przyjaciela z dzieciństwa i chłopaka zaginionej kobiety. Po pojawieniu się kasety wideo wszystko jeszcze bardziej się komplikuje. Prawda o tragedii zostaje zniekształcona, gdy gadające głowy przeróżnych autoramentów zaczynają interpretować wydarzenia tak, aby pasowały do ich własnych narracji.

Jako doświadczony recenzent pozwolę sobie zacząć od tego, na czym… prawie wcale się nie znam. Chodzi mianowicie o stronę graficzną dzieła Nicka Drnaso, którą to opiszę jako pierwszą, żeby potem zatrzeć wrażenie mej ignorancji. Podobnie jak w przypadku Beverly, i Sabrina charakteryzują się ilustracyjną prostotą i pustką. Brak tu wyrafinowanej kreski czy efektownego cieniowania, ale specyficzny styl amerykańskiego rysownika podkreśla, uwypukla pewne sceny i motywy. Pozbawione jakiegokolwiek życia nieroślinnego (a i flora wygląda na sztuczną dekorację) uwydatnia odosobnienie postaci, ich alienację. Sprawiają także, że większy dysonans wywołują kadry, jak ten widoczny poniżej. Podobnie jest i na przykład ze scenami załamania nerwowego – poprzez kontrast ze sterylnymi wręcz wnętrzami wybrzmiewają tym boleśniej.

O ile Beverly określiłem jako opowiadającą o „emocjonalnej pustce i pozorach normalności podmiejskiego życia w USA”, to Sabrina może być odczytywana jako opis tego, co się dzieje, gdy w tę pustkę wtłoczy się zdarzenie traumatyczne, niewypowiadalne (nie-do-narysowania?). Jednak o ile to, co stało się z tytułową bohaterką, pozostaje niejako w centrum fabularnym komiksu, to dla Drnaso dużo ważniejsze są reagujące z tym rdzeniem zdarzenia i postaci pozostające na orbicie. Wszystko to zaś jest wpisane we współczesne społeczeństwo USA (choć nie tylko). Są tu więc teorie spiskowe, są różne ekstremizmy, jest wszechobecność mediów społecznościowych,  jest i amerykański Kompleks wojskowo-przemysłowy. Doskonale ukazane jest też to, jak plastycznie-ulotnym konceptem stała się w tym kontekście „prawda” i jak łatwo rozgrywać ją dla własnych interesów.

Jednak wszystkie te społeczno-polityczne obserwacje i aktualności nie oddziaływałyby tak mocno, gdyby nie kryzysy jednostek. Sabrina pokazuje bowiem, jak takie traumatyczne wydarzenie, osobista tragedia oraz przemielenie go przez strony trzecie wpływa na bliskich. Mimo szczątkowej ekspresji rysowanych przez siebie postaci Drnaso jest w stanie niemal namacalnie ukazać ich zagubienie, bezsilność czy też furię. Nie brak tu też pomniejszych kataklizmów codziennych – doskonałym przykładem jest wspomniany (nie)lotnik, który liczy na powrót do żony i córki, ale wszyscy poza nim widzą, że oszukuje siebie i w zasadzie jego starania wyglądają niemal z przyzwyczajenia. Każdy tu znajdzie drobny dramat dla siebie.

nick drnaso

Oto więc mamy kolejny dowód na to, że warto częściej sięgać po powieści graficzne. Sabrina okazała się bowiem lekturą niepokojącą, aktualną i do myślenie dającą. Charakterystyczny, prosty styl współgra z metaforycznym spustoszeniem w życiu bohaterów i podkreśla ich traumy. Nick Drnaso jeszcze na pewno tu zagości – w końcu są jeszcze Lekcje aktorstwa. Zachęcam, żebyście i Wy dali mu szansę, nawet jeśli nie macie komiksowych predylekcji.

Poza tym jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. Nie mogąc przybrać żadnego kształtu, osiada cicho na dnie serca jak śnieg podczas bezwietrznej nocy.

[Haruki Murakami, Koniec Świata i Hard-boiled Wonderland]

Poprzedni

Zniewalająca zachęta, czyli „Rozejrzyj się!” Dariusza Dziektarza

Następne

Kumulacja kanalii, czyli „Księga czaszek” Roberta Silverberga

2 komentarze

  1. Luiza

    Taka kreska to nie moja bajka, ale tematycznie interesujące.

    • pozeracz

      Kreska rzeczywiście jest mocno specyficzna i na pierwszy rzut oka też gotów byłbym uznać ją za niepasującą mi, ale na dłuższą metę jednak ma coś w sobie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén