"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Zniewalająca zachęta, czyli „Rozejrzyj się!” Dariusza Dziektarza

Pozwolę sobie bezczelnie przerobić popularną niegdyś sentencję: gdy jedne z najlepszych wydawnictw fantastycznych bierze się za non-fiction, wiedz, że coś się dzieje. Gdy Powergraph zapowiedział wydanie książki przyrodniczej, uczucia wzbudziły się we mnie mieszane. Zupełne odejście od profilu wydawniczego? Tematyka nie do końca w mych okolicach? Ale koniec końców przeważyło zaufanie do tej świetnej ekipy i dlatego teraz tutaj gości Rozejrzyj się! Dariusza Dziektarza.

rozejrzyj się dziektarz

Internet bywa miejscem głośnym, obleśnym i sprzyjającym atencjuszostwu, ale zdarzają się w nim historie czy też osoby nadzieję dające. Jednym z takich właśnie przypadków jest Dariusz Dziektarz. Ten leśnik z wyboru nie tylko ma nazwisko idealnie dopasowane do zamiłowania, ale w dodatku udało mu się stworzyć intrygująco uroczą enklawę na Twiterze (jeśli ktoś nazywa go X, niech ucieka, gdzie nawet pieprz nie rośnie). Jak zaś rozwinąć z przymusu skrótowe ciekawostki, jak nie w formie książkowej?

Na sam początek ujawnię się jako typ powierzchowny, prostooczny i po okładce oceniający. Dobrze, dobrze… Może nie po samej okładce, ale na pewno po warstwie wizualnej. A tak ciut bardziej serio: Rozejrzyj się! to jest po prostu wydane przepięknie. W przypadku większości książek byłaby to kwestia drugorzędna, lecz tutaj bogactwo zdjęciowe oraz ilustracyjne stanowią jakość wyróżniającą. Może jako osoba z wielką (i czasem tu widoczną) słabością do klasycznych ilustracji naturalno-atlasowych nie powinienem tak zdecydowanie się wypowiadać, ale bez cudeniek stworzonych przez Aleksandrę Stanglewicz opowieści Dziarusza Dziektarza straciłyby wiele na charakterze i uroku. Popatrzcie zresztą poniżej…

rozejrzyj się ilustracje

Autorka ilustracji: Aleksandra Stanglewicz

Teraz zaś pora na oczywistą oczywistość: same ilustracje – nawet najbardziej kunsztowne – pozwoliłyby wydać co najwyżej oczy cieszący album. Rozejrzyj się! dokłada jednak do tego całe góry wiedzy podanej w formie i treści wysoce przystępnej. Podział na trzy szersze działy oraz na rozdziały poświęcone danemu stworzeniu (lub ich grupie) sprzyja spokojnemu pochłanianiu wiadomości w poznawczo przyjaznych porcjach. Same zaś (pod)opowieści nie tylko zgodnie z tytułem dotyczą przedstawicieli przyrody polskiej (a więc możliwych do zaobserwowania), ale i zawierają narracje zadziwiające czy wręcz takie, które mogłyby posłużyć za scenariusz dla horroru czy też powieści science fiction. I nie jest to przesada ni trochę – gdyby niektóre z opisanych tu „popisów” przyprawiłyby co wrażliwszych o migotanie przedsionków, gdyby przenieść je na homo sapiens.

Idzie to wszystko w parze z celem Dariusza Dziektarza wyrażonym w tytule, a który sprowadza się do zachęcenia czytelników do rozglądania się, do większej uważności. Potoczysty język w połączeniu ze wspomnianą powyżej sensacyjną wręcz naturą niektórych anegdot sprawiają, że człowiek inaczej zaczyna spoglądać na swoje otoczenie. Iście przebiegłym chwytem było też rozpoczęcie książki od przedstawienia stworzeń, które można napotkać w domu – co prawda mało kto pewnie zacznie nagle pałać sympatią do przedstawicieli gatunku blattella germanica, ale może inaczej spojrzy na cukrzyka czy doceni książki ratującego zaleszczotka.

rozejrzyj się autor

© Piotr Tołłoczko

Rozejrzyj się! to doskonały dowód na to, że wydawnictwa powinny czasem spróbować wyjść poza swoje gatunkowe pudełko. Dariusza Dziektarza napisał książkę, która nie tylko serwuje wiedzę w przystępny sposób, ale i zwyczajnie wciąga. Natomiast Powergraph zadbał o to, by całość do tego prezentowała się niczym pierwszej klasy album przyrodniczy (minus format).


Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję

powergraph logo png

Życie zaleszczotka to scenariusz na film. Otwierałby go desant z powietrza tuż za linie wroga, a seria pojedynków z molami książkowymi, pluskwami, dręczami czy świdraczkami nie pozwoliłaby oderwać oczu od ekranu. Uratowane książki, wybawione z opresji pszczoły oraz finałowa scena tańca domykałyby wspaniałą historię maleńkiego drapieżnika…

Poprzedni

Jądro (post)kolonialności, czyli „W dół do ziemi” Roberta Silverberga

Następne

Znękanie, czyli „Sabrina” Nicka Drnaso

2 komentarze

  1. Luiza

    To prawda, przyroda jest fascynująca, pełna tajemnic, olśnień.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén