"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Zwięźle i treściwie, czyli „Cylinder van Troffa” Janusza A. Zajdla

Może i będzie to nadmiernym uproszczeniem i spłaszczeniem tematu, ale Janusz A. Zajdel miał tego pecha, że tworzył wtedy, gdy tworzył i Stanisław Lem. Owszem, jest Nagroda Fandomu Polskiego, jest estyma dla książek, ale nie ma paranoi Dicka, nie ma adaptacji Tarkowskiego ni też Roku Zajdla. Nie mam żadnego błyskotliwego wniosku ni też puenty dowcipnej, więc po prostu zrobię najlepszą rzecz, jaką mogę dla twórczości pisarza z Warszawy: napiszę Wam, czy warto sięgnąć po Cylinder van Troffa.

Po 200-letniej, pełnej niebezpieczeństw wyprawie załoga statku kosmicznego Helios ma w końcu wrócić na Ziemię. Jednak komunikat z podziemnej kolonii na Księżycu przekonuje ich, by zmienili miejsce lądowania. Na srebrnym globie zostają jednak odizolowani, a wszelki kontakt z mieszkańcami jest ściśle kontrolowany przez władze. Kosmonauci szybko dowiadują się, że kolonia rządzona jest autorytarnie, a ze względu na niską samowystarczalność pozbawione odpowiednich koneksji osoby po 60 roku życia są wysyłane na emeryturę… ostateczną. Załoga chce przedostać się na Ziemię, która ponoć uległa nieokreślonej degeneracji. Cała zaś ta historia stanowi opracowanie dokumentu zwanego „Notatnikiem Nieśmiertelnego”.

Cylinder van Troffa to ten typ powieści science fiction, w której to na skali rozpiętości pomiędzy przygodą a częścią naukową (oraz filozoficzną) znaczek można postawić gdzieś w okolicach środka, choć może z delikatnym wskazaniem na tę drugą warstwę. Dotyczy to jednak głównie kwestii objętości, gdyż pod względem istotności przewaga jest zdecydowanie po stronie refleksji i rozważań, co zresztą w fantastyce socjologicznej dziwić nie powinno. Głównym zagadnieniem zdaje się tu być kwestia projektowania oraz przewidywania rozwoju ludzkiego społeczeństwa oraz konsekwencje błędów w tym zakresie. Jednak czytelnikowi podrzuconych zostaje wiele innych okazji do rozmyślań, na przykład związanych z tytułowym wynalazkiem czy też swoistą odmianą klonowania. Należy jednak uspokoić: o ile można tu napotkać kilka „cięższych” dialogów, to większość tych rozkmin prezentowana jest w formie strawnej, raczej dialogowej niż ścianotekstowej.

zajdel czeski cylinder van troffa

Jeśli zaś chodzi o konstrukcję, to Cylinder van Troffa jest powieścią (wielo)szkatułkową. Autorem wstępu jest naukowiec, który tworzy swoją pracę poświęconą historii cywilizacji ziemskiej na podstawie tak zwanego „Notatnika Nieśmiertelnego”, który został przetłumaczony przez innych badaczy. Z początku wygląda to na nadmierną komplikację, ale tak nie jest i bez nadmiernego szczegółów fabuły zdradzania (wiem, że powieść ma ponad 40 lat i status klasyka ma, ale i tak…) mogę napisać, że i w tych nadbudówkach kryje się pewna zagadka. Po zakończeniu lektury widać doskonale, jak przemyślana i drobiazgowo rozplanowana jest to powieść. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że nadaje się do ponownego czytania dużo szybciej niż po kilkunastu latach.

Obcując z wizją rozwoju społeczeństwa ziemskiego, trudno w trakcie lektury nie próbować oceniać tego, jak wiarygodne są to wieszczby. W tym przypadku na dwoje fantastyczno-naukowa babka wróżyła. Zdecydowanie bardziej prawdopodobnie wypada księżycowa część wizji. Klaustrofobiczna społeczność rządzona przez uprzywilejowaną grupę, ścisła kontrola i powolna fizyczna degeneracja mają w sobie coś niepokojącego, duszącego. Znacznie trudniej niewiarę zawiesić przy poznawaniu historii rozpadu cywilizacji Ziemi. Chodzi głównie o swoiste uładzenie apokalipsy – zgodnie z tym, czego dowiaduje się czytelnik, rozkład przebiegł bowiem bez wielkiego krachu, zamieszek czy innego buntu. Przekonujący jest zaś fakt, że przyczyn należy upatrywać w odgórnie podejmowanych decyzjach i swoistej bezwładności struktur władzy.

janusz zajdel cylinder

Cylinder van Troffa to kolejny dowód na to, że warto sięgać po klasykę. Janusz A. Zajdel zapewnia czytelnikom ciekawą wizję przyszłości, wartościową mieszankę elementów socjologicznych i przygodowych, a także niemałą porcję materiału do przemyśleń. Patrząc zaś praktycznie i przyziemnie, książka zwięzła jest i czyta się prędko, więc nawet w przypadku (mało prawdopodobnym) rozczarowania, czasu na marnację wiele nie pójdzie.


Cylinder van Troffa zbadano i tu:

Mało kto potrafi zrezygnować z wprowadzenia w życie własnego i we własnym mniemaniu doskonałego pomysłu, tając sam przed sobą lub po prostu pomijając w rozważaniach perspektywiczne skutki swej działalności.

Poprzedni

Przepoczwarzenia, czyli „Agla. Alef” Radka Raka

Następne

Rysując o zagładzie, czyli „Maus” Arta Spiegelmana

4 komentarze

  1. Pamiętam, że Zajdla czytałem jeszcze w okresie studenckim, w czasie przerwy wakacyjnej, kiedy byłem na 3-miesięcznym stażu zagranicznym. Łyknąłem wtedy „Limes inferior”, „Paradyzję” oraz właśnie „Cylinder van Troffa”. Ten zajdlowy maraton wspominam całkiem nieźle, chociaż minusem takiego zbiorczego obcowania z prozą Zajdla jest fakt, że te 3 książki mocno mi się ze sobą zlały. Choć w sumie to dobry pretekst, by przeczytać je raz jeszcze 😉

    • pozeracz

      Ach, ja miło wspominam przerwy wakacyjne na studiach, bo wtedy mocno intensywnie odwiedzałem osiedlową bibliotekę. Chyba zresztą wtedy też czytałem „Limes inferior”. A powrót do Zajdla byłby na pewno ciekawy.

  2. Darth Artorius

    Zajdel w swoich książkach, szczególnie w Limes Interior przewidział wiele z dzisiejszego świata – choćby słynny Klucz. Albo te „,punkty”. Dziś nasuwa mi się na myśl próba zamknięcia ludzi w identycznych Argolandach (ceny benzyny, „ślad węglowy” itp.)

    • pozeracz

      Jest kilku takich pisarzy, którzy mają w swoich książkach sporo trafień. Zajdel do nich należy. Choć, niestety, prawda jest tak, że im bardziej pesymistyczne przewidywanie, tym większa szansa na trafienie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén