Dzisiejszy wpis sponsoruje pożeraczowa ciekawskość oraz do literackich staroci zamiłowanie. Jednak przyczynkiem pierworodnym tych rozmyślań była lektura Porwania na planecie Z Natalii Kuntić. To właśnie literacko obcując z tą książką, zacząłem zastanawiać się nad losem ilustracji książkowych, które obecnie są taką rzadkością. Zaczęło mnie zastanawiać, dlaczego współcześnie tak rzadko towarzyszą one literaturze i postanowiłem sprawdzić, czy moje przekonanie, że kiedyś było ich znacznie więcej, jest jedynie sentymentalną złudą.
Ostatnie wpisy
-
Walijskimi dróżkami, czyli „Niebieska Księga z Nebo” Manon Steffan Ros
12 stycznia, 2021
-
Utrzymać kurs, czyli (nie)postanowienia na rok 2021
8 stycznia, 2021
-
Oj może może, czyli książkowo-blogowe podsumowanie roku 2020
4 stycznia, 2021
-
Precyzyjnie z zalążka, czyli „Historia twojego życia” Teda Chianga
29 grudnia, 2020
-
Krańcowa łączliwość, czyli „Grobowa cisza, żałobny zgiełk” Yōko Ogawy
18 grudnia, 2020