Dopiero co wyróżniłem Bydgoszcz w rocznym podsumowaniu, a tu rok 2017 zaczynam od antologii opowiadań z Bydgoszczą w tle. Zbiór ten pochodzi co prawda z Wrocławia, gdzie to powstał w ramach 12. Międzynardowego Festiwalu Opowiadania, ale nie będę wybrzydzał. Choć przyznam, że po początkowym przypływie lokalnego patriotyzmu zrodziła się we mnie obawa, czy nie będę za bardzo faktograficznie i geograficznie czepialski. Obawy okazały się jednak tylko nieco podstawne, a zbiór udany.

Sam Międzynarodowy Festiwal Opowiadania to impreza o nie tak krótkiej historii (pierwsza edycja miała miejsce 2004 roku) i koncentrujące się na ciekawych autorach i zagadnieniach. Zgodnie z opisem organizatorów, ideą festiwalu są między innymi promowanie ambitnej literatury, badanie oddziaływania literatury na inne dziedziny sztuki czy też wymiana doświadczeń polskich i zagranicznych twórców. W ramach edycji zeszłorocznej ogłoszono konkurs na opowiadanie pod tematem „2 maja 2018, czwarta rano, Bydgoszcz” – nic więc dziwnego, że gdy tylko trafiła do mnie informacja o tym zbiorze, to postanowiłem położyć swe pożeraczowe łapska na tej antologii zawierającej wszystkie opowiadania nominowane do nagrody głównej konkursu. Pierwszy rzut oka na listę autorów kazał mi sądzić, że to same osoby dla mnie nieznane, ale potem okazało się, że znam niektóre literacko i nie tylko.

Jednak to nie o autorów przeca tu chodzi, a o same opowiadania. Przyznam szczerze, że przed przystąpieniem do lektury nie wiedziałem, czego mogę się spodziewać – autorów znam tylko częściowo i pobieżnie, opowiadań wiele nie czytam. Prowadzący antologię postanowili jednak zastosować przebiegły zabieg i na sam początek poczęstowali czytelników opowiadaniem, które zdobyło główną nagrodę, czyli Kilka słów o moim bracie Joanny Pawłusiów. Rozumiem, dlaczego jury, zdecydowało się nagrodzić ten wyrazisty tekst poruszający trudne tematy, ale mi lekturę nieco zepsuło domyślenie się kluczowych elementów fabuły. Literacko było jednak dobrze, więc poczułem się uspokojony. Szybko okazało się też, że w zbiorze nie brakuje opowiadań według mnie lepszych. Ciekawym znakiem czasów jest opowiadanie Nienasycony głód Michała R. Wiśniewskiego (God hates Poland, Jetlag), gdyż jednym z elementów jest niedawny szał na grę Pokemon Go. Szał minął, ale i bez niego jest to bardzo dobry tekst grzebiący w mroczniejszych zakamarkach człowieczych dusz.

Nie był to zresztą jedyny tekst „reakcyjny” – Lorem ipsum Olgi Gitkiewicz (znana z Polityki) oraz Cięcie Doroty Lizurej to opowiadania stanowiące reakcję na antykobiece zakusy obecnego rządu. Według mnie zdecydowanie lepiej wypadło to pierwsze, które wpada z lekko post-apokaliptyczne tony i momentami przywodzi nawet na myśl Drogę Cormaca McCarthy’ego. Oba teksty pełne są emocji, ale Gitkiewicz przekazuje je znacznie skuteczniej. Do tego mam wrażenie, że Cięciu zaszkodził nadmiar szczegółów. Pewnym mankamentem obu jest polityczność na wyraz, ale jako takie stanowią też ważne odzwierciedlenie nastrojów w części narodu. Ciekawą parę stanowią też Przez kuchenne drzwi Jarosława Dudycza i Najważniejsza rzecz na świecie Pawła Radziszewskiego, gdyż oba traktują o trudnej losie pisarza. Pierwszy tekst to gorzka, pierwszoosobowa relacja rozpitego kobieciarza, któremu udał się tylko jeden tekst, a drugi to absurdalna historia napotkanego na bydgoskim dworcu mężczyzny, który szuka smutnego tematu na pierwszy tekst. Oba wypadają dobrze, ale w me gusta lepiej trafił Paweł Radziszewski i jego nutka abstrakcji. Od tego tekstu będę też zupełnie innym okiem spoglądał na wiewiórki.

Pozytywnie humorystyczną parę stanowią zaś Na drugi brzeg Dagmary Klein oraz Matka boska od pekapu Joanny Pachli (autorka bloga Wyrwane z kontekstu). Historia pośpiesznego małżeństwa członka bydgoskiego półświatka oraz opowieść o nieszczęśliwej miłości wpadają w tony masłowskie (choć z mniejszą intensywnością językowych eksperymentów) potrafią rozbawić – pierwsza na sposób zwięźle dosadny, a druga skojarzeniowo-bogaty. Wolałbym co prawda, by tekst Dagmary Klein był nieco mniej dosadny i ciut dłuższy, ale z drugiej strony do mentalności dresiarza dobiera się paradnie. Moli książkowych ucieszy zapewne mariaż polityki z humorem, czyli Legendarny bohater Weroniki Doboszyńskiej, w którym areną starcia ideologicznego staje się biblioteka. To bardzo ciekawie wypada osoba głównej bohaterki, czyli aspołecznej bibliotekarki, dla której polityka stanowi terra incognita. Niezłe jest też delikatna aura niesamowitości i zakończenie, od którego lekko wieje grozą. Intensywnej grozy nie brak zaś w Fali Izabeli Horbik (tu z kolei blog Obsesyjna.com). Jest to bardzo przyzwoite (i do tego pierwsze) opowiadanie, które nie tylko umiejętnie buduje napięcie, ale i przemyca krytykę wszechobecnej komercjalizacji. Miałem tylko wrażenie, że wolta fabularna nadeszła zbyt prędko.

Co prawda w niektórych miejscach mógłbym się doczepiać bydgoskich niezgodności i traktowania Bydgoszczy jako tła, które łatwo byłoby wymienić na inne, to sam zbiór 2018. Antologia bardzo pozytywnie. Tylko jedno z opowiadań zupełnie do mnie trafiło (Kamil Szuszkiewicz, O perspektywach), ale i tego nie mogę uznać za słabe. Cała antologia zaś jest zróżnicowana gatunkowo, a równa językowo. Mam szczerą nadzieję, że autorom uda się jeszcze opublikować niejedno opowiadania, a sam za rok będę wyglądał kolejnego zbioru.


Serdeczne podziękowania dla Wydawnictwa IGLOO (projekt Towarzystwa Aktywnej Komunikacji) za udostępnienie egzemplarz do recenzji

Może to kwestia kultury, wychowania, lekcji PO lub religii z rudą katechetką, ale czuję, że jeśli wysiądę, to z nieba poleci konfetti. Tym bardziej robi mi się smutno, kiedy tramwaj staje, ja wysiadam, a w twarz napierdala mi deszcz.

[Matka boska od pekapu, Joanna Pachla]