Geografia literacka to ciekawy temat do przemyśleń. Spójrzmy na Amerykę Południową – swego czasu była bardzo mocno obecna w literackim światku. Każdy zapewne kojarzy takie nazwiska jak Marquez, Vargas Llosa, Borges czy Cortázar, ale czy ktokolwiek z Was bez pomocy Wikipedii powie, kto to Machado de Assis, Euclides da Cunha albo Manoel de Barros? Gdyby nie ten wstęp, to ja bym nie wiedział, gdyż Brazylia pozostawała dla mnie terra incognita. A przecież to najbardziej ludny kraj tego kontynentu, a piąty pod tym względem na świecie. Mą ignorancja została wyleczona dzięki wydawnictwu Rebis i powieści Broda zalana krwią Daniela Galery.
David Galera zaczyna powieść od mocnego uderzenia – ojciec głównego bohatera zapowiada mu, że następnego dnia popełni samobójstwo oraz prosi o uśpienie swojego psa. Jakby tego było mało, szanowny rodzic opowiada o tragicznych i zagadkowych okolicznościach śmierci swojego ojca. Zapowiedziana śmierć ma miejsce, lecz ta proszona nie. Bezimienny dla czytelnika protagonista nie jest w stanie spełnić wypowiedzianej prośby. Rusza jednak w podróż do Garopaby częściowo po to, by poukładać sobie to, co niedawno zaszło w jego życiu, a częściowo, by spełnić niewypowiedzianą prośbę ojcowską. W tej nadmorskiej miejscowości miał bowiem zostać zamordowany jego dziadek. Ciała nigdy nie odnaleziono, a miasteczko zdaje się cierpieć na wybiórczą amnezję w tej kwestii.
Powyższy opis fabuły pokazuje, że Broda zalana krwią to opowieść wielowątkowa. Akcja jest co prawda prezentowana z perspektywy tylko jednej postaci, a chronologia nie jest zaburzona, ale różnorodności tematów tu nie brakuje. O tym jednak za moment. Sama akcja toczy się w dość leniwym tempie, co zresztą odpowiada nastrojowi i nastawieniu głównego bohatera. Młodego wuefisty nikt nie pogania, a wykazuje przesadnej determinacji w swych dociekaniach. Szuka mieszkania, znajduje pracę, poznaje kilka ciekawych osób, a nawet i zakochuje się. Pod koniec do powieści wkrada się więcej dramatyzmu, ale i przy leniwej narracji Galerowi udaje się utrzymać napięcie. Z jednej strony czytelnik może zrelaksować się wraz z protagonistą i oddać plażowemu żywotowi, ale z drugiej wraz z nim odczuwa pewien niepokój oraz wyczuwa wrogość niektórych mieszkańców.
Ta atmosfera wiąże się bezpośrednio z jednym z głównych motywów, czyli wątkiem niewielkiej, niemal zamkniętej społeczności. Garopaba jest kurortem i przyciąga turystów, lecz miejscowi pozostają w dużej mierze odizolowani od głównego nurtu życia Brazylii. Zmowa milczenia, która po wielu latach nadal otacza okoliczności śmierci dziadka głównego bohatera, oraz wrogość wobec niego mimo tego, że większość świadków tamtych zdarzeń już zmarła pokazują mechanizmy rządzące takimi grupami. Jednocześnie autor ukazuje tu mitotwórczą siłę pewnych sytuacji. Zdarzenia związane ze śmiercią Gauderinio kładą się cieniem na życiu całej Garopaby, ojca protagonisty, a stopniowo ciążą coraz mocniej i głównemu bohaterowi. W dodatku każda strona ma swoją wersję, a na koniec ani czytelnik, ani bohater nie otrzymują żadnych wiążących odpowiedzi. Intrygujący jest też wątek wpływu historii i osoby dziadka na wnuka oraz tego, jak powtarza on po części jego drogę.
Drugim punktem centralnym jest dla mnie sam protagonista. Niby jest to normalne w takiej literaturze, ale ta postać jest na tyle ciekawa i nietypowa, że staje się wyróżnikiem powieści. Paradoksalnie, najbardziej oczywisty wyróżnik bezimiennego, czyli prozopagnozja, jest najmniej interesujący. Zastosowanie przez autora tego wybiegu ma pewne konsekwencje, lecz miałem wrażenie, że wybieg ten wiele nie wniósł. Dużo bardziej interesujący jest charakter i to, jak wpływa na postrzeganie świata oraz wydarzeń. Bohater sam siebie określa jako człowieka czynu oraz człowieka prostego – woli nie marnować słów, a jednocześnie czasem tych słów mu brakuje, gdy na przykład spiera się z byłą partnerką o sprawy natury filozoficznej. Jednocześnie nie brak mu intuicji, która momentami ociera się niemal o tereny niesamowite, oraz głębi przemyśleń. Jego przemyślenia i podejście do winy, przebaczenia i determinizmu są bardzo ciekawe i odświeżające. Postaci nie brak też kontrastów – z jednej strony jest osobą spokojną, nieśpieszną, ale z drugiej potrafi wykazać się niezwykłą determinacją i zadziornością. Jednocześnie pod warstwą spokoju gromadzą się problemy i smutki, których bohater sam nie do końca jest świadom. W tym aspekcie stanowi on odwrócenie ukochanego morza, wzburzonego z wierzchu, a spokojnego w swych głębiach.
Mógłbym jeszcze napisać o hołdzie dla morza i ludzi morza, o cudnym wątku psa, o sercowych perypetiach, o… Broda zalana krwią to po prostu bardzo bogata powieść. Leniwa przez większość czasu narracja kryje opowieść, która niepokoi, intryguje i daje do myślenia. Może i neurologiczna przypadłość bohatera to niepotrzebny chwyt, a niektóre postaci mają tendencje do wygłaszania nazbyt górnolotnych kwestii, ale nie wpływa to na odbiór. Bardzo mocno polecam tę wycieczkę w literackie nieznane. Brawa też dla Rebisu za bardzo ładne wydanie.
Serdecznie dziękuję wydawnictwu REBIS za udostępnienie egzemplarza do recenzji!
Czarny ocean brzmi w ciemności jak wielkie śpiące zwierze, fale załamują się w rytmie spokojnego oddechu.
Ambrose
Literatura brazylijska, literatura brazylijska… Paulo Coelho, a z nazwisk mniej współczesnych – Afonso Henriques de Lima Barreto. Na tym kończy się moja styczność z tamtejszymi pisarzami. Moim skromnym zdaniem fakt, że lit. brazylijska, na tle literatury południowoamerykańskiej, jest słabo znana, wynika z tego, że w Brazylii j. urzędowym jest portugalski, podczas gdy w reszcie krajów dominuje hiszpański.
A co do samej powieści to Twoja recenzja ogromnie mnie nią zainteresowała. Zarys fabuły przywodzi mi na myśl „Futbol ery Man’en” japońskiego noblisty, Kenzaburō Ōe – zamknięta społeczność, wydarzenia z przeszłości rzutujące na teraźniejszość, niewypowiedziana tajemnica, która zatruwa relacje bohatera i miejscowej ludności. Oj, czuję, że będę musiał rozejrzeć się za książką Daniela Galery.
P.S. W swoim tekście przechrzciłeś chyba autora 🙂
pozeracz
Ha, nie mam pojęcia, jak do tego doszło. Czasem umysł dziwnie działa. W pewnym momencie Daniel przeskoczył mi na Davida i nawet dodawanie do wpisu okładek nie pomogło.
A Paulo Coelho to chyba wyparłem ze świadomości. Rozumiem, że język ma tu spore znaczenie, ale z drugiej strony, to dziwne, że na taki duży kraj nie przypadło więcej pisarzy, którzy by się przebili to szerszej świadomości.
Po Kenzaburō Ōe muszę zaś koniecznie sięgnąć.