Patrząc z boku na mój okołoksiążkowy życiorys, można się zdziwić, że tak późno spotkałem się ze Żwikiewiczem. Pochodzę z Bydgoszczy i lubię swoje miasto, recenzowanie zaczynałem na Polterze, a z science-fiction lubię się bardzo. Wiktor Żwikiewicz to jeden z bardzo, bardzo niewielu pisarzy z Bydgoszczy, którzy coś osiągnęli, z Polterem był bardzo blisko związany. Lecz dopiero komentarz Kruka spod recenzji Innej duszy wyciągnął go z odległych peryferiów mej czytelniczej wiedzy, a Pyrkon dał wygodną szansę na zakup.
W przyszłości niesprecyzowanie odległej ludzkość ekstensywnie eksploruje odległe planety. Korzystając z ugieć przestrzeni i ognisk grawitacyjnych tworzonych przez gwiezdne masy, wysyła astronautów na misje badawcze. Wielkie przeciążenia fizyczne nie pozostają bez wpływu na psychikę, więc niezwykle ważny jest odpowiedni dobór członków załogi. Niebezpieczeństw nie brakuje i na samych planetach. Elford jest weteranem takich wypraw, jednym z nielicznych ocalałych ze starej gwardii. Powrót na planetę, na której udało się zaszczepić życie, ma być jego ostatnim lotem. Ten outsider z wyboru nie spodziewa się jednak, że w kosmicznej dali dojdzie do rozgrywki ważnej dla przyszłości całej ludzkiej rasy, a on sam zostanie niechętnym graczem.
W niedawnej recenzji Śmierć frajerom Grzegorza Kalinowskiego stwierdziłem, że powieść ta niemal zupełnie minęła się z moimi oczekiwaniami. Z wielką przyjemnością mogę napisać, że w przypadku Imago było zupełnie na odwrót – dzieło (słowo użyte z premedytacją) te przerosło wszelkie moje oczekiwania. Zachwyt zaś zaczął się od pierwszego zdania, które z miejsca awansowało do mego prywatnego zestawienia najlepszych otwarć.
Szklaną komorę wypełniał brzask tak delikatny, jakby szarym popiołem osiadał na cząsteczkach pyłu rozwianego w kosmicznej przestrzeni.
Wiktor Żwikiewicz parał się w życiu nie tylko pisarstwem. Ukończył co prawda Technikum Geodezyjne, ale pracował także jako plastyk – tworzył m.in. okładka i ilustracja do swoich dzieł. Wrażliwość malarską widać w jego stylu. Początkowo chciałem napisać, że język Imago jest niezwykle poetycki, lecz choć byłoby w tym sporo prawdy, to proza Żwikiewicza oddziałuje bardziej wizualnie niż lirycznie. Obraz malowane piórem bydgoszczanina są dynamiczne, złożone, pełne szczegółów, lecz jednocześnie są nieco nieostre i miękkie. Sztuki wizualnie to nie ma mocna strona, więc nie wiem, czy to, co piszę jest w pełnie zrozumiałe, ale niech za przykład posłuży zdanie: „I musiałem wracać niby srebrzyste światło odbite od usianej kraterami powierzchni.”
Względem stylu oraz w zasadzie całości prozy Żwikiewicza trzeba wystosować bardzo ważną uwagę – wymaga ona skupienia. Język jest tu co prawda plastyczny i skutecznie stymuluje wyobraźnię, ale w połączeniu ze złożonością pomysłów, świata przedstawionego oraz dynamiką niektórych scen potrafi poważnie rozgrzać szare komórki. Imago w ogóle wymusza wolne czytanie. Niektórych to pewnie odrzuci i będzie świadectwem nadmiernego wydumania, ale mi się podoba to, że do niektóre akapity musiałem czytać po dwa-trzy razy, by się nimi nacieszyć albo lepiej zrozumieć lub zobrazować. Wiąże się to głównie z tym, że na Planecie dochodzi do wielu niesamowitych i pokręconych procesów biologicznych oraz (rzadziej) technicznych, które bohater próbuje pojąć. Protagonista (który jest pilotem, a nie naukowcem) występuje raczej z pozycji niewiedzy, a w zasadzie wiedzy mniejszej niż inni, a wraz z nim czytelnik.
Wysokie wymagania stawiane odbiorcy przez Imago wiążą się też ze wspomnianą złożonością zagadnień. Główna oś fabularna jest dość prosta (misja naukowa na nie w pełni zbadaną Planetę), a za główne zagadnienie tematyczne można uznać ewolucję, lecz to tylko warstwa wierzchnia. Pod spodem kryje się całe mnóstwo konsekwencji, powiązań, rozważań i dylematów. Okazuje się bowiem, że na Ziemi rozgrywa się konflikt pomiędzy zwolennikami czystości genetycznej ludzkości, a tymi którzy promują tworzenie wyspecjalizowanych post-ludzkich mutantów przystosowanych do eksploracji obcych środowisk. W to wplątany zostaje przedziwny eksperyment w postaci biologicznych tworów od-tolkienowskich. Ważną rolę odgrywa też Synchromat, świadoma i skora do żartów AI statku bohaterów. Z drugiej strony mamy samą Planetę i to, co zrodziło się tam w wyniku przedziwnie błyskawicznych procesów biologicznych. Po środku zaś Elf, który nie dość, że ma problemy z pojęciem wszystkiego co się dzieje, to jeszcze zmuszony jest opowiedzieć się po którejś ze stron. Splot tych wszystkich elementów potrafi splątać mózgowe zwoje.
Jedyny aspekt powieści, do którego mógłbym mieć pomniejsze zastrzeżenia, to postaci. Kreacja głównego bohatera nie grzeszy oryginalnością – jest on połączeniem outsidera i zmęczonego życiem weterana, który niby ma wszystkiego dość, ale skrycie marzy o ostatnim zrywie. Elf jest jednak prowadzony przez Żwikiewicza, że trudno go nie polubić mimo jego zgorzkniałości, braku zdecydowania i bierności. A może to właśnie dzięki nim łatwiej z nim się identyfikować? Ludzkiego pierwiastka zabrakło za to Natanowi i Endo, współpasażerom protagonisty. W przypadku tego drugiego to nie dziwi, gdyż jest on w zasadzie przedstawicielem innego gatunku. Za to od Natana bardziej zrozumiały wydaje się być Synchromat, czyli sztuczna inteligencja. Może to wynik tego, że jego motywacje są tak odległe od elfordowych, ale w efekcie sprawia on wrażenie nośnika pewnych poglądów, a nie postaci z krwi i kości.
Lektura Imago to po prostu wspaniała czytelnicza przygoda – zmagania z nią można porównać do wędrówki po wymagającym, pięknym szlaku, na końcu którego czeka zapierający dech w piersiach pejzaż. Nie ma tu miejsca na pośpiech ani nieprzemyślane ruchy, stąpać trzeba ostrożnie i z uwagą. Ja czerpałem ogromną satysfakcję z obcowania z tym dziełem. A wracając do wstępu – smutek powodowany tak późnym odkryciem blednie przy radości lektury i wyczekiwaniu kolejnych. Pozostaje też zaduma nad smutnymi kolejami losu, które tak świetnego pisarzy sprowadziły na manowce.
Zresztą czas wybiela i nic nie znaczą jęki potępieńców, złamane przymierza, zdrady i zbrodnie, chlubny antropomorfizm wygładza zwierzęce pyski i nad czerwie pełzające w prochu wynosi skrzydlate formy. Prędzej czy później tchórzostwo nasze poczytane zostanie za fortel, rozpacz za odwagę, pijana determinacja okrzyknięta będzie bohaterstwem, złodziej zostanie odkrywcą, morderca — męczennikiem.
Andrzej „Kruk” Appelt
Co ja Ci będę mówił… Cieszę się z tego wpisu jakby był mój 🙂
To teraz masz w perspektywie opowiadania i krótkie formy, niektóre znakomite i przede wszystkim „Delirium w Tharsys”.
A potem będziesz jak my wszyscy czekał na „Kosmodram Machu Picchu”, na Polterze są pierwsze cztery rozdziały i już zaraz miał się ukazać w APF a nie ma jeszcze niestety 🙁
pozeracz
Już czekam. Czytałem newsa, w którym Wojciech Sedeńko zapowiadał „Kosmodram…” na wiosnę 2014. Biorąc pod uwagę sytuację autora, nie ma co się dziwić opóźnieniom. Mam jednak nadzieję wielką, że się uda.
I na pewno niedługo zamówię „Delirium…” albo któryś ze zbiorów.
Ambrose
Czuję się przekonany. Co prawda, z fantastyką nigdy nie byłem w bardzo bliskiej relacji, ale z drugiej strony nigdy też od niej nie stroniłem. O samym Wiktorze Żwikiewiczu jak dotąd nie słyszałem, ale wszystko wskazuje na to, że warto ten stan rzeczy zmienić. Bardzo cenię sobie autorów, którzy potrafią tworzyć plastyczne opisy – wręcz rozkoszuję się tego typu prozą. Tematyka także sprawia wrażenie bardzo interesującej.
Andrzej „Kruk” Appelt
Styl Żwikiewicza przypomina, przez swoistą barokowość, niektórych pisarzy iberoamerykańskich. Mnie konkretnie kojarzył się zawsze z prozą Carpentiera i to mniej „Podróżą do źródeł czasu” a więcej z „Eksplozją w Katedrze”. To się czyta z prawdziwą przyjemnością, ale potrzeba jednak oczytania po stronie czytelnika, tu trzeba przyhamować, „wsłuchać” się w słowa, frazy … nie gubiąc przy okazji fabuły. Niemodne słowo artyzm się kłania 🙂
pozeracz
W ramach zachęty dodam, że cała powieść jest dostępna na stronie Polter.pl. Warto zajrzeć i spróbować swych sił i gustów.
dziejaszek
Z postacią Żwikiewicza zetknąłem się po raz pierwszy, gdy w Dużym Formacie ukazał się wywiad z do niedawna bezdomną legendą polskiej literatury sf. Później na Polterze publikowane były bardzo ciekawe rozmowy z nim. Po jego książki jeszcze nie sięgnąłem, ale na pewno przyjdzie na to czas.
pozeracz
Polecam, polecam bardzo mocno. A wywiad czytałem. Przyznam szczerze, że chciałem napisać wpis o samym Żwikiewiczu, ale mam mocno mieszane odczucia względem niego. Po zastanowieniu uznałem, że wolę skupić się na samych dziełach.