Żyjemy w złożonym, szalonym świecie. Od globalnego ocieplenia, przez trudne do ogarnięcia zmiany cywilizacyjne ostatni (dwu)stu lat aż po przeżarty konsumpcjonizmem kapitalizm. Trudno nie popadać w marazm i poczucie bezsilności, ale jest jedna rzecz wysoce pomocna: edukowanie siebie. Odpowiedni zasób wiedzy może pokierować jednostkę na ścieżki kreatywno-oporowe. A Skarby ziemi zdecydowanie ten zasób powiększą.
Piasek, sól, żelazo, miedź, ropa naftowa i lit – te sześć surowców ukształtowało ludzkość i będzie napędzać jej rozwój. Stanowią one fundament współczesnego świata, zasilają nasze urządzenia i umożliwiają przełomowe odkrycia medyczne. Jednak ich istotność i wszechobecność często pozostają niezauważone. Podczas swojej podróży po świecie Ed Conway odkrywa ukryte zakątki planety – od kopalń głęboko pod powierzchnią Europy po nieskazitelne fabryki chipów na Tajwanie i dziwne zielone baseny, w których rodzi się lit. Odkrywa fascynujące i często pomijane procesy oraz firmy, które przekształcają te pierwiastki w złożone produkty, z których korzystamy na co dzień.
Skarby ziemi można by w zasadzie skwitować krótko: jeśli tylko interesuje Cię otaczający świat, sięgaj koniecznie po tę książkę. Tylko wtedy marna by to była recenzja, n’est-ce-pas? Pochwały zacznę więc od wyrażenia podziwu dla ogromu reporterskiej roboty wykonanej przez Conwaya. Natura zgłębianego przez niego tematu wiąże się z imponującym geograficznym rozrzutem odwiedzonych miejsc. Owszem, autor nie był we wszystkich opisywanych miejscach (w wielu przypadkach [produkcja procesorów] byłoby to zresztą niemożliwe), ale i tak czasokilometraż był tu ogromny. Mało kto mógłby sobie na takie wojaże pozwolić i dostępy zdobyć, ale bycie korespondentem Sky News zdecydowanie pomogło. W trakcie lektury da się zresztą wyczuć, że reporter skorzystał z dostępnego potencjału i umie nie tylko wyciągnąć esencję zagadnień, ale też skutecznie przekazać swe zachwyty i zadziwienia czytelnikom.
Ed Conway wybiera bowiem swoisty reporterski złoty środek – nie stawia się pozycji bezosobowego, beznamiętnego kronikarza, ale też nie umieszcza siebie w centrum narracji. Gdy potrzeba, potrafi skupić się na faktach i szczegółowo acz zrozumiale i barwnie potrafi opisać na przykład złożony, wieloetapowy proces prowadzący od piasku do procesora. Nie stroni przy tym od ciekawostek (np. historia o wymianie kluczowych surowców pomiędzy Niemcami a Wielką Brytanią… w trakcie wojny), którymi w zajmujący sposób dopełnia główną opowieść. Jednocześnie da się odczuć, że Skarby ziemi powstały w wyniku rozbudzonej ciekawości autora, który może na starcie nie był dyletantem, ale i do eksperta było mu daleko. Książka jest więc niejako zapisem pełnej fascynacji i zdumienia drogi, na którą Anglik zabiera odbiorców. Natomiast dobór tematu i jego natura sprawiły, że bez problemu można było go rozczłonkować (po rozdziale na surowiec) i ukazać (od wydobycia do produktów końcowych). Wrażenie robi też wieloaspektowość narracji: opowiadając o surowcach, dziennikarz opowiada też o historii, współczesności, przemyśle czy też ochronie środowiska i zachłanności korporacji.
Wszystko to sprawia, że od Skarbów ziemi niełatwo się oderwać. Trudno bowiem nie być pod wrażeniem, jak wiele wiedzy i w jak angażującej formie udało się Conwayowi wtłoczyć do tej książki. Może to „zasługa” mojej ignorancji, ale co kilka stron łapałem się na (niekoniecznie dźwiękowo wyrażonych) ochach i achach. Dość powiedzieć, że do dziś w rozmowach z niektórymi osobami nachodzi mnie przemożna ochota dzielenia się ciekawostkami i innymi zaskakującymi faktami. Dużo z tego uroku leży w uświadamianiu czytelnikowi na pierwszy rzut oka niesamowitych informacji dotyczących surowców z pozoru zwyczajnych. Liczby i skala zależności ludzkości od stali i betonu, trudna do pojęcia czystość molekularna wafli krzemowych, zależność kluczowego dla współczesności procesu produkcji procesorów od pojedynczych firm posiadających (i strzegących przed chińskimi zakusami) wysoce wyspecjalizowaną wiedzę… Wymieniać można by jeszcze długo.
Może i zabrzmi to nieco przesadnie, ale według mnie Skarby ziemi to jedna kluczowych książek koniecznych do zrozumienia przemysłowych (i nie tylko) podstaw współczesności. Ed Conway wykonał kawał dobrej roboty i jej efekty przekazuje w sposób rzetelny i angażujący. Bardzo się cieszę, że wydawnictwo Szczeliny podjęło decyzję o publikacji tej książki, a ja o jej zakupie.
Na długo przed wprowadzeniem podatku dochodowego rząd brytyjski w poszukiwaniu dodatkowych środków uznał, że im lepiej się komuś powodzi, tym większy posiada dom, a zatem postanowiono uzależnić wysokość podatku od liczby okien. Rezultat był taki, że wielu właścicieli nieruchomości zamurowało swoje okna, żeby obniżyć zobowiązanie podatkowe. W całej Anglii do dziś można zobaczyć wiele takich zaślepionych okien.
Dodaj komentarz