Legiony, Piłsudski, Cud nad Wisłą, zamach na Gabriela Narutowicza – ze względu na program nauczania historii w gimnazjum i liceum większość osób dwudziestolecie międzywojenne kojarzy raczej hasłowo. Jest Powstanie Wielkopolskie i powstania śląskie, ale siłą rzeczy okres ten ciąży ku Warszawie. Nie jestem wielkim fanem powieści historycznych (choć i nie stronię od nich) i ten okres historii nie pasjonuje mnie specjalnie, lecz przekora, ciekawość i okładkowa rekomendacja Juliusza Machulskiego przekonały mnie, by przyjąć egzemplarz do recenzji.
Heniek Wcisło od urodzenia ma z drakami po drodze. Z początkowo był tylko świadkiem pepeesiackiej działalności swojego ojca – nielegalne ulotki, strajki, bomby. Z czasem awanturnicze życie dopadło i samego młodziana, który przeszedł drogę od pomocnika bojówkarzy i ulicznego rozrabiaki do zdolnego żołnierza, agenta i wybornego kasiarza. Talent i inteligencja szły u niego w parze z żądzą przygody, więc zamiast siedzieć w szkołach wolał bujać się po mieście z hewrą. Zdobył szacuneczek towarzyszy z Woli i Czerniakowa, a w dodatku spotkał takie persony jak niesławny Szpicbródka czy ekscentryczny Witkiewicz.
Śmierć frajerom świetnie sprawdziłoby się jako przewodnik po Warszawie tamtych czasów. Grzegorz Kalinowski odwalił kawał świetnej roboty historycznej. Przez całą powieść czytelnik raczony ciekawostkami, detalami, gwarą i faktami. Bohaterowie pośrednio lub bezpośrednio biorą udział w wielu ważnych, choć czasem zapominanych, wydarzeniach i spotykają lub ocierają się o wiele ważnych person. Warto tu zauważyć, że autor nie przesadził w tym zakresie i o ile protagonista spotyka nieco przypadkowo Witkacego, to już Piłsudski obserwowany jest jedynie z daleka. Na osobę ciekawą historii Warszawy czy też polski w ogóle czeka tu wiele smaczków i epizodów mało znanych – Zeppelin bombardujący stolicę, walki Rosjan z Niemcami, działalność socjalistycznych bojówek przed odzyskaniem niepodległości i akcje komunistycznego wywiadu skierowane przeciw II Rzeczypospolitej.
Powieść dobrze wypada też pod kątem postaci i języka. Z początku może się wydawać, że Heniek Wcisło to sztampowy szlachetny łotrzyk – sympatyczny, wygadany, technicznie uzdolniony, a do tego nie stroniący od książek. Trochę zbyt piękne to było, ale z czasem porażki i skazy dodają mu głębi. Heńkowy status społeczny i późniejsze konszachty z warszawski półświatkiem sprawiają dodatkowo, że przez karty powieści przewija się dużo postaci ciekawych i niedwuznacznych. Jeśli zaś chodzi o warstwę językową, to warto pochwalić stylizację. Grzegorzowi Kalinowskiemu udało się nie przesadzić z regionalizmami – gwara i kolokwializmy stanowią tu atrakcyjny dodatek. Nie jestem co prawda specem od warsiaskiego, ale to się po prostu dobrze czyta. Drobną dziwnostką są przypisy, którymi opatrzone są dwa rosyjskie wulgarne zwroty, „Job waszu mat’” i „Idi w pizdu„. Objaśnienie pierwszego brzmi „ordynarny rosyjski zwrot”, a drugiego „inny ordynarny rosyjski zwrot”. Czemu ich nie przetłumaczyć? A jeśli nie, to po co w takim razie przypis?
Niestety, Śmierć frajerom ma jedną poważną wadę, którą jest brak… fabuły. A tak w zasadzie to brak jednej osi fabularnej lub też czegoś, co by spinało poszczególne historie. Warszawa i główny bohater to nieco za mało. Możliwe, że zwiodły mnie tu moje własne oczekiwania i prolog, który zapowiada pewien ciąg wydarzeń mających doprowadzić do tego dramatycznego momentu. Okazuje się jednak, że nie mamy do czynienia z jedną opowieścią, a raczej z serią wspominek protagonisty. W dodatku te poszczególne opowieści stanowią raczej fabularne pocztówki, które nie składają się na spójną opowieść. Przez długi czas czekałem na moment, w którym powieść wskoczy na właściwe fabularne tory, ale ten moment w zasadzie nie nastąpił. Nieco irytujące były też pewne fragmenty niepotrzebnie spowalniające akcję – na przykład niemal trzy strony opisu tego, jak zabezpieczony jest pewien jubiler przez kradzieżą.
Podsumowanie zacznę od paradoksu: Śmierć frajerom mnie zawiodło, ale jednocześnie mogę tę powieść polecić. Kluczem to rozwikłania tej sprzeczności jest kwestia podejścia. Jako recenzent nie powinienem był pozwolić, by me oczekiwania wpłynęły na ocenę, ale jako czytelnik wytworzyłem sobie obraz tego, czym powinna być ta powieść. Dostrzegam jednak zalety tej powieści i myślę, że świadomość tego, czym Śmierć frajerom nie jest, pozwoli spędzić z książką Grzegorza Kalinowskiego kilka miłych wieczorów.
Serdecznie dziękuję wydawnictwu Muza SA za udostępnienie egzemplarza do recenzji!
Włóczęga, król gościńców, pijak słońca wieczny,
Zwycięzca słotnych wichrów, burz i niepogody,
Lecę w prześcigi z dalą i złudą w zawody,
Niewierny wszystkim prawdom i sam z sobą sprzeczny.Pod gwiezdnym niebem w polu rozkładam gospody.
Snem i płaszczem nakryty, śpię wszędzie bezpieczny.
U głowy mej zatknięty kij, jak krzew jabłeczny,
Rodzi mi kwiat marzenia i owoc swobody.Lekkomyślność śpi ze mną, płocha weselnica,
Sakwę, gdziem mądrość chował, przedarła psotnica…
W drodze szczęśliwiem zgubił swą mądrość znużoną.Proszę cię, duszo moja, bądźże mi szaloną,
Bo ukradłem nadzieję gdzieś w karczmie przydrożnej!
Ciesz się zgubą! Niech będzie przeklęty ostrożny![Leopold Staff, Sonet szalony]
FatalneSkutkiLektur
Twoja recenzja wywołała u mnie ochotę, żeby odświeżyć sobie teksty „Wiecha” 🙂
pozeracz
Miło mi. Recenzja wzbudziła nikłe zainteresowanie, ale w 100% pozytywne 😛