Jedna z wpajanych mi kiedyś zasad recenzowania mówiła o konieczności porzucenia personalnych oczekiwań wobec dzieła. W końcu powinno być ono oceniane samo w sobie, a nie według tak subiektywnego, zewnętrznego kryterium. W dodatku każdy czytelnik może się po danej opowieści spodziewać się czegoś innego. Pewnym wyjątkiem są tu powieściowe cykle, w których to powiązania fabularne stają się źródłem takich założeń. Dwa pierwsze tomy cyklu Meekhańskiego oceniłem bardzo pozytywnie, ale – paradoksalnie – Niebo ze stali rozpoczynałem ze znacznymi obawami. Niestety, spełniły się one w znacznej mierze.
Tag: polska fantastyka Strona 3 z 4
Długo można by dyskutować o obecności autora w jego dziele, o krytyce biograficznej i tym podobnych, ale czasem transfer z życia do sztuki jest aż nazbyt oczywisty. Tak też poczyniła Alicja Janusz, która z zamiłowania jest lutniską, a główną bohaterką swych opowiadań uczyniła… lutnistkę. Na pierwszy rzut oka może to sprawiać niezbyt dobre wrażenie, ale tu oznacza głównie to, że autorka pisze o tym, na czym bardzo dobrze się zna. Zaś Ballady ze spalonego traktu to po prostu udany debiut.
Po lekturze poprzedniego tomu z nieznanych mi powodów przekonany byłem, że W mocy wichru stanowi domknięcie trylogii. Jednak ma niedawna rozmowa z autorką Teatru Węży uświadomiła mi, że tom trzeci końcem cyklu wcale nie będzie. Tom czwarty jest na razie „w fazie notatek i intensywnego obmyślania”, więc teraz na spokojnie i z uwagą można przyjrzeć się temu dopiero co wydanemu. Choć na początek trzeba przymknąć oko na okładkę.
Wydawać by się mogło, że w czasach Internetu, wyszukiwarek, Facebooka czy też serii wpisów o niszowych wydawnictwach na Parapecie Literackim trudno przegapić wydawnictwo funkcjonujące na rynku od niemal dziewięciu lat. Jednak to wydawnictwo JanKa odnalazło Pożeracza, a nie odwrotnie. Janina Rogalska-Koźbiel i Jan Koźbiel uważają, że najważniejszy jest autor i chcą, by czuli się oni w ich wydawnictwie jak w domu. Jednym z tych autorów jest Grzegorz Gortat, który pasuje tu w sam raz, gdyż tworzy od lat, a dotąd o nim nie słyszałem. Dziś jednak zapraszam za Mur.
Nigdy nie byłem fantastycznym czasopismowcem. Co prawda na początku swej drogi miłośnika science-fiction i fantasy nabywałem prowadzone przez Roberta J. Szmidta Science-Fiction, ale nie trwało to zbyt długo. Raz wpadła w łapki Nowa Fantastyka, czytałem na pewno raz SFinksa, a nawet i Fenixa w którejś z tytułowych pisowni, ale były to odstępstwa od normy. Mimo braku periodykowej predylekcji nie mogłem odmówić sobie przyjemności zapoznania się z pierwszym numerem odradzającego się weterana. Nabyłem więc przywołany do życia siłami Bartka Biedrzyckiego i Krzysztofa Sokołowskiego numer 1-2/2018 Fenixa powracającego jako Antologia (nie tylko z nazwy zresztą).