"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Tag: science-fiction Strona 1 z 17

Cyber(hindu)punk, czyli „Rzeka bogów” Iana McDonalda

Są tacy autorzy i autorki, którzy może z miejsca nie lądują na liście tych ulubionych, ale ich dzieła skutecznie wykrawają sobie miejsce w pamięci. Serią wydawniczą, która w takich właśnie przypadkach się specjalizuje jest MAGowa Uczta Wyobraźni. Tą drogą właśnie za czasów portalowych poznałem Brasyl Iana McDonalda. Niezatartość tamtych wrażeń sprawiła zaś, że czytnikowo-okazyjnie skusiła mnie Rzeka bogów. Zapraszam na rejs ⛴

rzeka bogów okładka

Preludia pozaziemskiego przechery, czyli „Początki Stalowego Szczura” Harry’ego Harrisona

Harry Harrison mieści się dla mnie gdzieś pomiędzy kategoriami „dziwne, że jeszcze nie czytałem” a „nieco zapomniany klasyk do nadrobienia”. Teoretycznie mogłem bowiem po niego na początku mych czytelniczych bojów, gdy to biblioteki nawiedzałem intensywnie, albo też skorzystać z pewnego wehikułu czasu, ale (znów) dopiero Vesper skusił mnie skutecznie. Sprawdźmy więc, czy Początki Stalowego Szczura zachęciły mnie do nawiązania dłuższej znajomości z Jamesem Bolivarem DiGrizem.

początki stalowego szczura

Przeplatana arachno(r)ewolucja, czyli „Dzieci czasu” Adriana Tchaikovsky’ego

Tym razem zacznę nietypowo, bo od pytania: czy wiedzieliście, że Rebis wydał Dzieci czasu już w 2017 roku? Dopytuję się nie bez powodu, a motywowany własnym zdziwieniem i niepewnością. Te siedem lat temu blog już hulał, więc nowości miałem na radarze, a tym bardziej interesowały mnie te zgarniające nagrody za kanałami oraz/lub oceanami. Nie dojdę już, czy wtedy premierę powieści Adriana Tchaikovsky’ego zignorowałem, czy też przegapiłem, ale do myślenia to daje. Wszystko jednak pozostało w (pod)poznańskiej wydawniczej rodzinie i teraz to Vesper uwagę przykuł mą skutecznie.

dzieci czasu

Współobawy i wzajemne zachwyty, czyli „I mów, że moja chwała z przyjaciół się bierze. Listy 1972-1984” Ursuli K. Le Guin i Stanisława Lema

W mym poprzednim wpisie poświęconym zbiorowi listów (Lema, oczywiście) wyłożyłem me podejście do zaglądania w czyjeś listy, więc powtarzał się nie będę. Tu dodam tylko, że jestem niezmiernie (i niestety bezosobowo) wdzięczny Ursuli K. Le Guin za to, że zdecydowała się napisać ten pierwszy list. Trudno by mi było bowiem, nawet gdybym fantazjował bujnie, to bym lepszej pary korespondencyjnej sobie nie wybrał. I mów, że moja chwała z przyjaciół się bierze to więc gratka nie lada.

I mów, że moja chwała z przyjaciół się bierze

Filoktet w kosmosie, czyli „Człowiek w labiryncie” Roberta Silverberga

We wstępie do pierwszej na tym blogu recenzji książki autorstwa Roberta Silverberga popełniłem ryzykowne stwierdzenie, że Amerykanin jest autorem znanym nad Wisłą głównie z nazwiska. Jednak za sprawą klasyczno-wznowieniowych wysiłków wydawnictwa MAG czy też od niedawna i wydawnictwa Vesper ta hipoteza już w ogóle nie będzie warta ni funta kłaków. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę ogrom zasobów, z których można czerpać. Cóż, tak czy tak: Człowiek w labiryncie to kolejna cegiełka

Strona 1 z 17

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén