"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Tag: science-fiction Strona 1 z 18

Spektakularny mechanizm , czyli „Wiosna Helikonii” Briana Aldissa

Przyznam się Wam do czegoś (w pewnych kręgach) wysoce wstydliwego: nie polubiłem się z pierwszymi grami z serii Fallout. Wiem, wiem… Dla każdego trzeźwo myślącego przedstawiciela homo sapiens nie będzie to żadna ujma na honorze, ale w zalewie zachwytów, pochwał i innych peanów czułem się nieco odtrącony. Jak się zapewne domyślacie, wspominam o tym nie bez kozery, a z powodu rozminięcia się z powieścią Briana Aldissa. Wiosna Helikonii mnie po prostu do siebie nie przekonała.

wiosna helikonii

Expecto redactorum, czyli „Wieloraka emergencja” Michała Remiszewskiego

Zdradzę Wam pewien drobny sekret z pożeraczowego zaplecza blogowego: bardzo rzadko przyjmuję egzemplarze do recenzji prosto od autorów/ek. Główny powód jest taki, że najczęściej taki kontakt oznacza marność wysiłków marketingowych wydawnictwa (czyt. zwalenie go na twórcę) albo jakąś formę self-publishingu, na który to mam alergię. Tym razem jednak osoba autora i fabularna zajawka przebiły mury mych obaw i tak oto objawiła się tu Wieloraka emergencja.

wieloraka emergencja okładka

Z Archiwum Q, czyli „Holocaust F” Cezarego Zbierzchowskiego

Śmierć to temat niezwykle nośny i obecny w sztuce w zasadzie od zawsze. Ten nieuchronny koniec od zawsze przyciągał artystów – czasem rozpatrywany był jako tragedia pojedyncza, a czasem zwielokrotniona. Regularnie pojawiały się także wizje końca ludzkości lub końca wszelkiego istnienia. Literatura fantastyczna obfituje w różne rozwinięcia tego motywu, trudno więc o oryginalność. Cezary Zbierzchowski postanowił dodać swą cegiełkę i udało mu się stworzyć Holocaust F, jedną z najciekawszych polskich powieści science fiction ostatnich lat.

holocaust f

Ballady trzech kolorów kres, czyli „Błękitny Mars” Kima Stanleya Robinsona

Przyznam się szczerze, że napisanie wstępu do niniejszej recenzji nastręczyło mi trudności niemałych. Jak się zabrać do pisania o zwieńczeniu jednolitej trylogii bez popadania w powtórzenia ani banał? Wspomnieć o dwóch wyprawach? Nawiązać jakoś do kolorów i ich mieszania? Ale przecież czerwony zmieszany z zielonym da żółty! Pozostaje jedynie autotematyczna zmyłka i szybkie zaproszenie na Błękitny Mars.

błękitny mars robinson

Pesymistyczna puenta personalna, czyli „Behemot” Petera Wattsa

Czytelnik bywa ze mnie niekonsekwentny. We wstępie do recenzji Wiru wspominałem, że mimo zwyczajowych obaw do lektury przystępowałem ze spokojem ze względu na zaufanie, którym darzę autora. Estyma ma zmianie nie uległa, tom drugi serii mnie pochłonął, a i tak rozpoczynałem czytanie zwieńczenia trylogii z delikatną bojaźnią. Poniżej zaś przekonacie się, czy Behemot na takie przeczucia sobie zasłużył.

behemot watts

Strona 1 z 18

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén