Mam słabość do kulturowych synchroniczności przypadkowych. W opublikowanym we środę wywiadzie Silaqui wspomina o Kwiatach dla Algernona jako o jednej z książek, które zdecydowanie zbyt długo czekają na ponowne wydanie. Ja o tym nieszczęsnym niedostatku wiedziałem od pewnego czasu i dlatego część urodzinowej karty upominkowej postanowiłem spożytkować na zakup wersji anglojęzycznej. Jako zaś uzupełnienie doczytałem sobie i opowiadanie, które Daniel Keyes z czasem rozwinął w powieść.
Tag: science-fiction Strona 15 z 18
Ze względu na me ograniczone doświadczenia z literaturą afrykańską na liście swych (nie)postanowień mam odpowiednią pozycję. Los zaś dziwnie się jakoś tak układa, że duża część mych wojaży w te strony z Nigerią się wiąże. Swego czasu zachwyciła mnie Połówka żółtego słońca, której fabuła koncentrowała się wokół wojny biafrańskiej, a dziś recenzuję nowelę autorki, której rodzice zostali na stałe w USA właśnie ze względu na tę wojnę. Nnedi Orokafor mieszka i pracuje w USA, ale jej twórczość bardzo mocno z jej korzeniami jest związana. Doskonałym dowodem na to jest właśnie Binti.
Być może będzie to zbytnim uproszczeniem, ale i tak spróbuję zacząć od następującego stwierdzenia: Robert Silverberg jest dla większości czytelników w Polsce znany głównie z nazwiska. Jego dzieła, nawet najbardziej znane Kroniki Majipooru, czytane są/były głównie przez weteranów science-fiction lub rzadkich zapaleńców. Ja na weterana jestem zbyt młody, ale miałem szczęście mieć w domu dwie powieści tego autora, a bibliotekę zaopatrzoną w większość wspomnianego cyklu. Wypatrzona więc w antykwariacie Szklana wieża pochwycona zostałą więc bez wahania.
Na blogu i w komentarzach pozostawianych w różnych w miejscach sieci nie raz i nie dwa wspominałem o tym, że biografie średnio mnie ekscytują. Wyjątek ogólny stanowią postaci kluczowe dla historii świata (Napoleon, na ten przykład), a wyjątek szczególny stanowi Stanisław Lem. Nie do końca wiem, dlaczego akurat ten genialny pisarz zasłużył sobie na taką dyspensę nie zaś inni, ale tak już jest. Czytałem wspomnienia syna, pisałem na blogu o listach Lema i Mrożka, a gdy tylko usłyszałem o nowej biografii autorstwa Wojciecha Orlińskiego, konieczność wejścia w jej posiadanie była jasna. Oto więc i jest: Lem. Życie nie z tej ziemi.
Będąc młodym studentem na rubieżach… Wróć. W programie filologii angielskiej popkulturowe elementy obecne były w ilościach śladowych. Jednak pewnego razu nasz akademicki zakątek zwizytował pewien gość z USA, który to opowiadał o wpływie zimnowojennego klimatu na popkulturę. Skupił się w zasadzie na dwóch filmach – pierwszym był Doktor Strangelove, czyli jak przestałem się martwić i pokochałem bombę z jego powiązaniami z doktryną MAD. Drugim zaś była Inwazja porywaczy ciał, która w swoich dwóch pierwszych filmowych inkarnacjach stanowiła odbicie paranoi powojennej i antykomunistycznej. Z ciekawością i drobnym sentymentem zareagowałem więc na informację o wznowieniu klasycznej powieści przez wydawnictwo Vesper.