Ostrzegam na wstępie i zawczasu: wpis poniższy stanowi dowód na znaczenie czasu i kontekstu w odczytaniach. Ponad osiem lat temu popełniłem odważny czyn czytelnicz0-recenzencki – nie dość, że przeczytałem dwa opasłe tomiszcza pełne opowiadań, to jeszcze zrecenzowałem je wspólnie. Wtedy twory Jacka Vance’a pozostały w cieniu składających mu literacki hołd, ale powrót po latach pozwoli mi bardziej docenić tekst źródłowy. Kroniki umierającej Ziemi okazały się być lekturą wysoce przyjemną.
Tag: wymiary Strona 1 z 2
We wstępie do pierwszej na tym blogu recenzji książki autorstwa Roberta Silverberga popełniłem ryzykowne stwierdzenie, że Amerykanin jest autorem znanym nad Wisłą głównie z nazwiska. Jednak za sprawą klasyczno-wznowieniowych wysiłków wydawnictwa MAG czy też od niedawna i wydawnictwa Vesper ta hipoteza już w ogóle nie będzie warta ni funta kłaków. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę ogrom zasobów, z których można czerpać. Cóż, tak czy tak: Człowiek w labiryncie to kolejna cegiełka
Gdy w grudniu zeszłego roku recenzowałem Czerwony Mars, nie spodziewałem się tak szybkiego powrotu na czwartą planetę od Słońca. Wiem, że tłumaczenie było już gotowe, ale i tak doceniam wydawniczą regularność ekipy z Czerwonaka. Zresztą jednorazowe zarzucenie czytelników kilkoma tysiącami stron nie byłoby chyba najlepszym posunięciem… Dość jednak blubrania, odpalmy silniki i lećmy na Zielony Mars.
Jest taka kategoria dzieł kultury, skala sukcesu lub statusu których jest tak znacząca, że niemal całkowicie przyćmiewa ich korzenie. Sam psioczyłem na technopopowy remake I Love Rock 'N Roll Joan Jett & the Blackhearts, nie wiedząc o oryginalnym wykonaniu The Arrows. Z poletka książkowego wymienić można wydaną nie tak dawno przez ArtRage filmowo kultową (i też remakowaną) Planetę Małp. Podobnie jak w tym przypadku, nie miałem pojęcia, że Coś zaczęło swój żywot jako książka Johna W. Campbella.
Teoretycznie powinienem traktować Wir z pewną dozą ostrożności. W końcu zabierałem się za kontynuację książki, która zrobiła na mnie wielkie wrażenie (i to dwa razy). Me oczekiwania miały ponad jedenaście lat na wyrośnięcie na sentymentalnej pożywce, co stanowi przepis na rozczarowanie. Jednak ma tak duże zaufanie do Petera Wattsa, że do lektury przystąpiłem bez obaw. Czy słusznie?