Co prawda o postmodernizmie wspominałem w poprzednim wpisie z serii, ale muszę nieco metatekstualnie stwierdzić, że pisanie wstępu do trzeciego wpisu o tym samym to nie lada wyzwanie. Wprowadzeniem do serii było otwarcie wpisu pierwszego, a drugi mógł ładnie nawiązać do miłego odzewu. Ale trzeci? Nie będę przecież narzekał na mniejszą liczbą komentarzy, bo zdaję sobie sprawę, że są to notki wybitnie informacyjne i nie do końca dyskusji sprzyjające. Choć w części ostatniej docieramy do szkół potencjalnie dyskusjogennych.
Zanim jednak przejdę do suchych faktów, parę słów komentarza osobistego. Zdaję sobie sprawę, że dla niektórych krytyka genderowa, rasowa czy też ekologiczna mogą wydawać się dziwne czy też wręcz niepotrzebne. Dla mnie jednak są one po prostu kolejnymi sposobami patrzenia na literaturę, a ja wychodzę z założenia, że im więcej perspektyw, tym lepiej. Wątpliwości może budzić fakt, że są one ideologicznie obciążone, ale… takie ich prawo. Marksistowska krytyka neutralna światopoglądowa też nie było. Zresztą środowiska humanistyczno-akademickie ogólnie skręcają zdecydowanie częściej w lewą stronę politycznego spektrum. Problemem mogą być nie tyle szkoły, ale ich przedstawiciele – chodzi mi o sytuacje, w których ktoś próbowałby wykazywać wyższość jednej szkoły nad drugą czy też odbierać innym prawo do głosu. Wydaje mi się jednak, że są to wyjątki, które w każdej grupie zdarzyć się mogą.
Czasem zaś wystarczy się nieco wczytać, by uprzedzeń się wyzbyć.
Krytyka postkolonialna / ethnic studies
Te dwie szkoły mają wiele punktów wspólnych, a ich pola zainteresowań nachodzą na siebie, ale różnią się pod względem historii idei i historii. W nagłówku użyłem nazwy angielskiej „studiów etnicznych”, gdyż ta polska niezbyt mi się podoba, a swojskie „ludoznawstwo” to inna para kaloszy. Początków tego podejścia można szukać w pracach W.E.B. Dubois, który teoretyzował w zakresie pozycji Afroamerykanów w USA, skupiając się na ich podwójnej tożsamości oraz tym, jak ujawnia się ona w kulturze. Kolejny badacze (np. Aime Cesaire, Frantz Fanon, Chinua Achebe) zajmowali się literackimi tradycjami, które był nie przebijały się do ogółu lub były tłumione, a jednocześnie poddawali krytyce to, jak tożsamość etniczna była ukazywana w głównym nurcie kultury. Tematem zainteresowań były też zależności pomiędzy tożsamością kulturową a osobniczą w kontekście historycznym nieskrywanego rasizmu.
Jeśli chodzi o krytykę postkolonialną, to za początek tego pola uznaje się książkę Orientalizm Edwarda Saida.Według tego autora pojęcie „Orientu” zrodziło się jako owoc geografii kreacyjnej zachodnich naukowców i było ono ważny elementem kolonizacji i agresji wobec społeczności niezachodnich. Krytyce tu poddawane są dychotomiczne podziały na centrum i marginesy, białych i czarnych oraz kolonizatorów i kolonizowanych, gdyż służyły do usprawiedliwiania kolonializmu. Kolonialna dominacja była obiektem analiza, a jednym celów było rozbicie wspomnianej geografii kreacyjnej. Co prawda szkoła ta ma swe korzenie w upadku imperiów kolonialnych, ale narastająca kultury, a zwłaszcza neokolonializm korporacyjny, wskazują, że badania te nie tracą na aktualności.
Przedstawiciele: W.E.B. Dubois, Chinua Achebe, Edward Said
Bibliografia:
- Orientalizm Edward Said
- Wyklęty lud ziemi Frantz Fanon
- Badania postkolonialne Ewa Domańska – link
- Postkolonializm. Wprowadzenie Robert J.C. Young
- Od kolonializmu do literatury postkolonialnej Tomasz Stokłosa – link
Czytaj dalej: esencjalizm, neokolonializm, HB 2281
Feminizm/gender i queer
Badania genderowe i teoria feministyczna są ze sobą blisko związane, gdyż te pierwsze na początku miały formę tych drugich. Krytyka feministyczna zajmuje się prawami kobiet we współczesnym społeczeństwie, tożsamością kobiet oraz ukazywaniem kobiet w mediach i kulturze. Jest to aktywna gałąź akademicka, która nie tylko walczy z paradygmatami myśli zachodniej, ale też próbuje zmienić porządek społeczny przez liczne interwencje. Sama kategoria „gender„, czyli płci kulturowej, była początkowo określana przez Judith Butler jako ludzki konstrukt tworzony przez niekończące się powtarzanie czynności społecznym. Kategorie płciowe są tu produktem kultury i jako takie nie tylko odzwierciedlają rzeczywistość społeczną, co ją kształtują.
Jednym z głównych nurtów założycielskich był feminizm francuski z Simone de Beauvoir na czele (plus znana z poprzedniego wpisu Julia Kristeva). Według tych myślicielek zachodnie tradycje filozoficzne prowadziły do tłumienia kobiecych doświadczeń. Podobnie jak w przypadku postkolonializmu i tu krytyce poddawane są pewne dychotomie, ale w są to mowa/pismo, natura/sztuka, natura/umysł i namiętność/działanie. Te podziały nie są odzwierciedleniem obiektywnej rzeczywistości, a raczej opisem dyskursu zdominowanego przez mężczyzn. Przez jakiś czas popularny był też tak zwany Ruch Mężczyzn, inspirowany i prowadzony przez Roberta Bly’a, ale skupiał się on raczej na działaniach praktycznych i miał większego wpływu na badania genderowe.
Teoria queer, zwana też zgrabnie teorią odmienności, nie jest jednoznaczna z badaniami genderowymi, choć dzielą zainteresowanie np. normatywnymi definicjami męskości, kobiecości i seksualności. Ta szkoła podważa ustalone kategorie tożsamości płciowej oraz paradygmaty poznawcze powiązane z normatywną ideologią płciową. Ira Sedgwick stwierdza, że większość społeczności zachodnich opowiada swoje historie w kategoriach dziedzictwa, małżeństwa, dynastii, rodziny, domostwa i populacji. Taka struktura sprawia, że w tych dyskursach zostaje bardzo mało miejsca dla odmienności.
Przedstawicielki: Simone de Beauvoir, Judith Butler, Julia Kristeva, Ira Sedgwick
Bibliografia:
- Uwikłani w płeć Judith Butler – wstęp Olgi Tokarczuk
- Ifigenia w Polsce Maria Janion
- Płeć i czytanie I. Iwasiów
Czytaj dalej: InterAlia, Gender Studies ISUJ
Ekokrytyka
Jest to określenie zbiorcze dla różnych podejść krytycznych, ale ogółem stwierdzić można, że w ta szkoła skupia się na badaniu oddziaływania pomiędzy literaturą a środowiskiem naturalnych. Kultura jest powiązana ze światem fizycznym i wpływają one na siebie wzajemnie. W ramach tego ruchu współpracować mogą naukowcy, pisarze, krytycy, historycy itp. Wyróżnia się pierwszą i drugą falę ekokrytyki, ale dokładne linie podziału są tematem sporów. Bez niepotrzebnego zgłębiania tych nieścisłości stwierdzić można, że pierwsza fala miała miejsce w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych – kluczem była sama natura, a zainteresowanie budził współczesny kryzys środowiskowy, kulturowe różnice między tym co „ludzkie” a tym co „naturalne” oraz promowanie wartości natury. Druga fala trwa do dziś i jest bardzo nowoczesna w swym podejściu, gdyż podważa utarte podziały na to, co „ludzkie” i „nieludzkie”. Koncepcje te są poddawane pod wątpliwość, a termin „środowisko” zostaje przedefiniowany tak, by obejmował nie tylko „naturę”, ale środowisko miejskie.
W nieco bardziej praktycznym podejściu stwierdzić można, że ta gałąź pozwala dostrzec naturę jako osobną siłę w literaturze, siłę działającą niezależnie od ludzkich zasad i motywacji. Warto też zaznaczyć, że książka uważana za najważniejszą dla początków tego ruchu odpowiada prawdopodobnie za… śmierć milionów osób. Panika wywołana niepotwierdzonymi naukowymi badaniami kasandrycznymi wizjami związanymi ze środkiem owadobójczym DDT doprowadziła do wstrzymania używania tego środka. Do dziś żadne badania nie potwierdziły jego negatywnego wpływu na człowieka, a panika, która wybuchła po wydaniu książki, doprowadziła do wstrzymania niemal już wygranej walki z malarią. Książki zmieniają historię, szkoda tylko, że w taki sposób.
Przedstawiciele: Lawrence Buell, Serpil Oppermann, Dana Phillips
Bibliografia:
- Przyroda – bliska czy daleka? Anna Barcz – link
- The Environmental Imagination Lawrence Buell
- Milcząca wiosna Rachel Carson
- Zbawienna trucizna Marcin Rotkiewicz – link
Czytaj dalej: Association for the Study of Literature and Environment, Interdisciplinary Studies in Literature and Environment
Intertekstualność
Termin ten zawdzięczamy niezawodnej i często w tych wpisach obecnej Julii Kristevej. Jest to nie tyle szkoła krytyki literackiej, co raczej podejście do badania tekstu, które skupia się na relacjach pomiędzy poszczególnymi tekstami. W tym ogólnym ujęciu ma kilka wydań, zależnych od autora koncepcji. W interpretacji Ryszarda Nycza własność intertekstualności oznacza wytwarzanie i odbiór danego tekstu jest zależny od znajomości innych tekstów. Tu intertekstualność jest kluczowa przy odczytywaniu tekstów postmodernistycznych, a brać pod uwagę należy nie tylko literaturę. U Edwarda Kasperskiego, który dopatruje się początków intertekstualności w Romantyzmie, ciekawa jest idea archetekstu, czyli tekstu, który będącego nie tylko podstawą kultury, ale i dziejów ludzkości. Z kolei Henryk Markiewicz przypomina Terencujsza („Nic nie zostało powiedziane, co nie zostało powiedziane już wcześniej„) i wskazuje, że cecha ta istnieje już od starożytności. Dla niego intertekstualność to interakcja rodząca się w ramach jednego tekstu.
Dla Gérarda Genette’a będzie to zaś wszystko łączące dany tekst z innymi tekstami. Zaś w interpretacji Harolda Blooma ciekawe jest spojrzenie na świadome i nieświadome zabiegi poetów (choć można spostrzeżenia te przełożyć i na inne gatunki) zmagających się ze wpływem prekursorów. Czasem czerpią z nich inspirację, chcąc się od nich odciąć, a czasem próbują przydać ich dziełom nowego sensu.
Przedstawiciele: Harold Bloom, Gerard Genette, Henryk Markiewicz, Ryszard Nycz, Edward Kasperski
Bibliografia:
- Lęk przed wpływem Harold Bloom
- Palimpsesty. Literatura drugiego stopnia Gerard Genette
- Odmiany intertekstualności Henryk Markiewicz
- Intertekstualność i jej zakresy Ryszard Nycz – link
Czytaj dalej: Wacław Borowy, intertekstualność pozorna, heteroglosja
Pierwszy wpis odzew wzbudził zaskakujący, drugi spodziewany – ciekaw jestem, co będzie z trzecim. Część z opisanych tu szkół bardzo aktywnie udziela się politycznie, a polityka w internecie to grunt grząski niezwykle. Mam jednak nadzieję, że udało mi się potraktować temat na tyle neutralnie, by nikt w te ruchome piaski nie wpadł. Wiem, wiem – płomienne starcia w komentarzach statystykom, by służyły, ale ze mnie zbyt spokojny na to człowiek.
Wspominałem o tym w poprzednim wpisie, ale dodam jeszcze raz na koniec – ten wpis jest ostatnim z serii prezentujących szkoły teorii literatury czy też podejścia do krytyki literatury. Nie uciekniecie jednak tak łatwo – czeka Was jeszcze wpis podsumowująco-zbiorczy traktujący o obecnym stanie niniejszych dziedzin. W dodatku zakiełkował mi jeszcze szerszy wpis o intertekstualności. Mam nadzieję, że te wpisy są dla Was choćby tak ciekawe, jak dla mnie. Chętnie też przeczytam opinie o całej serii.
Człowiek wznosi się ponad zwierzę nie przez to, że daje życie, lecz że je ryzykuje; dlatego ludzkość wyżej stawia nie tę płeć, która rodzi, lecz tę, która zabija.
[Druga płeć, Simone de Beauvoir]
Andrzej „Kruk” Appelt
Tak jak już wspominałem, każdy czytający jest jednoosobową szkołą krytyki literackiej. Na ogół nieświadomie, bo kto by tam czytał o literaturze, jak lepiej czytać książki 😉
Tu wyjaśnienie, używam pojęcia świadomego czytelnika, to taki bardziej oczytany, potrafiący, między innymi, wyjść poza „misie”. Oczywiście te „misie” (podoba mi się/nie podoba mi się) to nic złego, tyle, że z takim podejściem recenzji lepiej nie pisać, bo primo można się ośmieszyć, a secundo to żadna recenzja. Tu spuśćmy zasłonę milczenia nad znaczną częścią blogosfery książkowej, żeby chociaż tych opinii nie nazywały/nazywali recenzjami…
Z tych szkół co to raczyłeś byłeś o nich wspomnieć, to najbliżej mi do Teorii rezonansu czytelniczego, bliski jest mi historycyzm (bardziej klasyczny, nowy mniej, wyjaśnię niżej), a dominuje intertekstualność. Przy czym, co ciekawe, widzę w takim podejściu bliski związek z memetyką. Bo czyż na przykład archetypy i toposy to nie memy? Oczywiście nie mam na myśli tych, często kretyńskich, obrazków, które zawłaszczyły tę nazwę 😀
Oczywiście, zgadzam się z Tobą, że w gruncie rzeczy nie ma śmiesznych szkół, są za to śmieszni, a przez to groźni, ich wyznawcy. To w nawiązaniu, dlaczego nowy historycyzm, a obecnie skrajne postawy spod znaku SJW mnie odrzucają. Utwory literackie, czy nam się to podoba czy nie, należą do określonego czasu, na ich kształt, mniej lub bardziej, oddziaływają właściwe dla niego paradygmaty (normy kulturowe i społeczne). Spojrzenie z punktu widzenia dzisiejszych paradygmatów nie jest niczym złym, ale wartościowanie rzeczy przeszłych na podstawie obecnych norm nie jest niczym dobrym. Paradygmat ani nie działa wstecz, ani nie zmienia się skokowo.
Wiem, że się zapewne narażę wielu osobom, ale ja dobrze pamiętam książki wydawane w Polsce w okresie stalinizmu. W bibliotekach w latach późniejszych dominowały te wydania, mówię tu przede wszystkim o klasyce, no to siłą rzeczy musiałem je czytać 😉 Tam zawsze była, przy utworach klasycznych, taka drobna ingerencja ideologiczna, czy to wstęp czy to przedmowa (pisane czasami przez znanych ludzi 🙁 ), w której tłumaczono co i dlaczego autor napisał źle, albo co napisałby gdyby żył teraz. Masakra! Wiele lat zajęło mi uwolnienie się od takiego podejścia. Niestety widzę, w postawach ekstremistów (z obu skrzydeł) takie próby. Przy klasyce nie powinniśmy grzebać, nie powinno się ingerować w tekst. Bo czyż wyrzucanie Twainowi, że używał słowa nigger nie jest zwykłym kretynizmem, a jak miał mówić afroamerykanin? Poprawianie tego zaś, czyli ingerencja w oryginalny tekst, to objaw skrajnej głupoty. To temat na inną dyskusję. Bo i stwierdzenia nie czytam Lovecrafta bo był zdziwaczałym rasistą i ksenofobem, a Lema bo był mizoginem świadczą bardziej o ograniczeniu mówiących te słowa, niż o utworach wymienionych panów, dodajmy utworach znaczących literacko i wolnych od zarzucanych pisarzom (nie utworom) wad?
pozeracz
Zdecydowanie – każdy sobie czytelniczym sterem, żeglarzem i okrętem. Trzymając się analogii, niektórzy pozostaną przy jeziorach, inni ruszą na Bałtyk, a nieliczni wypłyną aż po ryczące czterdziestki. Tak to chyba ze wszystkim bywa i nie ma w tym nic złego. Problem jest, gdy ktoś ledwie sobie radzi na Jeziorze Charzykowskim, a udaje żeglarze pełnomorskiego. To są te złe „misie”, ale jest też wiele „misi” ciekawych i wartościowych. Czasem intuicyjne odczytanie i skupienie się na odczuciach potrafi więcej powiedzieć niż nijaka, choć poprawna, recenzja. Ale jest tu ważne zastrzeżenie – takie „misiowanie” wymaga umiejętnego władania polszczyzną.
Jeśli uznać mem za jednostkę informacji zapisanej na nośniku i iść za fizyką kwantową, która twierdzi, że wszechświat składa się z informacji, to przy uznaniu wszechświata za nośnik stwierdzić można, że wszystko jej memem.
W temacie SJW, ja jestem uczulony na obie strony. Niedawno na Facebooku Adrian Chmielarz wspomniał przekrótkie opowiadanie SF Huberta Sawy: „Zniszczyliśmy ich terytorium, oni zniszczyli nasze. Teraz wszyscy zastanawiamy się, gdzie wylądować.” A z nieczytaniem z powodów ideologicznych mam mimo wszystko pewien zgryz. Na czysto ludzkim poziomie rozumiem, że niechęć do pisarza może wywołać niechęć do jego dzieł. Tu dużo zależy od tego, czy czytelnik umie niejako odstawić osobę pisarza na bok. Ale z punktu widzenia literatury, to takie podejście rzeczywiście sensu nie ma.
Andrzej „Kruk” Appelt
No ja też jestem uczulony na obie strony, ekstremiści niech sobie walczą między sobą 😉 Literatura sobie bardzo dobrze poradzi bez nich 😀 Śmieszą mnie na przykład te konflikty w usańskim fandomie, to dzieje się ze szkodą dla literatury 🙁 W pewnym sensie rozumiem postawę tych od „sad puppies”, bo oni nie są wcale skrajni, za to pan Vox Day i jego kumple to już prawicowa ekstrema, ale pisać mogą, prawda? Stracili na tym pisarze racjonalnego środka. Ktoś słusznie zauważył, że poprzednie pokolenia autorów i ogólnie fandom, walczyli z rasizmem i ksenofobią, w końcu taki Samuel R. Delany był uznanym i cenionym pisarzem, znaczącą i liczącą się postacią w środowisku, a to afroamerykanin, gej i co tam jeszcze (są różne głosy)… A teraz młodzi im zarzucają rasizm i ksenofobię właśnie, jak to nie jest paranoja, to ja już nie wiem 😀
Przy okazji. Słyszałeś o tej nagrodzie: http://awards.dragoncon.org/ Byłem ciekawy co też takiego wykluje się w zeszłym roku. No niby taka kontra dla hiperpoprawnych Hugo i Nebula, a okazało się, że jeżeli czytelnicy mają większy wpływ na nominacje to jest po prostu normalnie. Już lista nominowanych pozycji to pokazywała. Po prostu doszli autorzy, którzy nie mieli szans ze względu na sito SJW załapać się na nominacje do duetu H&N. I tyle http://www.locusmag.com/News/2016/08/2016-dragon-awards-shortlist/
No i na koniec (na razie 😉 ), to waść złośliwy jesteś z tą polszczyzną… Niestety masz rację 🙁 Ja to wiem i Ty to wiesz, że polska język być trudna język, ale, żeby tylko blogerstwo kaleczyło nam rodzimy język, chyba jakaś moda przyszła, bo ostatnimi czasy to i „dziennikarze(???)” i redaktorzy w niektórych wydawnictwach?
pozeracz
Paranoja to bardzo adekwatne słowo. Obie strony w pewnym momencie dostrzegać wrogów tam, gdzie ich nie ma, albo też tworzyć sobie ich tam, gdzie wygodnie. Wydaje mi się też, że po obu stronach są jednostki, które rozgrywają to w sposób bardzo wyrachowany i to przez te właśnie jednostki podziały się pogłębiają, gdyż za nimi idą przeróżni emocjonalnie nastawieni osobnicy, którzy nie mają świadomie złych zamiarów. Ale prawda też jest taka, że my tu sobie możemy na spokojnie dyskutować, ale siłę przebicie mamy nikłą, bo nie krzyczymy dość głośno. Nie wykluczam też, realistycznie na sprawę patrząc, że ktoś by mógł mnie wmanewrować na którąś z barykad.
O nagrodzie słyszałem, bo swego czasu dość pilnie śledziłem obie strony zamieszania, ale w pewnym momencie zmęczyły mnie długie wywody, w których w kółko powtarzano te same argumenty. Dla mnie to afera z niczego nieco, bo przecież o przyznaniu Hugo decydują uczestnicy Worldconu, a nie żadna grupa szarych eminencji. Przy Nebulach jest nieco bardziej skomplikowanie, bo chodzi o członków SFWA. Ale tak poza tym, to uważam, że pozostawienie czytelników samym sobie to dobry pomysł. A jeśli ktoś i tak będzie niezadowolony, to ma prawo stworzyć własne nagrody.
Ambrose
Większość z prezentowanych szkół kojarzy mi się jedynie z literackimi opracowaniami bądź artykułami naukowymi. Tak jak wspomina Andrzej – każdy czytelnik to wysoce zindywidualizowane podejście do danego dzieła, a sposób jego postrzegania, oceny i analizy wynika zarówno z oczytania i erudycji odbiorcy, jak i treści samej pozycji. Wydaje się, że również istotne jest też to, czego w danym tekście chcemy się doszukać. Jeśliby znowu przywołać temat biednego (wręcz prześladowanego ostatnio) Staszka Lema i jego domniemanego mizoginizmu, to przy rozpatrzeniu kilku jego książek pod odpowiednim kątem, wyciągnięciu paru fragmentów (nierzadko wyrwanych z kontekstu) może i dałoby się obronić tezę typu: „Lem nie lubił kobiet”, ale wg mnie analizowanie twórczości Lema pod tym kątem, to deprecjonowanie całej reszty jego dorobku i przesłania (czyli summa summarum ucieka nam i ulatnia się sens twórczości Lema, której przecież nie można sprowadzić wyłącznie do „chęci” bądź „niechęci” wobec kobiet – koncentrujemy się na jednym aspekcie, w wyniku czego gubimy całościowe spojrzenie).
Andrzej „Kruk” Appelt
Mądrze prawisz 🙂 Najpierw była „moda” na nieczytanie Lema, teraz na analizy, ale takie jakieś wybiórcze. Rozumiem chęć odbrązowienia pisarza, ale nie tędy droga. Co ciekawe, zauważyłeś to samo co ja, patrzy się na poszczególne utwory Lema, nie na całość? No patrząc na całość to widać, że Lem był raczej mizantropem, dosyć krytycznie patrzył i na cały gatunek i na cywilizację, ale żeby to zauważyć to trzeba trochę więcej przeczytać niż trzy czy cztery książki na krzyż, i to nie tylko fantastykę.
pozeracz
Świetnie pokazuje to zresztą korespondencja Lema i Mrożka, gdyż obaj mieli bardzo mocne skręty w stronę mizantropii. Zresztą uważam, że to zdrowy odruch. Ale, ale. To przypomina mi, że to miał być tom pierwszy ich listów… Gdzie drugi?!
Dominika Fijał
Fakt, że nie musimy w pełni zgadzać się z żadną z tych teorii literatury, to jednak warto było sobie je przypomnieć. Ostatnio czytałam jakiś wywiad z Flanaganem, gdy zapytano go czy jest pisarzem postkolonialnym, to zaprzeczył – co wcale nie dziwi, ponieważ szufladkowanie też nie jest dobre. Jeśli chodzi o kwestie polityczne, pamiętam, że gdy kilkanaście lat temu mowa była o gender, to nie rozpalało to jeszcze tylu emocji, co dziś, bo zajmowali się tym akademicy, a nie politycy. A ci pierwsi owszem dyskutowali, ale jakoś tak spokojnie.
pozeracz
Flanagan to sobie może gadać 😛 O wszystkim i tak zdecydują krytycy! A tak serio, to uważam, że było to głupie pytanie. Pisarzem to on może być dobry albo złym, a postkolonialne to mogą być wątki w jego literaturze. A co do genderu – tu wraca kwestia poruszana przez mnie wyżej – niektóre problemy są sztucznie kreowane przez wyrachowanych osobników dla własnych celów i korzyści. A ideologię bardzo łatwo wykrzywić i na manowce sprowadzić.