Najnowsza książka Sylwii Chutnik, W krainie czarów, to zbiór jedenastu opowiadań, które były już wcześniej publikowane w różnych zbiorach i z różnych okazji. Teraz zostały przez autorkę poprawione, poszerzone albo zebrane w jednym tomie. Tylko trzy opowiadania są prezentowane premierowo: W krainie czarów, Dancing i Piwnica. Sama autorka jest aktywną działaczką społeczną, co mocno widać w jej prozie. Tym razem zabiera nas w miejsca opuszczone, mało kogo interesujące, zapomniane, a jednocześnie pełne poruszających historii.
Wspólnym mianownikiem tych opowieści jest Polska, a bohaterami są osoby, którym trudno się w tym kraju odnaleźć. Żyją gdzieś na obrzeżach społeczeństwa, egzystują w obszarach, które nie są ani trendy, ani jazzy, ani nic z tych rzeczy. Tekst z tyłu okładki mówi co prawda o wychodzeniu z „bezpiecznego ogrodu dzieciństwa”, ale dużo bardziej zasadny jest fragment mówiący o radzeniu sobie z życiem i ze sobą. Dodać należy jednak, że Chutnik częściej ukazuje to, jak można sobie nie radzić z wszystkimi i wszystkim wokół oraz ze zmianą.
W krainie czarów to zbiór bardzo różnorodny – mamy tu mroczną, niemal baśniową opowieść o dzieciach odkrywających tajemnice pewnej piwnicy, monolog stanowiący podsumowanie życia prostytutki u schyłku kariery, a nawet opowiadanie z męskim protagonistą, co stanowi nowość w twórczości Chutnik. Problemem jest jednak nierówność. Wystarczy porównać dwa opowiadania, w których autorka mierzy się z motywem przeszłości, Muranoo i Piwnicę. Baśniowa groteska to śmiała zabawa formą i treścią – język jest tu przewrotny, a fabuła zmierza w stronę niesamowitości. Jest to świeże spojrzenie na pomieszanie traumatycznych wspomnień (czy aby do końca?) z dzisiejszą codziennością. Natomiast druga opowieść to rozpisana na głosy konwencjonalna przypowieść o trudach Powstania Warszawskiego. Nawet w pełni kobieca obsada z całym bagażem kobiecych niesnasek i problemów nie wynosi Piwnicy ponad przeciętność.
Antologię tę można potraktować jako swoisty wstęp do twórczości Sylwii Chutnik. Widoczne tu eksperymenty z formą oraz poruszane tematy znane są z innych jej dzieł. Osoby wyrzucone poza nawias społeczeństwa, nieprzystosowane, umęczone Matki Polki, osoby starsze – autorka pochyla się nad problemami społecznie ważnymi, a do niedawna w literaturze rzadko obecnymi. Istotne jest także to, że Chutnik nie próbuje koloryzować ani też wygładzać rzeczywistości po to, by historie były łatwiej przyswajalne. Raczej ukazuje, że w tej szarości, na uboczu kryje się wiele historii. Stylistyczna sprawność tej prozy sprawia, że czytelnik bez problemów wnika w ten świat i pozostaje z bogatym materiałem do przemyśleń.
Na pewien jednak sposób autorka pada ofiarą swoich wcześniejszych dzieł. Była ona bowiem jedną z pierwszych, które tak trafnie potraktowały wspomniane motywy, a co za tym idzie, jest z nimi silnie kojarzona. W dodatku zaczęły się one pojawiać także w prozie innych autorów. Sprawia to, że czytelnicy będący na bieżąco z polską prozą współczesną lub po prostu znający wcześniejsze dzieła warszawianki, mogą mieć odczucie déjà vu.
W krainie czarów to zbiór różnorodny, lecz nierówny, ale i tak wart uwagi. Czytelnicy lubiący prozę Sylwii Chutnik mogą być nieco rozczarowani, choć i tak znajdą na pewno coś dla siebie. Zaś dla osób nieznających jeszcze prozy tej autorki W krainie czarów może być dobrym wstępem, który nie tylko pozwoli wyrobić sobie zdanie, ale i zostawi materiał do przemyśleń. Najważniejsze jest tu bowiem to, że Chutnik odkrywa przed odbiorcami zakątki, które literatura odwiedza rzadko.
Starałam się wykrzesać z siebie resztki entuzjazmu życiowego. Desperacko próbowałam ucieszyć się czymkolwiek. Ot, choćby jedzeniem lodów na ulicy. Marność, marność, czuję marność. Silenie się na dobry humor zawsze jest marne. A to się zaśmiejesz zbyt głośno, a to powieka będzie drgała zbyt nerwowo.
Dodaj komentarz