Ha! Tym razem wyrobiłem się w dwa miesiące. Zgodnie z oczekiwaniami nic zdołało przebić Marvels, ale w sumie ta piątka była dość solidna. W dodatku nie brak tu zdarzeń ważnych dla całe świata, a także powiązanych z filmowym uniwersum Marvela. No i w końcu zjawił się Daredevil, którego to darzę sporym sentymentem od czasów dawnokomiksowych.
Zanim przejdę do omówienia poszczególnych komiksów, krótka refleksja. Przeczytałem już dwadzieścia komiksów z tej serii i muszę przyznać, że inicjatywa wydawnictwa Hachette Partworks to świetna sprawa – zwłaszcza dla fanów komiksu w Polsce. Może nadać się dla osobników pożeraczopodobnych, którzy czytali nieco losowych komiksów za młodu i mają jako taką wiedzę o uniwersum Marvela, ale też dla zaczynających przygodę z tym światem. Ba, nawet przeróżni wyżeracze znajdą coś dla siebie, a to ze względu na to, że dostępność komiksów w Polsce raczej nie powalała przez dłuższy czas na kompletowanie jakichkolwiek kolekcji.
A teraz pięknej piątki pora…
Tajna wojna
Ten komiks czyta się niczym całkiem znośny szpiegowski film akcji. Podobała mi się ta „mroczna” wersja Fury’ego oraz jego pozbawione skrupułów machinacje. Możliwe, że on tak po prostu ma, ale tak w zasadzie to zbyt rzadko napotykałem go w komiksach, by to ocenić. Historia trzyma w napięciu i nie brak w niej wolt i niespodzianek. Niezłe wrażenie robi zakończenie oraz jego potencjalne konsekwencje. Jeśli chodzi zaś o stronę graficzną, to z początku niezbyt mi się podobał ten styl, ale z czasem przestał mi przeszkadzać. Minusem za to jest fabularne pójście po linii najmniejszego oporu, czyli motyw utraty pamięci. Niezbyt podobały mi się zbyt liczne wstawki w postaci pisanych raportów – czyżby komuś nie chciało się rysować, a chciał trochę stron nabić? Ogółem jednak jest to solidna pozycja.
New X-Men: Z jak Zagłada
Chyba najsłabsza pozycja z tej piątki. Tym razem zupełnie nie trafiła do mnie stylistyka, nic a nic. Niektóre z twarzy, zwłaszcza na początku, wyglądały katastrofalnie. Pod względem fabuły niby powinno być ciekawie, bo wydarzenia wstrząsające, ale jednocześnie mam wrażenie, że potraktowano je po macoszemu. Kilka mocnych scen i dobrych dialogów to zdecydowanie za mało. Jeśli bardzo lubi się X-Men, to można przeczytać, ale w przeciwnym razie lepiej chyba sięgnąć po streszczenie.
Iron Man: Pięć koszmarów
Ten komiks to przede wszystkim ciekawe spojrzenie na to, jak Marvel zaczął korzystać z popularności przysporzonej jego komiksom, a w szczególności Iron Manowi przez filmy. To pozycja idealna właśnie dla osób, które poznały Tony’ego Starka właśnie w ten sposób. Nowy/stary wróg, dużo akcji i kilka kadrów z przeszłości superbohatera. Nie jest to może komiks przełomowy, ale rozrywki dostarcza pod dostatkiem. Jako plus: interesujący występ gościnny Spidermana o konotacjach cywilno-wojennych.
Kapitan Ameryka: Nowy porządek
Dla mnie raczej średniak. Elementy polityczne były całkiem znośne, ale mimo wszystko dość płytkie. Zgodnie ze wstępem miało być kontrowersyjnie (zwłaszcza w kontekście zamachów z 11 września), ale większość komiksu sprowadza się do komunikatu „trzymaj się Ameryko, damy radę”. Jedynym elementem, który wykraczał poza ten schemat było pochodzenie antagonisty i jego droga do zła. Motyw ten mógł rzeczywiści zirytować kilka osób. Ale neutralnego odbiorcę skłonić do refleksji nad tym, ilu takich wrogów rodzi się codziennie w „naszym świecie”. Nie mogę się też ciągle nadziwić, jak różnie Kapitan się prezentuje, w zależności od wizji rysownika.
Daredevil: Odrodzony
Do Matta Murdocka mam sentyment jeszcze z czasów szkoły podstawowej. Jedną z mych niewielu komiksowych pamiątek z tamtych czasów był MEGA MARVEL z Daredevilem właśnie. Specyfika polskiego rynku i mój rozbrat z komiksami sprawiły, że nie czytałem nic więcej poza tym zbiorczym wydaniem. Historia przedstawiona w Odrodzonym nie grzeszy oryginalnością – jest to dość typowa historia upadku bohatera i heroicznego podnoszenia się z dna. Jednak odpowiednie tempo, Kingpin i dawka brudu sprawiają, że czyta się ten tom z przyjemnością.
I tak oto kolejna piątka przeczytana, opisana i oddana wielce miłościwie komiksy mi pożyczającej koleżance N. Tym razem zabrakło rewelacji, ale przypuszczam, że przez długi czas nic Marvels nie dorówna. Miło było wrócić do Hell’s Kitchen, a znów zawiedli mnie X-Meni. Teraz zaś czekam na Marvel Zombies.
Rozkminy Hadyny
Ten „Daredevil” bardzo mi się spodobał – przede wszystkim dzięki niektórym fantastycznym kadrom. I świetnie się wpasowuje w marvelowe seriale między Jessicą Jones a Daredevilem właśnie;) Z tej serii czytałam jeszcze którychś wczesnych X-menów, ale na podstawie tylko tych dwóch pozycji mogę wpoeidzieć, że to świetne wprowadzenie dla nowych i rozjaśnienie dla starych fanów, z komentarzami, wyjaśnieniami i dodatkowymi materiałamy na końcu.
pozeracz
Seriali nie oglądałem jeszcze, niedoczas robi swoje. „Daredevil” był sztampowy, ale świetnie zrealizowany i me sentymenty zaspokojone zostały.