Ja sobie wędruję gdzieś po tatrzańskich szlakach, nosząc na plecach młodszego potomka, a Was zachęcam do lektury drugiej części wywiadu. Tym razem dowiaduję się arcyciekawych rzeczy o mym rodzinnym mieście i podejmuję czytelnicze wyzwanie. A do tego sporo o planach wydawniczych Solarisu i o trudnych początkach czytelniczych i pisarskich.
JN: Wracając jednak do głównego tematu – czy widzi Pan szansę na podobną ofensywę? A może gdzieś indziej należy wypatrywać nadziei?
WS: Trzeba robić swoje. Pisarze niech piszą dobre książki. I niech to będzie rynek pisarza, a nie odbiorcy. To wizja pisarza ma zjednywać sobie czytelników. Pisanie pod czytelnika, najlepiej masowego, pisarstwem nie jest. Fantastykę mam za gatunek z misją. Popkulturowy gatunek z misją. W atrakcyjnej formie opowiedzieć prawdę o świecie, dostrzegać to, co niedostrzegalne na pierwszy rzut oka, opisywać nieopisywalne, ostrzegać przed tym, co nieodpowiedzialni ludzie mający władzę chcą zrobić z Ziemią, cywilizacją, ludzkim organizmem.
Trzeba te książki wydawać. Nie muszą to być wielkie nakłady. Drugi obieg kultury, niezależny, istnieje od dawna. Czasem się s…wi i sprzeda, ale z reguły jest niesprzedajny. Jego głos jest mocny. Nie wszyscy słyszą? Trudno, masa ma chory słuch, w zaniku. Wyczulony tylko na populistów.
A przede wszystkim trzeba te książki czytać. Nie dawać sobie wstawiać kitu. Polecać znajomym. Czytelnicy są. Trudniej im się dzisiaj pokazać, zaprezentować, ale możliwości są.
JN: À propos wciskania kitu i pokazywania się. Czy młody czytelnik rozpoczynający dziś swą przygodę z czytaniem musi liczyć na łut szczęścia albo dobrego przewodnika, by trafić w te lepsze literacko strony? Czy może po prostu inteligentna osoba, prędzej lub później, sama znajdzie drogę i oddzieli ziarna od plew?
WS: Fart trzeba mieć. Jak pierwsza, druga książka nie zaskoczy, to skąd brać siłę do dalszych lektur? Pokus zewsząd sporo. Myślę, że rola otoczenia jest ważna. Nikt nie będzie szukać najpierw recenzji i opinii, żeby przeczytać pierwszą, poza lekturami szkolnymi (tych podobno w ogóle się nie czyta, wystarczają bryki) książkę. Rodzice, czytanie dzieciom, biblioteka w domu, czytający rówieśnicy, rozmowa o lekturze w kawiarni z przyjaciółmi, polecanie sobie lektur, inteligentni i inspirujący do lektur nauczyciele. I najlepiej urocza dziewczyna czytająca to samo co ty. To są ważne czynniki. Ja je miałem.
Nie ma też reguł w zostaniu pisarzem. Łut szczęścia jest potrzebny. Jak chyba we wszystkim – trzeba choć raz w życiu być w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. Z tymi przewodnikami to różnie. Maciek Parowski kiedyś wymienił kilku redaktorów, którzy z autorem faktycznie pracują nad tekstem. Byłem w tym gronie i dziwiłem się, że jest ich tak mało. Ja obecnie nie przyjmuję tekstów nie zamówionych – brak czasu na czytanie góry stron. W dodatku ja nie pracuję na kompie, a na wydruku, który kreślę. Dopiero potem poprawki są wprowadzane, dyskutowane. Jakbym miał drukować każdy plik, który do mnie przychodzi, zbankrutowałbym. Dziennie dostaję 1-3 propozycje wydawnicze. Mam czasem wrażenie, że wszyscy w tym kraju chwycili za pióra. I myślą, że z tego fachu można wyżyć. Otóż, nie można. Tu sytuacja wygląda jak na świecie, tylko ci najlepiej „sprzedający” książki autorzy mogą sobie pozwolić na odpuszczenie pracy etatowej. Chociaż na ich miejscu bym tego nie robił, popularność jedzie na płochliwym koniu, a ubezpieczenia z umów autorskich nie ma. I emerytury też nie ma. Trzeba chować kasę w słoiki i zakopywać w ogródku. Bycie pisarzem to ciężki kawał chleba. Czerstwy i niestrawny często.
JN: Ja też miałem. Każdy z wymienionych elementów, w różnym natężeniu, ale każdy był obecny. Mam jednak wrażenie, że dziś czytanie stało się czynnością niemal zupełnie prywatną – książki bardzo rzadko stają się tematem rozmów, nieczytanie książek zaś stało się normą, a nie wyjątkiem. A co za tym idzie – nie jest też powodem do wstydu.
Wspomniał Pan o pracy redaktora. Jak Pan widzi swoją rolę na tym polu?
Jestem na tym polu spełniony 🙂 Jako wydawca też, zresztą 🙂 Nie liczę, ale sądząc po wydanych książkach i zrobionych dla innych wydawców, Zyska, Rebisu, Prószyńskiego i paru pomniejszych, to będzie 600-700 pozycji. Tona maszynopisów. Głównie przekłady, ale wracam do polskiej fantastyki, bo na początku drogi była ona dla mnie najważniejsza.
Redakcja to praca nad tekstem. W przypadku przekładu staram się, zachowując rytm, styl pisarski, zwracać uwagę na polszczyznę. Bo to jest język docelowy i w tym języku książka będzie czytana.
Z autorami polskimi dyskutuję. Jeśli jest taka potrzeba, bo w przypadku kosmetyki tekstu mają do mnie kredyt zaufania. Czasem nie podoba mi się opowiadanie, nawet uznanego autora i odrzucam, zawsze mówiąc dlaczego. Innym razem proszę o wyciśnięcie z tekstów więcej, czasem wydłużenie, częściej o skrócenie. Zwykle się dogadujemy. Pracuję dużo, więc ufam pierwszemu czytaniu i instynktowi. Podoba/nie podoba.
Redaktor najwięcej pracy ma z autorem początkującym. Nie ma w Polsce warsztatów, które uczyłyby pisania (nie cierpię tego zwrotu creative writing) – są jakieś zajęcia na paru uczelniach, ale tutaj trzeba pracy systemowej i wykładowców pisarzy, którzy warsztatem by się podzielili. Przygotowanie tekstu, podstawowe wpadki, kreacja bohaterów, budowanie opisu i napięcia, wywoływanie emocji, konstruowanie fabuły.
Taką olbrzymią pracę wykonywał w Fantastyce Maciek Parowski. Ja dzisiaj chyba bym nie mógł pracować z debiutantami. Mam dużo pracy, brak mi cierpliwości. Przysyłają teksty, jak już wspomniałem – codziennie, ale ja nie mam kiedy tego czytać.
Od dwóch lat przygotowuję nową antologię – nie mam jeszcze tytułu, choć teksty spłynęły już prawie wszystkie. Zapowiada się znakomicie. Zaczęło się od twardej fantastyki, ciekawych pomysłów, podryfowało w stronę fantastyki socjologicznej –o to zresztą prosiłem autorów. Premiera 5 listopada na Falkonie.
JN: Trzeba więc 5 listopada wpisać do kalendarza. Koniecznie.
Ja przekładem, choć technicznym (beletrystycznie tłumaczyłem jedynie kilka opowiadań dla Poltergeista, choć autorów zacnych) zajmuję się zawodowo od ponad 7 lat i z doświadczenia wiem, że większość kandydatów do pracy wykłada się nie na słabej znajomości języka angielskiego, ale na polszczyźnie właśnie. Większości osób, nawet kończących studia wyższe, przydałyby się warsztaty z pisania w ogóle, a nie tylko tego „twórczego”. Dodatkowo aż szkoda się robi, że Feliks W. Kres zarzucił swe dydaktyczne czynności. Symptomatyczne jest też to, że Galeria Złamanych Piór jest ponoć teraz bardzo trudna do dostania w niezawyżonej cenie.
A skoro wspomniał Pan o początkujących pisarzach, to nie mogę nie zapytać – jakieś złote porady poza „czytać, czytać i jeszcze więcej czytać”?
WS: Czytać też, ale dla pisarza chcącego być Pisarzem, bagaż lektur jest ciężarem, inspiracje przechodzą nie zauważone, z głębokich pokładów podświadomości na papier. Trzeba pisać, pisać i pisać. Niech przychodzi to łatwo. Trzeba pamiętać o wszystkich zmysłach, świat mieni się kolorami, świat pachnie i śmierdzi, świat jest cichy i głośny, świat jest gładki i chropowaty. To wszystko trzeba opisać. Trzeba czytać na głos swoje wynurzenia, tak radiowo, z intonacją. Trzeba obserwować, ludzi, sytuacje, uważnie słuchać – mieć dobry słuch do dialogów, muzyki, dialektów, potocznych określeń. Dialog wygłaszany poprawną polszczyzną jak z wykładu Miodka czy Bralczyka będzie nudny. Ludzie tak nie mówią. Każdy mówi inaczej. Mowa przyszłości będzie się różniła od współczesnej. Dużo tych trzeba…
Nie należy się zajmować szczegółowo opisem tego co robi bohater. Postanawia wyjść z pokoju, zmierza do drzwi, naciska klamkę, przekracza próg, odwraca się, zamyka drzwi, szuka klatki schodowej, schodzi dwa piętra, otwiera drzwi wyjściowe itd. Ja zamieniam to na: Wyszedł z budynku.
JN: Ostrzegam, że następne pytanie zaprawione będzie interesownością i lokalnym patriotyzmem. Niedawno „odkryłem” dla siebie prozę pewnego bydgoszczanina, Wiktora Żwikiewicza. Przeczytałem Imago i zachwyciłem się językiem, pomysłami i inteligencją. Jak to możliwe, że zapomina się o takich tuzach? Żwikiewicz nawet w Bydgoszczy jest kojarzony przez mało kogo.
WS: Bydgoszcz to zamknięte miasto dla twórców. Macie tam, poza Żwikiewiczem – Chudzińskiego, Oszubskiego, Żelkowskiego, Grundkowskiego, Nowakowskiego, Meszkę. Wszyscy publikowali fantastykę, ale po niszowych lokalnych wydawnictwach, jakby obawiając się wyjść poza opłotki. Ich nawet ciężko zaprosić na konwent, wyrwać z tego kręgu. A przecież tradycje są – Maskon, fanziny, konwenty. Teraz cisza – w sensie ogólnopolskim – bo wiem, że małe imprezy są organizowane. Znam ich wszystkich i wiem, co mówię 🙂 Żwika wyciągnąłem na dwa festiwale w Nidzicy, a nawet grał u mnie zespół rockowy z jego utalentowanymi córkami. Przywiózł go Marek Żelkowski. Z 15 lat temu był u nas Jurek Grundkowski.
JN: Widzę, że będę musiał zacząć buszować na Allegro oraz/lub w antykwariatach. W dodatku jeden z autorów pracował w tej samej redakcji, co moja ciocia, w Ekspresie Bydgoskim. Dziwnie te koleje czasem się toczą. Może uda mi się przypomnieć choć część bydgoskich cieni fantastycznych.
Tak na koniec chciałbym jeszcze zapytać o Światy polskiej fantastyki oraz najbliższe plany wydawnictwa.
WS: Największe dokonanie Grundkowskiego mam zamiar wznowić w Archiwum polskiej fantastyki.
Światy polskiej fantastyki powstały na zamówienie Polconu. To przewodnik po rodzimych światach fantastycznych i wyobraźni twórców. Mamy czym się pochwalić. Od Jerzego Żuławskiego po Michała Cholewę. Chronologicznie. Biogram autora, nota o cyklach, lub jeśli ich nie ma – o książkach (np. w przypadku Zajdla nie można mówić o cyklu, ale jego powieści przekazywały jedną prawdę i o niej jest mowa). Z klasyką polska jestem na bieżąco, więc pisałem z głowy.
Dużo ilustracji, bo taki ten przewodnik był z założenia. Mam nadzieję, że się przyda. Da kontekst.
W wydawnictwie spokojnie robimy swoje. Nie bijemy się o klientów, dostawy i rozliczenia z sieci handlowych. Wydajemy, sami drukujemy, tyle, ile zamówią klienci. Zero magazynu, stresu. Robimy rzeczy, które lubimy. Dostępne są wyłącznie na solarisnet.pl
Do tego SFinks, właśnie szykuję 55 numer. Kieruję Encyklopedią Fantastyki, szykuję nowe antologie – po polskiej przyjdzie czas na Hybrydę, antologię klasyki amerykańskiej. Potem dwa zbiory opowiadań Fritza Leibera i jeden Johna Varleya. Moi ulubieni pisarze. Ale po drodze urlop, pierwszy od 2011. Bardzo aktywny, ale tak lubię wypoczywać. Dzieje się…
JN: Życzę więc aktywnie udane urlopu. I dziękuję pięknie za poświęcony czas.
Was zaś, drodzy Czytelnicy i drogie Czytelniczki, zachęcam bardzo gorąco do odwiedzenia strony wydawnictwa i sklepu Solaris oraz bloga mego interlokutora. Czytajcie, kupujcie i rośnijcie w czytelnictwie swym.
Uważam sceptycyzm za bardzo ważną ludzką cechę, ale jest ona naprawdę cenna, tylko wówczas kiedy człowiek jest otwarty na świat i potrafi dostrzegać rzeczy niezwykłe. [Wiktor Żwikiewicz w wywiadzie dla serwisu Infra]
Moreni
Bardzo zacny wywiad. Miałam niedawno przyjemność być na prelekcji prowadzonej przez p. Sadeńkę i muszę przyznać, że bardzo fajnie mówił. Widać lata doświadczenia.
Sama czekam niecierpliwie na „Światy…” i po cichu zastanawiam się, czy te fantasy też zostały opisane, czy autor skupił się na SF.
pozeracz
Słowo „fantastyki” w tytule sugeruje, że fantasy w przewodniku ujęte zostanie.
A tak z ciekawości – prelekcja była na jaki temat?
Moreni
Prelekcja generalnie była przewodnikiem po wartych przeczytania książkach fantastycznych. I jakkolwiek nie ze wszystkimi preferencjami prelegenta się zgadzam (zachwytów nad Vancem chyba nigdy nie zrozumiem), to bardzo fajnie prowadził. 🙂
pozeracz
A to ciekawe – z Vancem mam podobnie. Czytałem „Umierającą ziemię” i doceniam wielką wyobraźnię, ale fabularnie w ogóle do mnie nie trafiło.
Ambrose
„Pisanie pod czytelnika, najlepiej masowego, pisarstwem nie jest.”
Po lekturze wywiadu doszedłem do dwóch wniosków:
1. To fascynujące jak wiele jest różnych definicji i poglądów na temat tego, czym jest „główny nurt” oraz „popkultura”.
2. Planowałem kiedyś stworzyć w swoim pokoju białą ścianę, na której zapisywałbym co ciekawsze literackie maksymy – kiedy coś takiego wreszcie u mnie powstanie, na pewno znajdzie się tam kilka refleksji W. Sedeńki 🙂
pozeracz
Czekam na zdjęcia takowej ściany. Ja mam słabość do cytatów i stąd niemal zawsze kończę wpis jakiś trafnym wyimkiem z danego dzieła lub tematycznie powiązanym.
A w przypadku Wojciecha Sedeńki jest jeszcze o tyle ciekawie, że to spojrzenie ze środka wydawniczego świata.
Pawel.M.
A ten człowiek wiecznie narzeka na sprzedaż książek. To może powinien wreszcie spojrzeć na belkę w swoim oku, bo:
1. Księgarnia Solaris sprzedaje bardzo drogo, rabaty są symboliczne, przesyłki kosztowne.
2. Wydawnictwo Solaris wydaje książki wyjątkowo niechlujnie: mierna korekta, drukowane na papierze toaletowym w rozwarstwiających się okładkach.
Niech najpierw to zmieni, a potem bierze się na narzekanie. Wiem, że w jego młodości trawa była zieleńsza, a niebo niebieściejsze 😀 Ale niedobrze już mi się robi od czytania jego narzekactwa – on chyba tylko w tym celu usta otwiera.
pozeracz
1. Akurat jedną z ważniejszych przyczyn marnej kondycji rynku wydawniczego jest rabatowe przebicie dużych graczy. Empik znany jest z wymuszania na wydawnictwach cen okładkowych po to, żeby mógł sobie potem od początku z zyskiem sprzedawać po „obniżonej” cenie. A Solaris wydaje dzieła na tyle niszowe, że ta niszowość wymuszą względnie wysoką cenę.
2. Na razie czytałem tylko jedną książkę i bez problemów przetrwała podróż nad morze wraz z dzieciarnią. Edytorskich uchybień też większych się nie dopatrzyłem. Nie oznacza to, oczywiście, że problemów nie ma.
Pawel.M.
1. Większość wydawców, sprzedając bezpośrednio książki (czyli z pominięciem dystrybutora i księgarni) daje przyzwoite rabaty. I to wcale nie dużych wydawców, bo np. wydawnictwo Templum jest jeszcze „mniejsze”, niż Solaris.
2. Czy dzieła Solarisu są niszowe… Moim zdaniem, to raczej wydawanie w Solarisie wpycha autora do niszy. Bo jakoś nie dostrzegam, żeby Silverberg był niszowy, ale skoro w Polsce uparł się na wydawanie w Solarisie… Taki np. Maszczyszyn spokojnie mógłby wydawać w Rebisie czy Fabryce Słów.
3. Proponuję wziąć dowolną książkę Solaris i porównać z np. dowolną książka Maga pod względem jakości papieru. Przykro mi, ale Solaris drukuje na – za przeproszeniem – srajtaśmie.
4. We wszystkich książkach, jakie ostatnio kupiłem w Solarisie (Maszczyszyn, Hałas x 2, Silverberg ) na okładkach folia odchodzi od papieru. W przypadku Maszczyszyna drastycznie – nie tylko na narożnikach, lecz także w miejscach zagięcia okładki.
5. W Opowieściach Majipooru jest masa literówek, tu część wymienia niepco:
http://katedra.nast.pl/nowosci/23166/Nowo%C5%9Bci-z-Galaktyki-Gutenberga/
pozeracz
1. Czy inne wydawnictwa mają taki sam model dystrybucji, co Solaris? Ile z nich stosuje druk cyfrowy i nakłady 200-300 egzemplarzy?
2. To dwóch autorów. A Żwikiewicz i w zasadzie całe APF? Część autorów rzeczywiście jest ma wysoką rozpoznawalność, ale dla mnie to wyjątki.
3. Zupełnie nie znam się na gatunkach i jakościach papieru, a w dodatku mam tylko wspomnianego Żwikiewicza, ale jakoś Twoja hiperbola zupełnie do mnie nie trafia.
4. To rzeczywiście spory problem. To często zgłaszana sprawa? Może warto zgłosić ten problem.
5. Niechlujstwo razi, to prawda. Ale jednocześnie ten sam użytkownik pisze, że dalej jest lepiej i poprzednie książki były wydawane staranniej.
Pawel.M.
ad 1. Solaris to nie tylko wydawnictwo, ale i księgarnia. Dokładnie tak samo jak mniejsze Templum, w którym ostatnio dostałem 50% (!) rabat. W Solarisie 3%.
ad 2. Te ramotki mnie nie interesują, więc w ogóle do nich się nie odnoszę. Ani do ceny, ani do jakości wydania, ani do niszowości. Interesują mnie książki współczesne wydawane przez Solaris.
ad 3. No i co ja poradzę na to, że nie trafia?
ad 4. Z ostatniego zamówienia wymieniłem Ci 4 książki, wszystkie z tym problemem (kupiłem jeszcze Diaczenków, Ziemię Vessnarów, ale na razie nie czytałem).
ad 5. Poprzednie książki, czyli wydawane przed przejściem na druk cyfrowy. Tyle że wtedy Solaris walił ceny z kapelusza, np. 49 zł za antologię „Opowieści ze świata Wiedźmina” – tyle samo kosztują antologie Rebisu, tyle że są w twardych oprawach z obwolutami. Osobiście właśnie z powodu ceny nie kupiłem antologii Solarisu za cenę okładkową (kupiłem nieco później, w taniej księgarni za 12 zł – nie ma jak to najpierw z ceną przeszarżować, a potem sprzedawać za jej 1/4).
Obojętnie na jaki biznes Solarisu spojrzysz – księgarnia, wydawanie tradycyjne (to już pozamiatane), wydawanie cyfrowe – zawsze coś nie gra. I tak było od „zawsze”. Jeszcze jak księgarnia się nazywała Verbum, zamówiłem u nich kilka książek (to było jakoś w połowie lat 90 ubiegłego wieku). Na przesyłkę czekałem… pół roku!
Innymi słowy Sedeńko daje towar słabej jakości (nie chodzi o literacką), drogi, źle promowany i narzeka, że mu nie idzie. A moim zdaniem, po prostu ma skutki swojej nieprofesjonalnej działalności. Sedeńko zna się może na literaturze (choć czasem w ocenach posługuje się własnymi, towarzyskimi sympatiami) i ma kontakty z autorami. Czyli kompetencje na redaktora serii wydawniczych, a nie na księgarza i wydawcę. Jeszcze parę lat temu mógł jakoś pływać na tym rynku, ale inni poszli do przodu…
Mnie to w gruncie rzeczy rybka, nie mój cyrk, nie moja małpy. Ale już mi się niedobrze robi od czytania jego ciągłych jęków.
pozeracz
Nie będę już odpowiadał na kolejne punkty, bo dyskusja doszła do momentu, w którym odpowiadać powinien sam Wojciech Sedeńko, a nie ja. Brak mi odpowiedniej wiedzy, by cokolwiek więcej odpowiedzieć.
Ostatni komentarz względem narzekania – nie może być tak źle skoro Solaris na rynku się trzyma i to chyba nawet nieźle, bo kolejnych pozycji mu przybywa.
Pawel.M.
ps.
A narzekać na poziom współczesnej literatury chyba nie powinien człowiek zaliczający wypociny Pierumowa do kanonu fantasy…
pozeracz
Innymi słowy: „niech nie narzeka, bo podoba mu się książka, która mi się nie podoba”?
Pawel.M.
Innymi słowy, skoro podoba mu się taki wtórny szajs, to chyba nie jest osobą powołaną do dyskutowania o poziomie literackim.
pozeracz
Napisałeś to samo, ale innymi słowami.
Pawel.M.
Nie, ja odróżniam książki dobre, które akurat mi do gustu nie przypadły (np. Brzezińska) od książek obiektywnie słabych (np. Pierumow).
pozeracz
Uff, to mnie uspokoiłeś. Mogę spać spokojnie. A tak serio – jeśli może kiedyś przeczytam, to wrócę do tego komentarza i się odniosę.