Ciemna sala, obdrapane ściany pokryte resztkami łuszczącej się farby. Pod sufitem, który biel zapomniał lata temu, łysa żarówka nieśmiało walczy z zatęchłym mrokiem pokoju. W starciu pomaga światło wpadające przez nie dość liczne okiennice. Parę minut temu grupa niczym nie wyróżniających się osobników płci obojga rozstawiła kilkanaście krzeseł. Rozstawiła z rozmysłem – krzesła ustawili w niezbyt równą literę „u”. Jedno krzesło stoi osobno, jedno się wyróżnia; ku niemu skierowana jest reszta. Niepozorna grupa wraca do pomieszczenia – zaczynają zajmować miejsca. Puste pozostaje kilka miejsc i krzesło-samotnik.
Coś zaskrzypiało, coś zaszurało… Oczy zebranych zwróciły się w stronę drzwi. Do pomieszczenia weszło kilka osób. Był wśród nich młody mężczyzna – nie wyróżniał się absolutnie niczym poza lekko podkrążonymi oczami oraz przestraszonym wyrazem twarzy. Był tu nowy, był tu pierwszy raz. I zżerał go wstyd. Wiedział, na które miejsce ma się skierować. To na niego czekało to krzesło. Teraz nie było odwrotu. Musiał to zrobić. Musiał wszystko wyznać.
Zaczął mówić:
– Witam. Jestem Kuba… I… Jestem uzależniony. Od książek…
– Zaczęło się niewinnie. Już w szkole zaczęli nasz faszerować… nazywali to lekturami. Zinstytucjonalizowany 'towar’ był jednak w większość niestrawny, ciężki i nudny. Zdarzały się jednak perełki – Ci mniej odporni wpadali w nałóg już wtedy. I ze mną bywało ciężko. Działki Pana Samochodzika, Kajtek… To były tylko początki – opierałem się aż do końca szkoły podstawowej. Moją zgubą okazała się moja rodzina – w pewne wakacje wujek podrzucił mi wielki stos książek (sam pewnie miał lepszy towar). Cussler, Clancy, trochę fantastyki. Wpadłem. Miewałem krótkie przerwy, lecz silnej woli starczało mi na krótko. Wszędzie czyhała pokusa. Do dziś nie mogę przestać. Jestem uzależniony – gdy nie mam ze sobą czegoś do 'wciągnięcia’, czuje się źle. Czasem upadam nawet tak nisko, że po raz enty czytam regulamin przewozów w komunikacji miejskiej. To żałosne, wiem…
Skończył mówić, spuścił głowę. Z sali rozległy się ciche brawa. Znalazł się wśród swoich. Jeden z zebranych wstał, a oczy wszystkich zwróciły się ku niemu. Patrzyli z podziwem. Niektórzy też z odrobiną strachu. To ON. On ich zebrał, on znalazł i zaprosił. Teraz chciał zabrać głos.
– Dziękujemy Ci, Jakubie. Dziękujemy, że dołączyłeś do nas w tych ciężkich czasach. Żyjemy w erze paradoksu. Z jednej strony prawie nikt w kraju nie przyznaje się do czytania – Polacy rocznie czytają śmiesznie małą ilość książek. Statystyki mamią nas – każą nam sądzić, że tylko my jesteśmy uzależnieni. Skąd więc Empik? Skąd Merlin? I do tego przyzwolenie rządu: akcje typu Poczytaj mi mamo. Nikt oficjalnie o tym nie mówi, ale zewsząd otacza nas tekst.
– Musimy walczyć o swoje. Musimy pokazać, że jest nas wielu. Że to nie tylko problem garści odludków i maniaków. Zasługujemy na poważne traktowanie. Zasługujemy na to, by ludzie nie odwracali od nas wzroku. Nie chcemy czytać książek ukradkiem w autobusach albo w swoich domach. Dość pobłażliwym spojrzeniom bliskich, którzy udają, że nie widzą problemu. Walczcie o swoje! Mówcie o tym głośno! Tak – czytam książki!
Rozległy się gromkie brawa. Teraz przyszła kolej na pozostałych nowoprzybyłych. Na ich historie, na ich dramaty. Zabierzcie głos. Podzielcie się swoimi historiami.
Ile niewypowiedzianych słów przepadło na zawsze. A może ważniejsze były od tych wszystkich wypowiedzianych. [Wiesław Myśliwski, Traktat o łuskaniu fasoli]
Public service announcement: wpis ten ukazał się kilka lat temu w przybliżonej formie na moim blogu na forum CD-Action. Teraz go tam nie uraczycie, ale uznałem, że warto go przypomnieć. Howgh!
Dodaj komentarz