Warren Ellis to autor aktywnie działający na wielu polach. Najbardziej znana i uznana jest jego twórczość komiksowa — współpraca na licznymi komiksami z wydawnictwem Marvel oraz własna seria, Transmetropolitan, przysporzyły mu sławy. Jest on jednak także aktywnym komentatorem kwestii związanych z transhumanizmem, autorem scenariuszy komiksowych oraz dwóch powieści. Pierwsza, Crooked Little Vein, zdobyła uznanie krytyków, lecz nie została jeszcze przetłumaczona na język polski, druga — Wzorzec zbrodni — zaś właśnie trafia na nasz rynek za sprawą wydawnictwa SQN.

wzorzec zbrodni

John Tallow to nowojorski detektyw mocno zmęczony swoją pracą, a tak po prawdzie to i większością ludzi. Jego stanu ani trochę nie poprawia śmierć partnera ani też przypadkowe odkrycie, do którego śmierć ta prowadzi. Jedno z starych mieszkań w starej kamienicy przy Pearl Street okazuje się bowiem być doskonale zabezpieczonym sanktuarium zbrodni, którym precyzyjnie rozmieszczono bogatą kolekcję broni. Na domiar złego szybko wychodzi na jaw, że każda ze znalezionych broni została użyta w jakimś zabójstwie. W dodatku sprawy najczęściej były szybko umarzane ze względu na nieuchwytność sprawcy. Wszystkiego dopełnia fakt, że najwyraźniej przełożona ma zamiar pogrążyć Tallowa tą sprawą.

Bez zbędnego owijania w bawełnę można stwierdzić, że Wzorzec zbrodni to powieść dobra niemal pod każdym względem. Na pierwszy plan wychodzą postaci. Protagonista to zgorzkniały funkcjonariusz, swoista mieszanka chandlerowskiego Marlowe’a z poturbowanym przez życie bohaterem w stylu kryminałów skandynawskich. Jest jednak przy tym osobą balansującą na granicy socjopatii — radzi sobie poprawnie w interakcjach z innymi, ale z nikim nie buduje trwałych relacji, a przy tym ciągle walczy z wieloma swymi demonami. Antagonista dawno przekroczył granicę szaleństwa i rozdziały, w których jest narratorem, bardzo sprawnie ukazują jego obłęd. Pewne zastrzeżenia można mieć jedynie względem ukazania pary pracowników jednostki zajmującej się analizą dowodów. Niezwykle oryginalna z nich para, szalona na wesołą modłę, ale chyba nieco zbyt komiksowa.

gunmachine

Trudno też coś zarzucić fabule i stylowi autora. Ellisowi udało się zachować równowagę pomiędzy akcją a elementami dochodzeniowymi. W momentach, gdy wydarzenia nabierają tempa, rozdziały stają się krótsze, a czytelnikowi coraz trudniej oderwać się od lektury. Jeśli zaś chodzi o samo prowadzenie śledztwa, to i tu zachowano balans, lecz tym razem pomiędzy analizą dowodów, a przesłuchiwaniem świadków. Na plus wypada także to, że bez zaburzania dynamiki i zbyt częstego uciekania do dialogowych ekspozycji autorowi udaje się przemycać informacje o bohaterach. Interesująco wypadają także różnice w tym, jak postrzegają świat obaj bohaterowie. Wiąże się to z kunsztem autora w zakresie opisów właśnie. Nie ma ich wiele i są raczej zwięzłe, lecz nawet w kilku słowach Ellis potrafi doskonale oddać klimat i nastrój miejsca.

Jedynym zastrzeżeniem, które można wysunąć wobec Wzorca zbrodni, jest często powracające wrażenie powtarzalności. Na początek należy jednak zaznaczyć, że jest to zarzut subiektywny i zależny od doświadczeń czytelnika. Jednak jeśli odbiorca gustuje w kryminałach, zwłaszcza tych z dużym naciskiem na wątki dochodzeniowe, to może uderzyć go pewien brak oryginalności. Niby to prawda, że trudno o oryginalność w popularnym gatunku, lecz tu skojarzenia z Kolekcjonerem kości nasuwają się nieco zbyt usilnie. Jest to jednak dość pochlebne porównanie, więc i zarzut nie ma zbyt ciężkiego kalibru.

warren ellis

Wzorzec zbrodni to powieść, po którą warto sięgnąć. Warren Ellis stworzył bardzo dobry kryminał o sprawnie wykreowanych postaciach i dobrze poprowadzonej fabule. Styl autora pozwala czytelnikowi wsiąknąć w Nowy Jork widziany oczami zmęczonego życiem inspektora Tallowa. Co prawda czytelnicy obyci w gatunku mogą odczuć delikatne déjà vu, lecz nie powinno ono przeszkadzać w lekturze. Nie jest to powieść wybitnie oryginalna, ale na pewno dostarcza dużą dawkę rozrywki.

Wiedział jednak, że minęło dopiero kilka dni, ale nie był nawet w stanie przypomnieć sobie ostatniego tygodnia. Wydawał mu się obrazem z lat dziecięcych – albo, może dokładniej, zdjęciem z zeszłego tygodnia rozmytym, przefiltrowanym i wygładzonym w programie komputerowym, który pokrył go patyną blaknącego wspomnienia.