"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Kobiet portret wieloraki, czyli „Powieść (anty)feministyczna z mięsem w tle” Poli Styx

Parafrazując pewną płomienną kapłankę, rzecz można, że internet jest ciemny i pełen strachów. Mnóstwo w nich trolli i innych stworów, a za każdym winklem czają się przeróżne pułapki i grupy dyskutantów gotowe rzucić się na siebie z zaostrzonymi argumentami i zatrutymi słowami. Jednym z najbardziej zdradzieckich zakątków tej mrocznej sieci są wszelkie siedliska dyskusji o feminizmie. Ekstremalne postawy widoczne po obu stronach sprawiają, że wszelkie osoby obdarzone resztkami rozsądku trzymają od tego (ważnego) tematu z daleka. Na całe szczęście czytanie książek jest czynnością w znakomitej części samotniczą, więc Powieść (anty)feministyczna z mięsem w tle nie musi być traktowana jak jeż przez psa.

Powieść (anty)feministyczna z mięsem w tle

Miasto matki Nerona posiada długą i bogatą historię, lecz jest na wskroś nowoczesne. Pośród hipsterów, zajęć yogi i dekoratorów pracujących zgodnie z zasadami feng shui meandruje Ewa oraz całe grono kobiet skoncentrowanych wokół Instytutu Badań Empirycznych nad Kanibalizmem. Ewa to młoda aktywistka, która prężnie działa w przeróżnych serwisach społecznościowych – aktualnie zajmuje się organizacją demonstracji w obronie zespołu (nie)zaskakująco przypominającego Pussy Riot. Główną aktorką na scenie akademickiej jest zaś Henryka Engel, ekscentryczna badaczka nieznosząca sprzeciwu. Trzykrotnie rozwiedziona interesuje się nie tylko kanibalami, ale też voodoo i masochizmem, a w drodze na szczyt chętnie zadepta wszelkich oponentów. W Instytucie pracuje jeszcze Berta, sekretarka, która najbardziej ze wszystkiego obawia się oskarżenia o ekscentryzm oraz Bianka, która lubuje się w doszukiwaniu się rasizmu i antyfeminizmu we wszelkich zachowaniach ludzkich, męskich zwłaszcza. Wisienką na tym pokręconym torcie jest Zuzanna, była studentka, która dziesięć lat wcześniej zadźgała jednego z profesorów, gdyż ten składał jej niemoralne propozycje, a która teraz wprowadza się do budynku naprzeciw Instytutu.

Powyższy akapit nie bez kozery wygląda bardziej na skróconą listę postaci, a nie typowe dla tego bloga krótkie wprowadzenie do fabuły. Główną rolę odgrywają bowiem tu postaci, a historia schodzi na drugi plan. Tak w zasadzie to nie ma tu żadnego głównego wątku, a przygotowania do manifestacji służą bardziej za cezurę czasową niż klamrę fabularną. Nie brak tu zdarzeń, przypadków i splotów, ale nie składają się one w żadną większą całość. Niektórych może to odrzucić, ale bardzo szybko da się wyczuć, że taki był zamiar autorki, a siłę stanowić mają postaci i satyra. Warto też od razu zaznaczyć, że Styx postawiła na absurd i przejaskrawienie, a nie realistyczne portrety psychologiczne. Co prawda natknąłem się na informację, że autorka wzorowała się na prawdziwych osobach, ale i tak trudno nie brać ich z przymrużeniem oka. Jestem pewien, że akademickie mikroświaty pełne są oryginałów i nie brak w nich romansów i rywalizacji, ale w Instytucie Badań Empirycznych nad Kanibalizmem stężenie abnormalności przekracza wszelkie normy. I dobrze! Powieść (anty)feministyczna z mięsem w tle potrafi bowiem solidnie obśmiać przeróżne wypaczenia i wypunktować absurdy, a w dodatku zawiera sporą dawkę humoru, także tego czarnego. Ciekawie wypada też rozległy zbiór znaczących nazwisk – Goethe, Engel, Herring, Scansen.

Powieść (anty)feministyczna z mięsem w tle

W tym miejscu zapytać można by było: gdzież ten tytułowy (anty)feminizm? Autorka zdecydowała się zagrać podstępnie i powieść nie jest ani feministyczna, ani antyfeministyczna. Owszem, postać Bianki z jej zwyczajem zarzucania każdemu niemal facetowi podtekstów rasistowskich można odczytać jako satyrę na feminizm, a w zachowaniach profesorów z uniwersytetu można dopatrywać się krytyki szowinizmu, ale ostrze satyry jest tu skierowane po prostu w człowieka z jego współczesnymi niedoskonałościami. Sztuka ta udała się Poli Styx całkiem nieźle – czytelnik będzie miał okazję nie tylko zaśmiać się kilka razy, ale też zastanowić się nad takimi kwestiami jak męskość, kobiecość czy sieciowy aktywizm. Ta bezstronność satyryczna wiąże się też z tym, że poszczególne osoby mamy okazję obserwować z wielu perspektyw. Większość postaci jest ze sobą powiązana w ten czy inny sposób, więc pierwszoosobowy punkt widzenia wzbogacają przemyślenia (w większości złośliwe) innych. Z treścią dobrze współgra też styl – nie ma tu może żadnych językowych wodotrysków, ale też i zgrzytów brak. Jedyną większą wpadką jest porzucenia wątku Zuzanny, którego początek sugeruje jakiś efektowny finał, ale potem znika zaskakująco. Z racji tego, że poczytne.pl to wydawnictwo młodziutkie dodam też, że jedyną odnotowaną wpadką wydawniczo-korektorską był brak kropki (sztuk: jeden), jest więc dobrze.

Powieść (anty)feministyczna z mięsem w tle to debiut udany. Lekkie pióro spisało historie pełne humoru i absurdu, które obśmiewają różne aspekty współczesnego życia z naciskiem na jego akademicki obszar. Brak skonkretyzowanej fabuły wygląda na wybór świadomy, a jeden porzucony wątek nie mąci pozytywnego odbioru całości. Nie jest to może premiera, która wstrząśnie rynkiem wydawniczym, ale na pewno zapewni odpowiednią dawkę śmiechu i refleksji. Ja sam ciekaw jestem, jak potoczą się losy wydawnicze tak Poli Styx, jak i samego wydawnictwa.

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu

Powieść (anty)feministyczna z mięsem w tle

Świadkowie Jehowy podzielali jej słabość do Armageddonu i potrafili praktycznie we wszystkim doszukać się katastroficznych wątków, co sobie wielce ceniła.

Poprzedni

Surfując na fali zmian, czyli „Wada ukryta” Thomasa Pynchona

Następne

Obłędne rzeźbienie, czyli „Pięć razy o przekładzie” Małgorzaty Łukasiewicz

4 komentarze

  1. Uf…, że tak pozwolę sobie odetchnąć po zakończeniu lektury Twojej recenzji. Początkowo obawiałem się, że będzie to książka typu manifest z przeróżnymi skrajnymi punktami widzenia, a tymczasem raczeni jesteśmy satyrą, która bezwzględnie szydzi z wszelkich -izmów. Taką literaturę bardzo sobie cenię 🙂

    • pozeracz

      Szydzi, szydzi i to w sposób całkiem udany. Nie ma tu prostackiego ośmieszania, a w dodatku wszystkie strony dostają po równo.

  2. Oj, ja lubię satyry na środowiska akademickie. Cudownie się bawię przy Davidzie Lodge’u, jeśli kiedyś się natknę na tę Polę Styx, chętnie przeczytam:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén