Śmierć to temat niezwykle nośny i obecny w sztuce w zasadzie od zawsze. Ten nieuchronny koniec od zawsze przyciągał artystów – czasem rozpatrywany był jako tragedia pojedyncza, a czasem zwielokrotniona. Regularnie pojawiały się także wizje końca ludzkości lub końca wszelkiego istnienia. Literatura fantastyczna obfituje w różne rozwinięcia tego motywu, trudno więc o oryginalność. Cezary Zbierzchowski postanowił dodać swą cegiełkę i udało mu się stworzyć Holocaust F, jedną z najciekawszych polskich powieści science fiction ostatnich lat.
Kategoria: Recenzje Strona 1 z 92
Przyznam się szczerze, że napisanie wstępu do niniejszej recenzji nastręczyło mi trudności niemałych. Jak się zabrać do pisania o zwieńczeniu jednolitej trylogii bez popadania w powtórzenia ani banał? Wspomnieć o dwóch wyprawach? Nawiązać jakoś do kolorów i ich mieszania? Ale przecież czerwony zmieszany z zielonym da żółty! Pozostaje jedynie autotematyczna zmyłka i szybkie zaproszenie na Błękitny Mars.
Me pierwsze spotkanie z literackim diariuszem nie spowodowało co prawda nagłego szału i rzucenia się na wszelkie przejawy tej formy literackiej, ale spowodowały szybki zakup wspomnień części drugiej. Fakt, iż Dziennik 1949-1956 czekały na półce ponad dwa lata świadczy jedynie o książkowym nadmiarze i czytelniczym roztrzepaniu. Co się jednak odwlecze…
Brytyjski humor to twór dość specyficzny – przez niektórych nierozumiany, przez wielu uwielbiany. Kojarzony jest głównie z dorobkiem grupy Monty Pythona, ale przejawia się także w literaturze. Brytyjczycy wiodą też zdecydowanie w podgatunku, który określić można fantastyką humorystyczną, głównie za sprawą Terry’ego Pratchetta oraz Douglasa Adamsa. Ben Aaronovitch nie kładzie aż takiego nacisku na humor, lecz Rzeki Londynu udanie wpisują się w tę tradycję.
Czytelnik bywa ze mnie niekonsekwentny. We wstępie do recenzji Wiru wspominałem, że mimo zwyczajowych obaw do lektury przystępowałem ze spokojem ze względu na zaufanie, którym darzę autora. Estyma ma zmianie nie uległa, tom drugi serii mnie pochłonął, a i tak rozpoczynałem czytanie zwieńczenia trylogii z delikatną bojaźnią. Poniżej zaś przekonacie się, czy Behemot na takie przeczucia sobie zasłużył.