Po seansie Przebudzenia mocy byłem zachwycony – Gwiezdne Wojny wróciły i Moc była w nich silna. Dostrzegałem ogrom powtórzeń i komercyjnych ukłonów, a z czasem mój entuzjazm znacznie opadł, ale i tak wrażenia pozostały pozytywne. Dwa lata temu napisałem recenzję bez wielkich deliberacji, ale w tym roku w zasadzie nie miałem zamiaru pisać jej wcale, ale po godzinach rozterek i pierwszych dyskusjach uznałem, że potrzebuję tego wpisu, by ustrukturyzować swoje przemyślenia. Ostatni Jedi wprowadził mnie bowiem w stan konsternacji i rozszczepienia. Wpis pełny będzie spoilerów, więc wróćcie po obejrzeniu, a jeśli się wahacie, to mam dla Was komunikat: mimo wszystko idźcie. Warto.
Kategoria: Filmy
Tak to się jakoś z Pożeraczem porobiło, że splot rodzinnego życia, prac pogodzinowych oraz blogowania/recenzowania doprowadził do ujednotorowienia pożeraczowych interakcji ze sztuką. A mówiąc nieco mniej pokrętnie i bez słowotworów: czytanie to moja nieomal jedyna forma obcowania z kulturą. Gdy czas mam wolny, pożytkuję go na czytanie. Nieliczne momenty filmowe poświęcane są raczej na kino typowo rozrywkowe. Gdy więc przydarzyła się anomalia w postaci wspólnego z małżonką oglądania Nowego początku, natchnęło mnie aż by sięgnąć po opowiadanie Teda Chianga i napisać parę słów o obu. Może nawet komparatystycznie, a na pewno spoilerowo.
« « HERE BE SPOILERS »»
W niedawnym wpisie rozpisałem się o swym nostalgiczno-fanowskim stosunku do Gwiezdnych Wojen. Napisałem nawet recenzję powieści Star Wars. Koniec i początek choć zazwyczaj trzymam się daleko od literatury tak blisko związanej z filmem. Dla nikogo więc nie jest chyba niespodzianką, że wybrałem się do kina na część siódmą sagi, czyli Przebudzenie mocy. Recenzji filmowych zapewne wiele na tym blogu nie będzie, ale zgrabnie się złożyło, że akurat ta jest pierwsza.