Gdy wpadłem na pomysł serii wpisów o książkach, które zmieniają świat, nie spodziewałem się, że będą się one pojawiały tak rzadko. Minął niemal rok od pierwszego wpisu, a ten jest dopiero trzeci w serii. W dodatku drugi wymagał pewnego naciągania, by dopasować go do moich wstępnych założeń. Moim zamiarem było bowiem pisać o książkach, które zmieniły świat w sposób nie tylko literacki, a do tego chciałem uniknąć oczywistych oczywistości. Z tych właśnie powodów nie chciałem więc Biblii ani też Roku 1984. Jednak dzisiejsza książka, Grzęzawisko Uptona Sinclaira, pasuje do tych kryteriów idealnie, a w dodatku w Polsce zdaje się być mało znana.
Kategoria: Roztrząsanie Strona 7 z 19
Osoby regularnie odwiedzające bloga mego wiedzą, że mam słabość do dorzucania swych groszy (niekoniecznie) trzech do aktualnych dyskusji. Jednocześnie osoby blogosferę książkową od dawna nawiedzające doskonale zdają sobie sprawę z tego, że wszystko już było, a dyskusje toczą się ciągle te same. Przez pewien czas mieliście ode mnie spokój w tym zakresie, ale wytchnienia przyszedł kres. Tym razem padło na serie wydawnicze i ostatnio przebudzoną dyskusję o problemach związanych z ich wydawaniem.
Po Big Booku jeszcze nie opadł kurz (metaforyczny, za sprawą aury), a już rozgorzały przeróżne dyskusje, oburzenia i inne drobiowe nihilizmy. Uważam, że nie ma najmniejszego sensu ciskać się w internetowych kałszkwałach, w których część osób pokazuje wyraźnie, że albo nie potrafi, albo też nie chce zrozumieć pewnych faktów podstawowych. Nie będę też pisał relacji z Big Booka jako takiego, gdyż wziąłem jedynie udział w Okrągłym stole blogerów, wydawców i czytelników, a reszta mnie ominęła ze względu na rodzinne stolicy eksplorowanie. Niestety, dwóch mocno nieletnich potomków trudno byłoby utrzymać na spotkaniach autorskich. Podzielę się jednak kilkoma refleksjami na temat samej debaty oraz zrodzonej z niej dyskusji.
Odcinek to słowo, które kojarzy się dziś głównie z produkcjami telewizyjnymi. Jednak, jak zapewne część z Was wie, słowo to ma pochodzenie gazetowo-literackie i swego czasu oznaczało dolną część gazety odciętą od reszty linią. Cóż znaleźć można było na tych oddzielnościach? Z początku publikowane były tam podróżnicze memuary, a potem powieści i to wcale nie jakieś poślednie. Fragmenty Komedii ludzkiej Balzaca publikowane w 1836 doprowadziły do podwojenia nakładu La Presse, a z czasem autorzy stali się gwiazdami prasy codziennej. Dlaczego w ogóle o tym piszę? Nie chcę tu przybliżać historii takich wydawnictw (choć ciekawostek z nimi związanych jest wiele), a raczej zwrócić uwagę na potencjalny powrót tego trendu i Wasze zdanie o nim poznać.
Od dawien dawna powtarzam i nawet we wstępach do wpisów już o tym wspominałem: warto czytać inne blogi. Już nie raz zainspirowałem się treścią cudzych wpisów i przyznaję to otwarcie. Tym razem winowajczynią jest pewna Bałwochwalica i jej recenzja Świata w płomieniach Siri Hustvedt. Część tekstu poświęcona jest bowiem maskom, które przywdziewać musi główna bohaterka. Dziś więc zapraszam do przypatrzenia się motywowi maski w literaturze.