Muszę się Wam do czegoś przyznać – krótka geneza tego bloga nie zdradza pewnej tajemnicy. Jedną z sił motywujących mnie do założenia własnego bloga książkowego było… przerażenie. Pewnego razu odwiedziłem stronę książki, której recenzję pisałem, i nieopatrznie zajrzałem na wycinki z recenzji pochwalnych. Część z tego, co tam napotkałem przeraziło mnie, wkurzyło i zmotywowało zarazem.
Wiem, że sam piszę recenzje schematycznie (choć staram się z tym walczyć), ale czytam po sobie i staram się dbać o ich sensowność oraz poprawność. Tak było, gdy pisałem dla portali, tak jest i teraz. Schematyczne recenzje więc mnie nie rażą tak bardzo, byleby były sensowne i składne. Mogę nawet przymknąć oko na recenzje, których trzy czwarte to streszczenie fabuły. Nie widzę w nich większego sensu, ale niech sobie będą. Jednak to, co wtedy napotkałem przechodziło me pojęcie.
Nie chcę wskazywać palcami ani też nikogo piętnować, więc poniższe przykłady „zobrazkowałem”. Kto chce, znajdzie, ale ja do tego zniechęcam – nie o to mi chodzi. Może i wystawiam się tym wpisem „na strzał”, ale do obraźliwych nie należę i wszelkie błędy wypatrzone w moich tekstach prędko poprawię. Spróbuję się nawet na nich nauczyć.
Przejdę jednak do sedna – na początek cytat z serii „zaskakujące odkrycia”…
Dowiadujemy się więc, że:
– powieści posiadają napęd,
– język sprawia lekkość,
– recenzentka ma nadzieję, że jej czas przypadnie go gustu fanom kryminału.
A tu poważna refleksja na temat autorskich intencji…
Przypadek. Pewnie przypadkiem się cała powieść autorowi napisała. Bo gdzieżby tam miał jakikolwiek autor myśleć o konstrukcji swojej powieści, prawda? Poniższe zaś zdanie…
… idealnie nadaje się na ilustrację tego, że zdania wielokrotnie złożone są dla niektórych zbyt złożone. Przyznam, że to zdanie jest zbyt złożone i dla mnie. Przykład kolejny…
… pokazuje też, że czasem nie warto pisać jeszcze raz tego samego innymi słowami, gdyż można wpaść w pułapkę. Pomijając komiczną odmianę z początku, w czyj umysł wchodzimy? Co to znaczy, że wchodzimy w umysł? Książka odbarza czytelnika mocą telepatii? Dobra, dobra, czepiam się. Rozumiem „co autor miał na myśli”, ale można było to napisać lepiej na wiele różnych sposobów albo pozostać przy jednym zdaniu, które i tak wszystko mówi.
Ostatniemu cytatowi towarzyszy pytanie: leniwy recenzent czy głupi odbiorcy?
Pierwsze zdanie można darować, bo recenzja sprawę objaśnia, ale jak można na koniec recenzji napisać, że sobie coś darowaliśmy? Nie chciało się? Czytelnicy i tak nie zrozumieją „porównań na zaawansowanym poziomie”? Co to w ogóle są za porównania?
Nie chcę tu robię za recenzencką alfę i omegę. Nie twierdzę też, że autorki i autorzy powinni smażyć się w redakcyjnymi piekle (ale może… choćby przez chwilę). Wszystkich tych błędów dałoby się jednak uniknąć w jeden prosty sposób – wystarczyło przeczytać tekst po sobie. Tylko tyle. I może jeszcze pomyśleć chwilę o tym, kto to będzie czytał.
Jest cechą głupoty dostrzegać błędy innych, a zapominać o swoich. [Cyceron]
zacofany.w.lekturze
Zapewniam Cię, że ledwie z brzegu przyjrzałeś się mrocznym toniom blogosfery 🙂
Silaqui
Potwierdzam: cytowane fragmenty nie są jeszcze aż tak bardzo tragiczne.
To znaczy: są, ale w czasach gdy byłam bardziej w blogosferze fantastycznej natykałam się na o wiele gorsze kwiatki. Takie, po których miałam ochotę zakupić kałacha i wykosić 80% „recenzentek” 😛
pozeracz
Nie chcę za przyglądać się zbyt dokładnie tej otchłani, bo jeszcze ona spojrzy na mnie.
Tu nawet nie chodzi o to, że one są tragiczne. Pewnie mógłbym pogrzebać i znaleźć jakieś kompletne katastrofy, ale tu bardziej uderzyło mnie to, że to były recenzje wybrane przez wydawnictwo i we fragmentach wrzucone na ich stronę.
Silaqui
Wiesz, niektóre wydawnictwa wyznają zasadę, że „nieważne w jakim stylu: byle pisali”. Niestety.
Ale chyba ucieknę z tego wątku, bo mi proza Ćwieka wybitnie nie leży (chociaż w „Herosach” popełnił zadziwiająco zgrabne opowiadanie) 😛
zacofany.w.lekturze
O, święte słowa, Wydawcom styl i głębia wiszą niekiedy kalafiorem 😛
pozeracz
Tu chyba idzie głównie o ilość. Lepszych 10 recenzji bylejakich niż 1 porządna. Choć według mnie efekt efekt tych 10 będzie przyzerowy, bo to głównie kręgi wzajemnej adoracji, w których książki są tylko pretekstem.
A co do Ćwieka – nikomu nie każę go lubić. Mi jego rozrywkowo-komiksowy styl odpowiada, ale na wyżyny go wynosić nie mam zamiaru.