Zacznę od pewnej konstatacji po części oczywistej, a po części i smutnej: o sukcesie książki nie decyduje li tylko jej wartość literacka. Siedem lat temu Rebis wydał tę samą książkę, ale dopiero siedem lat później za sprawą jest szansa na wydanie reszty serii. Czy pierwszy wydawca nagle stracił wiarę w autora? Czy Vesper ma do czynienia z innym rynkiem? Znacie odpowiedzi na te pytania. Ja zaś postaram się Wam pomóc w decyzji, czy warto sięgnąć po Dzieci ruiny.

Tysiące lat temu program terraformowania Ziemi ruszył w gwiazdy. Na świecie nazwanym Nod naukowcy odkryli obcą formę życia, ale ich misją było przekształcenie jego świat na modłę ziemską. Potem wielkie imperium ludzkości upadło, a decyzje dotyczące programu zaginęły w odmętach czasu. Wiele eonów później, w innym zakątku kosmosu Ludzie i ich nowi sojusznicy, pająki, odbierają fragmentaryczne sygnały radiowe. Wysyłają statek badawczy w nadziei, że odnajdą kuzynów ze starej Ziemi. Jednak na Nod obudzone coś, co lepiej było pozostawić w spokoju, lecz już zbudzone nadal czeka… na przygodę.

Dzieci ruiny to sequel, który rzuca czytelnika na głęboką wodę. Nie ma tu płynnego przejścia pomiędzy częściami – obie części stanowią osobne całości, a Tchaikovsky nie marnuje czasu na rozwlekłe ekspozycje. Czytelnik musi więc niejako sam dopisać szczegóły aliansu Ludzi z pająkami, ale już w nowym układzie słonecznym na pomoc przychodzi mu… retrospekcja. Do pewnego momentu autor przeplata rozdziały ukazujące obecny stan nowopoznanego układu tymi ukazującymi to, jak został on ukształtowany przez wcześniejszą ludzką obecność. Dzięki takiemu zabiegowi pisarz może nie tylko stopniować napięcie (międzyczasowe cliffhangery), ale też daje odbiorcom zasoby wiedzy angażujące oraz zachęcające do prób odgadywania konsekwencji działań kolonizatorów.

dzieci ruiny

Urocza, czyż nie?

Nie tylko struktura fabularna wypada dobrze, Tchaikovsky wprawnie poradził sobie i z wypełnianiem jej treścią. Dzieci ruiny po prostu wciągają. Jest tu odpowiednio wysoka stawka (przetrwanie), są stopniowo rozgryzane niejasności, a tego solidna dawka ciekawych pomysłów. Autor wykorzystuje tu co prawda „mechanikę” (wirus przyspieszający pęd ewolucyjny) z pierwszej części, ale zmiana obiektu niesie ze sobą na tyle oryginalne konsekwencje, że to repeta nie wadzi. Po pająkach przyszła bowiem pora na ośmiornice, z których to fizjologii Anglik wyekstrapolował konsekwencje i zręcznie wmontował je w fabułę. Studiował on zresztą zoologię, co na pewno ułatwiło mu takie właśnie zabiegi – przełożenie cech fizjologii tych głowonogów na elementy fabularne wypadło bardzo ciekawie.

Niestety, jest i pewien element częściowo kulejący: postaci. Konsekwencją bowiem innych decyzji fabularnych (m.in. rozpiętość czasowa i zwierzęcość) jest to, że trudno się przywiązywać do większości bohaterów. Ośmiornice, podobnie jak pająki w części poprzedniej, poznajemy w przekrojach ukazujących losy gatunku, co podkreśla ich tymczasowość. Przeskok czasowy sprawia zaś, że część ludzi poznanych na początku i wracających w retrospekcjach w momencie zawiązania właściwej akcji już dawno nie żyje. Całość podciąga znacząco za to kreacja dwóch (nie)osób nieludzkich i niezwierzęcych, czyli cyfrowego ducha doktor Avrany Kern oraz wspomnianego wcześniej zagrożenia. O tym drugim nie będę się rozpisywał szczegółowo, ale jest to twór napisany kreatywnie i udatnie wpleciony w narrację. Natomiast ta pierwsza to całkiem ciekawie poprowadzona wariacja na temat sztucznej inteligencji.

adrian tchaikovsky

Dzieci ruiny to sequel z gatunku tych solidnych. Solidna podbudowa naukowa (zoologiczna), przemyślana konstrukcja fabularna i para ciekawych postaci nieludzkich z solidną nawiązka równoważą trudy z polubialnością tych pozostałych. Już wiem co prawda, na jakim zwierzu skupi się autor w tomie trzecim, ale tym jestem jego ciekawszy…

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję

logo vesper

Niektórzy-z-Nas dotykają swoich substancji, napotykają ich nowe pierwiastki, poznają ich wartościowość i ich kształty, fałdy ich osobliwych cząsteczek.

Niektórzy-z-Nas znikają, wieść o nich ginie. Ale my jesteśmy Nami i zawsze jest Więcej-Nas, by uczyć się od tych, którzy byli wcześniej. Wielu-z-Nas intrygują możliwości tych nowych kształtów i przestrzeni.