Francuski symbolista Auguste Villiers de l’Isle-Adam w Polsce znany raczej nie jest. Mógłbym tu pozować na znawcę lub choć bardziej obytego literacko niż w rzeczywistości, ale do momentu natknięcia się na tę pozycję na liście zapowiedzi o autorze nie wiedziałem nic. Skuszony okładką i opisem zwróciłem się do wydawnictwa PIW z prośbą o egzemplarz do recenzji. Serce me uradowała odpowiedź pozytywna szybko nadesłana. A poniżej (niezbyt) mrożąca krew w żyłach opowieść o mych z powieścią tą perypetiach.
Z dzisiejszego punktu widzenia Ewa jutra to opowieść o szalonym naukowcu, których dziś wiele. Jednak w 1886 była nowoczesną odpowiedzią na opowieść o Fauście. Technologicznego Fausta odgrywa tu Thomas Alva Edison, a tak w zasadzie wynalazca obdarzony jego godnością. Powieściowy Edison jest symbolem, nie ma odgrywać roli prawdziwego Edisona. Opowieść wprawia w ruch przybycie do Menlo Park lord Ewalda, niegdyś wybawcy naukowca, a dziś bliskiego samobójstwa nieszczęśnika w miłości. Kocha on damę przepiękną, lecz pozbawioną inteligencji i nieznośnie próżną. Uczucie to zżera go od środka. Literackim zbiegiem okoliczności Edison ma rozwiązanie dla jego problemów – chce obdarzyć Ewalda sztuczną kobietą, która byłaby połączeniem powierzchowności wybranki lorda i tajemniczej osobowości głębi pełnej.
Trudno mi nie zacząć pisania o Ewie jutra od największej jej wady, a mianowicie jadowitego antyfeminizmu przejawianego głównie przez Edisona, ale dzielonego i przez drugiego bohatera. Posłowie autorstwa tłumacza, Ryszarda Engelkinga, wskazuje skąd u Villiersa wzięła się tak cięta mizoginia, ale i tak niektóre fragmenty są trudne do przełknięcia. O ile jeszcze wątek nieszczęśliwej miłości Ewalda do próżnej i pretensjonalnej Alice Clary nie razi, to już przekładanie jej niedostatków na większość kobiet tamtych czasów to gruba przesada. Te „złe” kobiety opisywane są jako odrażające kusicielki z zamysłem sprowadzające mężczyzn na złą drogę. W pewnym momencie Edison broni tych „dobrych” kobiet, ale pogrąża się jeszcze bardziej, gdyż sprowadza je do obiektów seksualno-rozrodczych. Panowie jednocześnie gardzą kobietami, boją się ich, ale i niezdrowo fascynuje ich kobieca seksualność. Ciekaw jestem, jakie były reakcję na powieść pod koniec XIX wieku.
Gdy jednak przetrawi się te autorskie frustracje, okazuje się, że książka ma dużo do zaoferowania. Na początek: brawa dla Ryszarda Engelkinga za tłumaczenie. Nie znam francuskiego, więc nie mam jak zajrzeć do oryginału, ale styl jest jedną z mocniejszych stron powieści. Kwieciste przemowy Edisona, jego tyrady i refleksje potrafią zachwycić. Język Villiersa pełen jest ozdobników, wielokrotnie złożonych zdań i metafor. Łączy się to z urzekającą fascynacją elektrycznością i zdobyczami techniki. Dla współczesnego czytelnika techniczne rewelacje, ciepliki i inne fluidy elektryczne mogą wydawać się zabawne, ale czuć w tym nabożną niemal cześć. Zresztą ważnym wątkiem powieści jest opozycja Edisona do natury i boskości. Wynalazca odwraca się od gwiazd, które są dla niego tożsame z wyższym bytem. Dopiero pod koniec powieści wiara Czarodzieja z Menlo Park w siebie zostaje zachwiana.
Pod rozwagę należy wziąć jeszcze to, że Ewa jutra jest powieścią monologów. Jest tukilka scen pełnych napięcia i niesamowitości, ale większość czasu spędzamy na wysłuchiwaniu Edisona i Ewalda. Oznacza to, że lektura wymaga skupienia, a przy opisach technicznych i wybroczynach mizoginii pełnych potrzebna jest też pewna wytrwałość. Rozważania filozoficzne i piękny styl sprawiają jednak, że warto poświęcić nieco czasu Villiersowi. Jeśli jednak szuka się opowieści, w których nieco więcej się dzieje, to warto sięgnąć po wspomnianego na okładce E.T.A. Hoffmana czy też Alana Edgara Poe. Motyw sztucznego człowieka pojawiał się u Ambrose’a Bierce’a w niezłym opowiadaniu Władca Moxona/Moxon i jego władca. A ramach ciekawostki dodam, że Ghost in the Shell 2 rozpoczyna się od cytatu z powieści.
W ramach podsumowania pytanie: czy warto sięgnąć po Ewę jutra? Według mnie tak. Jest to powieść ciekawa i kusząca stylem, która ukazuje z jaką rewerencją traktowano ówczesne przełomy techniczne. Antyfeminizm Villiersa potrafi napsuć krwi, ale można spróbować go jako historyczną dziwnostkę. Na koniec zaś dwa wyrazy mej własnej próżności – książka ma świetną okładkę (brawa dla Fajnych chłopaków) i absolutnie najważniejsze: książka ma zakładkę-wstążkę!
Serdecznie dziękuję wydawnictwu PIW za przesłanie egzemplarza do recenzji.
Gdzież są pierwotne wibracje pełnego tekstu Dobrej Nowiny? Gdzie archanielskie tony Zwiastowania, rozmyte odwiecznym klepaniem zdrowasiek! Kazanie na Górze! Słowa «Bądź pozdrowion, Rabbi» (Salem rabboni, o ile się nie mylę) i odgłos pocałunku Is-Karioty w Getsemani! Ecce Homo tragicznego prokuratora!
Ambrose
Ha, wspominałeś niedawno o tej książce, a jeszcze wcześniej, przeglądając oficjalną stronę oficyny PIW zwróciła ona moją uwagę swoją interesującą okładką. Po Twojej recenzji mam jeszcze większą ochotę na lekturę tego dzieła.
pozeracz
Trafiłem na nią przypadkiem, ale cieszę się, że tak się stało. Zachęcam do lektury choćby ze względu na wartości poznawcze. I czekam na recenzję!
Leżę i czytam
Taki Frankenstein w damskiej, ładniejszej nieco postaci? 😉
Albo, co bardziej prawdopodobne, przyczynek do literackiej dyskusji o kobietach? Tę drugą kwestię mogę potraktować jako przyrodniczą ciekawostkę, o ile ma ta lektura inne walory – a, jak piszesz, ma. Natomiast nie mogę oprzeć się wrażeniu, że mamy obecnie bardziej zaawansowane „Ewy jutra”, niż te, o których pisał Villiers de l’Isle-Adam, a poglądy na temat kobiet wciąż bywają niepokojąco bliskie tym XIX-wiecznym. No ale, wiadomo – mniej czasu potrzeba, żeby wysłać człowieka na Marsa, niż żeby zmienić jego myślenie.
pozeracz
Nie jestem przekonany, czy byłby to dobry przyczynek. Choć może jako ciekawostka i pewne ekstremum?
A co do czasów dzisiejszych – pewnie jest lepiej niż było wtedy, ale chyba nie dużo lepiej. Dziś na pewno dużo mniej wypada powiedzieć, a co za tym idzie ludzie lepiej się kryją. Choć Internet i jego anonimowość lubią z ludzi wyciągnąć różne brudne sprawki i poglądy.
FatalneSkutkiLektur
To ja jeszcze ci polecę Literaturę na Świecie 1/2001, gdzie jest fantastyczny artykuł Engelkinga o Villiersie
pozeracz
O ile się nie mylę, to jest ten sam, który stanowi posłowie tego wydania. Żywot autora ciekawy, ale zazdroszczenie nie godny.
Rozkminy Hadyny
Ta okładka wygląda niesamowicie vintage. Do tego stopnia, że musiałam zajrzeć na stronę wydawnictwa i się upewnić, że to nowość.
Cytat z powieści w „Gost in the Shell” – najs! Teraz mam ochotę do niej zajrzeć, ale z drugiej strony ta mizoginia…
pozeracz
Jeden z modeli robotów ma tam nazwę kodową Hadaly, czyli imię andreidy z powieści.
Mizoginia kłuje i odrzuca, ale można na nią przymknąć oko ku chwale literatury minionej. Gorzej, gdyby to była współczesna powieść.
GRUby
Czytając recenzje i komentarze odnoszę wrażenie lewicowego spędu baranów. Zarzuty szowinizmu biorą się z niedocenienia natury istoty jakim jest popęd płciowy i chęć autora do jego odrzucenia poprzez abominacje. Wiele zjawisk paralelnych występuje również w dzisiejszych zachowań kobiet wychowanych przez media. Tęsknota za pokrewieństwem dusz popycha nas do tworzenia wyidealizowanych mniemań, również o sobie.
pozeracz
Zaraz, zaraz… Czy Ty starasz się usprawiedliwiać przedstawianie kobiet albo jako kusicielek bez skrupułów, albo bezwolnych obiektów seksualnych potrzeb męskich? Popęd seksualny usprawiedliwia szowinizm? Może jeszcze mężczyzna ma pełne prawo domagać się spełniania jego potrzeb, bo kobieta go „skusiła”? Taka tęsknota nie prowadzi do „wyidealizowanych mniemań”, a do przemocy.