Inna dusza to powieść, co do której miałem absolutną pewność, że ją przeczytam. Moje miasto, moja dzielnica, podobne roczniki, znane ulice i zakamarki – daleko mi do stwierdzenia, że to o mnie, ale na pewno niepokojąco blisko mnie. Pamiętam tamtą sprawę, choć nie pamiętam strachu. Może moi rodzice zaczęli bardziej uważać, ja byłem szczylem i nie miałem zamiaru się przejmować jakimś psycholem. Dziś zaś, po lekturze, niepokój odczuwam intensywnie.
W roku 1995 Polska wcisnęła już nogę między europejskie drzwi, ale tak w zasadzie tkwi jeszcze w poprzedniej epoce. Jednak do Bydgoszczy wiatr z zachodu raczej nie dociera. A już na pewno nie do Jędrka i Krzyśka. Ten drugi zmaga się z beznadzieją koegzystowania z zapijaczonym ojcem i bezsilną wobec tego pijaństwa matką. Jędrek ma tym zakresie więcej szczęścia: nie mieszka na biedotą naznaczonej Jasnej, lecz w jednym z setek fordońskich bloków, i nawet z rodzicami jakoś sobie radzi. Ma jednak dużo ważniejsze problemy, ma drugą duszę. I niedługo popełni morderstwa, które wstrząsną Bydgoszczą. Najlepiej z nich ma Darek, ale on w tej historii jest ofiarą.
Skąd się bierze niepokój wspomniany we wstępie? Najprościej byłoby napisać po prostu, że jest to świetna powieść, ale taka odpowiedź mało kogo usatysfakcjonuje. Pierwszą częścią składową jest dbałość o szczegóły. Łukasz Orbitowski spędził kilka tygodniu w Bydgoszczy i konsultował się intensywnie. Widać to świetnie na przykład przy opisie wykonywania tortu przez Jędrka. Widać też w oddaniu realiów Bydgoszczy tamtych czasów oraz jej topografii. Ścieżki Myślęcinka, przesmyki przy torach, szarość fordońskich bloków, a do tego już nie tylko bydgoskie chłopięce marzenia o PlayStation, luksus lodów Magnum czy obrazki z gum Turbo. Napotkałem jedną wątpliwość geograficzną i ze dwie wpadki chronologiczne. Przy ogromnie detali i fakcie, że to moje miasto i mój czas, stanowi drobiazg, który w lekturze nie przeszkadza. Szczegółowość sama w sobie nie byłaby jednak tak ważna, ale tu stanowi ona wartościowe uzupełnienie i realistyczne tło dla historii.
Główny ciężar realizmu uderza jednak czytelnika w kontakcie z postaciami i ich historiami. Wbrew pozorom na pierwszy planie jest nie tylko Jędrek, ale i Krzysiek, czyli stworzony na potrzeby powieści narrator. Stanowią oni ciekawą parę – z jednej strony dopasowaną, a drugiej pełną kontrastów. Oboje mają trudnych na swój sposób ojców: Jędrek despotę (choć nieco na pokaz), któremu potrafi się postawić, a Krzysiek alkoholika miotającego się między skrajnościami, wobec którego bezsilny jest chłopak i jego matka. Obie matki zresztą pozostają niemymi świadkami zdarzeń, godząc się na wszystko, co postanowią ojcowie i umartwiając się w ciszy.Ciekawym motywem jest tu… sprzątanie. Jędrek podchodzi do sprzątania nieco obsesyjnie i jest to część domowego reżimu, a dla Krzyśka jest to usuwania śladów ojcowskich ekscesów, a po części próba wymazania alkoholizmu, a może i ojca. Gdyby zbrodnia miała mieć sens, to właśnie Krzysiek miałby więcej powodów, by sięgnąć po nóż, ale Inna dusza nie jest próbą szukania powodów ani racjonalizowania zbrodni. To Jędrek ma silniejszy charakter, lecz jego czyn nie ma żadnego logicznego powodu.
Krzysiek walczy z ojcem tylko w swojej głowie – w końcu zawsze ulega namowom matki i rusza w miasto na poszukiwaniu wśród bram i spelun. Gdy w końcu postanawia coś zrobić, chce zrobić to przez Jędrka. Nawet materialny sukces, dorosłość i dwadzieścia lat nie pozwala mu się uwolnić od ojca. Jędrek zaś walczy realnie, ale z problemami w swojej głowie. Próbuje zagłuszyć swą „inną duszę”, ucieka od niej metaforycznie (kulturystyka, praca) i fizycznie (próba wyjazdu do Skandynawii, wstąpienie do Legii Cudzoziemskiej), ale koniec końców i on nie potrafi uciec od siebie. Najlepiej ustawiony rodzinnie Darek ma największe szanse „wyjść na ludzi”, lecz pozostaje w cieniu dwóch kolegów i ma kompleksy na punkcie swej fizyczności, braki w odwadze i moralności. To jednak on wydaje się być najlepiej dostosowany do tamtych czasów – jest obrotny i wie, jak się ustawić. Podobnie jest zresztą z drugą ofiarą – Dagmara to wycofana, nieśmiała miłośniczka Sylvii Plath i Virginii Woolf, która może świata, by nie zwojowała, ale miała spore szanse znaleźć w nim dla siebie miejsce.
Więcej grzechów nie p… Wróć. Poza wspomnianymi wcześniej drobnymi wpadkami, nie mam Innej duszy nic do zarzucenia. Jest to jedna z lepszych i ważniejszych polskich powieści. Wiernie odmalowuje obraz czasów w literaturze niemal nieobecnych i na ich tle w niepokojąco wyważony sposób ukazuje nie tylko zbrodnię bez powodów, ale i uniwersalne paradoksy rządzące ludzkimi losami. Opierając się na faktach, Łukasz Orbitowski stworzył opowieść ważną, dającą do myślenia i mówiącą coś ważnego o świecie. Wiem, że będzie ona długo do mnie wracała i rozkręcała młyn refleksji.
Ci ludzie przybyli z Marsa, z innych, nieznanych mi wszechświatów, do których nigdy nie zyskam wstępu. Są jak piękne modelki spacerujące po wybiegu w ciuchach jakiegoś cholernie znanego projektanta. Siedzę na widowni, łowię szczegóły w pamięci, mogę nawet robić zdjęcia, ale nigdy nie będę miał ani takich ubrań, ani takich modelek.
Ambrose
Uwielbiam czytać książki, których akcja rozgrywa się w miastach, które znam, albo kojarzę (jak dotąd nie miałem okazji obcować z żadną lekturą, która bezpośrednio odnosiła by się do mojej mieściny) – na miejsca „wyświechtane”, niczym się nie wyróżniające można wtedy spojrzeć z zupełnie odmiennej perspektywy 🙂
Biorąc pod uwagę fakt, że Orbitowski to nazwisko, które od dawna pozostaje w orbicie moich zainteresowań, odczuwam bardzo silną pozycję, by rozpocząć znajomość z tym autorem właśnie od „Innej duszy”.
pozeracz
Ciekawe skąd dokładnie bierze się sympatia do akurat takich miejsc akcji. Z jednej strony doskonale zdajemy sobie sprawie z tego, że powieść to fikcja. I pod pewnym względem tej fikcji szukamy. Może w jakimś sensie nasza próżność jest tu łechtana? Bo nic innego chwilowo mi nie przychodzi, co by wyjaśniało pewną radość towarzyszącą stwierdzeniom „o, tam byłem”, „pamiętam ten zakątek”.
A Orbitowskiego polecam mocno.
Dominika Fijał
Czytałam „Inną duszę” i również zrobiła na mnie spore wrażenie. Zazdroszczę jednak tego bardziej osobistego podejścia do tematu – sama nie znałam ani sprawy, alni okolic w których rozegrały się opisane wypadki. Teraz z kolei sięgnęłam po „Wigilijne psy” Orbitowskiego – i choć powstawały wiele lat wcześniej, widać że pisarz miał potencjał, a teraz osiąga szczyty swoich możliwości.
pozeracz
Na razie Orbitowski świetnie się rozwija i od pewnego czasu każda jego kolejna powieść jest jego najlepszą. Ciekawe, czy tak samo będzie z tą, nad którą pracuje aktualnie.