Oto odsłona fąfnasta wstępu traktującego o przypadkowości wyborów literackich. Zachwyty i pochwały dla pierwszych dwóch książek Michała Wichy sprawiły, że trafił on na krótką (ha, ha) listę autorów, których chciałbym przeczytać. Podjąwszy to postanowienie jakoś nie wczytywałem się w recenzje, które zbierał Kierunek zwiedzania. Gdy więc na wystawce bibliotecznej przyciągnął mą uwagę, impulsywnie po niego sięgnął. Potem nastąpiło zaskoczenie.
Co może stać się muzealnym eksponatem? O czym może przy okazji opowiadać wystawa? Jak daleko możne umknąć od narracji muzealnej? Jakie możliwości daje fikcja literacka? Kim był Kazimierz Malewicz? Jakie było jego malarstwo? Czy to w ogóle może się udać? Odpowiedź na to i wiele innych pytań (nie) dostaniecie w tekście poniżej.
Na początek trzeba zaznaczyć – zwłaszcza dla osób, które (podobnie jak i ja) nie wybadały wcześniej terenu – że Kierunek zwiedzania to książka nietypowa, eksperymentalna w zakresie treści. Nie da się bowiem inaczej określić dzieła, które stanowi literackie rozpisanie i opisanie nieistniejącej wystawy muzealnej. Można by ją od biedy zinterpretować jako monolog wyjątkowo rozgadanego, wszechstronnie przygotowanego kustosza o krasomówczych umiejętnościach. Bycie ciceronowanym słowami przez Wichę jest jednak doświadczeniem nieco sensorycznie uboższym i jednocześnie znacznie treściowo bogatszym niż oprowadzanie rzeczywiste. Czytelnik nie ma bowiem natychmiastowego dostępu (wzrokowego chociażby) do eksponatów, lecz zarazem za sprawą wyobraźni i literackiej mocy może skorzystać z braku ograniczeń fizycznych, tak przestrzennych, jak i czasowych.
Przyznam szczerze, że czuję się ciut za krótki, by obiektywnie oceniać tę książkę. Nie jestem specem od muzealnictwa, nic od malarstwa ni tym bardziej od Malewicza, więc pozwolę sobie w tym akapicie skupić się na własnych wrażeniach. A te są niby pozytywne, ale jednak po części (z)mieszane. Te pierwsze biorą się z podziwu dla wyobraźni Wichy, jego pomysłowości i pracy włożonej w poznanie malarza, jego żywota i czasów. Miałem już napisać „gdyby wszystkie wystawy były przygotowywane z takim pietyzmem, to…”, lecz zbyt dużo nieuprawnionych supozycji poczynić bym musiał. Ograniczę się więc do stwierdzenia, że na laiku całość wrażenie wywiera duże.
Ambiwalencja ma zaś bierze się z uczucia nieprzekonania o nie w pełni sprecyzowanej etiologii. Kierunek zwiedzania jest kunsztownie napisany i intelektualnie ciekawy, ale do obcowania ze sztuką potrzeba czegoś więcej. Nawet zerkając sobie na sieciowo dostępne obrazy Malewicza czy inne ilustracje z nim związane, pozostałem z przekonaniem, że wolałbym po prostu obejrzeć wystawę. Jednocześnie zaś książka Wichy pod kątem wyczerpania tematu nie możne konkurować z pełnowymiarową biografią. Ciekawe natomiast niezmiernie jestem, jak tę książkę odbierają osoby z malarstwem związane zdecydowanie mocniej niż ja.
Kierunek zwiedzania to ciekawy eksperyment literacki, który intelektualnie pobudza i wiedzy dostarcza niemało, ale Pożeracz pozostawił indyferentnym po części. Jest pomysł, jest research oraz jest dobry balans szczegółu i ogółu, ale zabrakło tego trudnego trudnego do określenia drobiazgu, który i emocjonalną więź stworzył. Przyznam jednak, że proza sama w sobie mnie przekonała i na pewno będę chciał jeszcze Marcina Wichę czytać.
W tamtych czasach większość ludzi nie zostawiała po sobie śladu. Świat jeszcze rozdawał przywilej zniknięcia. Szafował prawem do zapomnienia. Dotrzymywał słowa w kwestii obracania w proch. Ludzie pojawiali się w jakiejś księdze parafialnej. Zostawiali znaki w aktach sądowych, gazetach. Jeszcze nekrolog. Zapis w księdze zgonów i kamień w wodę. Ciała znikały. Znikały groby.
Ambrose
O, książkę kojarzę, ale o treści nie widziałem nic. Dzięki więc za informację. Teraz już wiem, że aby po nią sięgnąć, trzeba najpierw wybrać się na jakąś wystawę prac Malewicza. Wydaje mi się, że takie połączenie – czytanie Wichy i oglądanie na żywo obrazów – mogłoby się ciekawie uzupełniać.
pozeracz
Tak, to byłoby połączenie idealne. Ale można też rozważyć intensywne przygotowanie obrazowe z pomocą Internetu.