Czas jakiś temu na blogu panował okres błędów i wypaczeń, okres regularnie publikowanych wpisów… wypełniaczowych. Nie obawiajmy się tego słowa. W przeciągu trzech miesięcy napisałem trzy wpisy około-okładkowe: zacząłem od ulubionych, potem były okropne, a na koniec przedziwne. Nie były to wpisy złe, ale ich natężenie przy trzech wpisach tygodniowo było nieco zbyt duże. Minęły dwa lata, więc uznałem, że mogę sobie pozwolić na kolejny wpis skoncentrowany na okładkach. Tym razem będzie klasycznie, naukowo i fantastycznie.
W komentarzach pod wpisem o okładkach okropnych Silaqui napisała, że „większość „starej” fantastyki miała u nas koszmarne okładki” i jest w tym tylko odrobina przesady. Jednak wędrując po odmętach fantastycznego Internetu, natknąłem się na kilka blogów i zestawień, które zaszczepiły we mnie sympatię do okładek dawnego science-fiction anglojęzycznego. Klasyczne okładki zza kanału lub też oceanu mają dla mnie nieodparty urok – miks pulpy, przesady i absurdu. Czasem napotykałem je w swych lumpeksowo-allegrowych zakupach, ale większość podziwiałem tylko wirtualnie. Z jednej strony nie dziwię się, że dziś takich okładek już nie ma, ale i tak żal mi trochę. Nie mam nic przeciwko graficznemu minimalizmowi, ale czasem warto zajrzeć na przeciwny biegun.
A teraz cieszcie swe oczy…
I jak się podobało? Jak Wy okładki z czasów dawnych, nie tylko fantastyczno-naukowych, wspominacie z sentymentem? A może też macie jakieś lubiane klasyczne okładki science-fiction?
Zanim piękno zniknie z tego świata, będzie jeszcze przez chwilę istnieć jako pomyłka [Milan Kundera, Nieznośna lekkość bytu]
Ambrose
Nie powiem, klimatyczne. „The Ultimate Enemy” oraz „The Santaroga Barrier” mocno kuszą, żeby poznać, co się za nimi skrywa.
Mnie całkiem dobrze kojarzy się okładka książki Zatonięcie Japonii pióra Sakyō Komatsu.
pozeracz
Ha! Też czytałem w tym wydaniu. I w Polsce było nieco ciekawych okładek. Mnie od pewnego czasu zachwyca okładka „Tytusa Groana”: https://static.tezeusz.pl/images/29/29826/2.jpg
Pyza
Ja się przyznaję, kiedyś się strasznie bałam takich okładek ;-). A teraz patrzę na nie z sentymentem, są tak kampowo urocze w większości, że co prawda wciąż trudno na nie patrzeć bez drżenia serca (mówię jako właścicielka tak wydanej Ekumeny Le Guin, co tom, to lepiej), ale jednak i przyjemność jakaś dziwna w tym jest :-).
pozeracz
W sumie to nie dziwię się obawom – zwłaszcza gdy ostrożnie podchodzi się do fantastyki. Zresztą wydaje mi się, że do dziś sztampowe okładki często odrzucają potencjalnych czytelników.
Pyza
Ale właśnie, co jest fascynujące dla mnie dzisiaj, jak patrzę wstecz, ja tę fantastykę czytałam namiętnie wtedy. Tylko starałam się nie patrzeć na okładki ;-).
pozeracz
Ach, czyli jednak. Ja chyba dość szybko się przyzwyczaiłem do przeróżnych okropieństw okładkowych. Dopiero gdy zacząłem czytać, a czasem i kupować, wydania anglojęzyczne, zobaczyłem, że można lepiej, ładniej i niesztampowo.
zacofany.w.lekturze
Frank Herbert to u nas miał pecha do okładek, póki Rebis nie zainwestował 😀 Jeszcze cykl Diuny z Phantom Pressu to jak cię mogę, szczególnie że w tamtych czasach to był mega wypas. Ale taka Gwiazda chłosty to istne cudo 😀
Taki Amber za to dawał na okładki fantastyki randomowe obrazki ze stocka; jak fantasy to mięśniak z mieczem, a jak space opera to lasery na tle galaktyki 😀
pozeracz
Sprawdziłem z ciekawości historię polskich okładek Diuny (http://www.encyklopediafantastyki.pl/index.php?title=Diuna) i nie miała ta seria szczęścia. Phantom Press był bezpieczny, Rebis świetny, ale reszta albo okropna, albo nijaka zupełnie.
Nie tylko Amber tak miał. MAG też lubił przywalić prosto między oczy.
zacofany.w.lekturze
Akurat okładka Iskier była bardzo w klimacie i akurat niezła. Ale Zysk robił to źle, zdecydowanie 🙂
pozeracz
W klimacie to i owszem, ale mi ten ptaszor tam wybitnie nie pasuje. Wygląda dziecięco-plakatowo.
zacofany.w.lekturze
Ornitopter chyba? 🙂
pozeracz
Pewnie i tak. Choć mi się ornitoptery growo utrwaliły: https://i.ytimg.com/vi/-Zm6yinYjYE/hqdefault.jpg
zacofany.w.lekturze
Oj tam. Wyobraźnia niech swobodnie buja 😀
Izabela Łęcka-Wokulska
A okładka vintage Barnesa: https://images.gr-assets.com/books/1449890438l/25912206.jpg
Jest aż do tego stopnia vintage, że w ciuchlandzie wrzucili tę książkę w kosz po złotówce 😉
pozeracz
Ależ świetna ta okładka! Lumpeksów się naodwiedzałem sporo i na pewno na taką okładkę zwróciłbym uwagę.
Justyna W. (Owca z Książką)
A, zgadzam się z Ambrosem, tylko za sprawą okładki chciałabym przeczytać „The ultimate enemy”. I nawet widzę, że na amazonie można ją upolować ^^
pozeracz
O, to czekam na relację 😉 A ta ilustracja pojawiała się jeszcze na okładce któregoś z ówczesnych czasopism. Rzeczywiście robi wrażenie.
Bazyl
Ale przyznacie, że jak Polskę zalała popkultura via Amber czy Phantom, to te stoły z książkami na ulicach miast przyciągały wzrok jak cholera. Ja akurat czytałem na potęgę horrory i tu też się okładkowo – kiczowo działo 😀
zacofany.w.lekturze
Oj tak 🙂 Te złocone litery, wypukłe, te nasycone kolorki, robiło wrażenie 🙂
pozeracz
Dla mnie, nieco później, najbardziej charakterystyczne były te z serii Fantastyka Prószyńskiego. Przeczytałem chyba wszystkie takie w bibliotece.
zacofany.w.lekturze
Też się zdarzały paskudne 🙂
Bazyl
Pamiętam pakowanie bibliotecznych książek w mojej podstawówce w szary papier. Nie sądziło się wtedy po okładce i może to nawet niezłe było 🙂 Albo trafiające się jeszcze od czasu do czasu oprawy introligatorskie z „marmurkowym” kartonem w roli głównej 😀
zacofany.w.lekturze
Szczerze nienawidziłem tego szarego papieru, szczęśliwie w bibliotece osiedlowej w użytku była folia 😀
pozeracz
Bywały paskudne, zdecydowanie. Ale wtedy mi to mało przeszkadzało. Ale za to znalazłem coś na temat: http://www.proszynski.pl/images/media/products//nowelegendy.jpg
A pakowanie w papier też pamiętam i inne podobne. Ciocia pracowała w bibliotece i wszystkie książki w domu nawet mieli jakoś pooprawiane – choć większość raczej estetycznie.
zacofany.w.lekturze
Najciekawsze jest to, że ten peerelowski szary papier był kwaśny i niszczył książki, zresztą też drukowane na kwaśnym papierze.
Agnes
Nie pamiętam dawnych okładek. Podziwiam tych (tak, Qbusiu, mowa o Tobie), którzy z taką swadą wyszukują różności i robią zestawienia. Szacun, serio.
pozeracz
Dzięki. Ale przyznam, że dla mnie to sama przyjemność – nieco czasochłonna, ale i tak.