Mordor z Domaniewskiej. Nieludzka maszyna wysysająca z ludzi ostatki kreatywności. Siedlisko plotek, zdrady i lizusostwa. Hodowla szczurów gotowych stanąć do wyścigu. Siła rządząca światem z cienia. Korporacja. Powszechne rozumienie tego słowa dawno oderwało się od jego słownikowej i historycznej definicji, to i tak pozostaje to słowo klucz. Choć sam uważam, że w aspekcie szaro-pracowniczym i globalnym większość tego strachu ma wielkie oczy, to mam słabość do przeróżnych obrazów korporacji w literaturze science-fiction. Postanowiłem więc resuscytować dawno tu nie widziany wpis przeglądowy i przedstawić w nim najciekawsze wizje korpoprzyszłości.
Choć bardzo kusi mnie, by pisać o Weyland-Yutani, LexCorp czy też Omni Consumer Products, postaram się skupić na wystąpieniach w literaturze. W końcu to blog książkowy – z pewnymi odchyleniami, ale jednak. Nie będę też pisał o korporacjach tak zwyczajnie i po prostu złych – musi być jakiś wyróżnik, coś wyjątkowego. Na sam początek idealnie nada się seria Gamedec Marcina Przybyłka, która jest częściowym odwróceniem motywu. Co prawda w GamedecVerse korporacje tak w zasadzie rządzą światem, z czego nie zdaje sobie sprawy większość obywateli, ale nie są one same w sobie złe. Ze względu na to, że autor uczynił swój świat wolnym od ubezpieczeń, machlojek finansowych i tym podobnych, korporacje odgrywają tu nie tak jednoznaczna rolę. To dzięki nim ludzkość czyni niesamowite postępy technologiczne, a Gorgon Nemezjus Ezra (szef wszystkich korporacyjnych szefów) jest jedną z ciekawszych postaci w całej serii. W CEO Slayerze korporacyjni wierchuszkowie to główni przeciwnicy, ale i tam pojawia się pewien chlubny wyjątek od reguły. Interesującą wariacją jest też porzucony przez Fabrykę Słów cykl Skok 225 Davida Louisa Edelmana, w którym to polem bitwy jest futurystyczna giełda aplikacji, a ścierają się ze sobą nie rządy, a prezesi i programiści. Tutaj to rządy są złe, a korporacje bywają dobre.
Inną formą odwrócenia motywu są korporacje komicznie niekompetentne. Prawa rządzące literaturą sprawiają, że jako niekompetentne można by określić niemal wszystkie fikcyjne korpotwory. Przecież porządna, zła do szpiku kości organizacja bez problemów poradziłaby sobie z jednym odszczepieńcem lub ich grupą. A tak ciągle dostają po nosie lub nawet do upadku doprowadzone zostają. Jednak doskonałym przykładem humorystycznym jest Korporacja Cybernetyczna z Syriusza znana z Autostopem przez Galaktykę Douglasa Adamsa. Dział zażaleń zajmuje w obecnej chwili „wszystkie główne masywy lądowe trzech pierwszych planet w układzie planetarnym Syriusz Tan”, a w dodatku jest jedynym działem, który przynosi zyski. Mottem firmy jest BIERZ I CIESZ SIĘ, herbata z produkowanych przez nich maszyn nie przypomina żadnego płynu znanego człowiekowi, a AI sterujące statkami kosmicznymi są podatne na załamania nerwowe. W przekomicznym świecie serii Thursday Next Jaspera Fforde’a napotkać można nieco bardziej poważną odmianę niekompetencji w postaci Korporacji Goliat. Formalnie firma radzi sobie świetnie – jej produkty są w Albionie wszechobecne, niemalże zastępuje rząd – lecz nie potrafi sobie poradzić z niepokorną panią inspektor. Odpowiedzialna jest też jedną z bardziej groteskowych form kontroli nad pracownikami – każdy zatrudniony przez Goliata ma wszczepiany chip, który zabije go w przypadku próby zdradzenia mrocznych tajemnic.
Po przeciwnej skali znaleźć można zwycięzcę w kategorii skali i przesadności sukcesu, czyli CHAOM z Diuny Franka Herberta. Combine Honnete Ober Advancer Mercantiles kontroluje handle w całym kosmosie. Nie lada osiągnięcie, n’est-ce pas? Trzeba poczynić pewne zastrzeżenie w postaci zależności od Gildii Kosmicznej, która ma monopol na gwiezdne podróże z prędkością nadświetlną, ale i z takim zastrzeżeniem skala sukcesu budzi podziw. Jest głównym źródłem bogactwa we wszechświecie i celem wielu politycznych machinacji. Choć doświadczyła pewnych problemów za rządów Boga Imperatora Leto II Atrydy, ale zdołała przetrwać. Magazyn Forbes umieścił CHOAM na pierwszym miejscu rankingu największych fikcyjnych korporacji. Na drugim miejscu w rankingu znalazło się ACME, a kilka miejsc niżej The Very Big Corporation Of America. Doborowe towarzystwo. Nagrodę za dokonania międzygatunkowe i metafikcyjne przyznać zaś należy korporacji Yoyodyne. Choć V. i 49 idzie pod młotek Thomasa Pynchona do science-fiction trudno zaliczyć, to Star Trekowi przynależności tej odmówić nie sposób. U Pynchona jest to konglomerat wojskowy, w filmie Przygody Buckaroo Banzai. Przez ósmy wymiar przykrywka dla rasy obcych, w serialu Anioł są jednym z klientów kancelarii Wolfram and Hart. Są też odwołania z serialu Sillicon Valley, grze przeglądarkowej Hero Zero czy też powieści Hardwired Waltera Jona Williamsa. Osobną kategorię stanowi Star Trek – ponoć twórcy Następnej generacji byli fanami Buckaroo Banzaia i stąd też liczne odwołania do Yoyodyne Propulsion Systems/YPS, które jednak odkryć można jedynie na stopklatkach.
Korporacje często lądują na stronach książek science-fiction, najczęściej odgrywając role „tego złego”. Na całe szczęście nie brak autorów, którzy potrafią do tego tematu podejść w oryginalny sposób. Trochę też szkoda, że krążący w literackich światach pierwiastek narrativum, który czyni nawet najpotężniejsze i zupełnie pozbawione skrupułów korporacje niekompetentnymi, nie występuje w naszej rzeczywistości. Tu bezduszna skuteczność rzadko przegrywa. Antypatia antypatią, ale i przy głoszeniu, że to korporacje rządzą światem trzeba zachować nieco rozsądku – w końcu największa korporacja świata, Wal-Mart, ma roczne dochody niższe niż PKB Norwegii. Ale, ale… Dość spisków i gabinetów cieni, pora na Was. Proszę o przykłady korporacji, które na Was wrażenie zrobiły.
PS Nawet nie wiecie, ile wysiłku kosztowało mnie by w tytule wpisu nie umieścić słowa „korpofagia”.
Artur postanowił przemówić żelastwu do rozsądku.
– Herbata – zaordynował.
– Bierz i ciesz się – odparła maszyna, podając filiżankę z obrzydliwą cieczą.
Wyrzucił ją.
– Bierz i ciesz się – powtórzyła maszyna, produkując następną filiżankę świństwa.
BIERZ I CIESZ SIĘ to slogan niezwykle efektywnie działającego działu reklamacji cybernetycznej korporacji Syriusza, który zajmuje obecnie trzy średniej wielkości planety i jest jedyną jednostką organizacyjną korporacji, wykazującą się w ostatnich latach stałymi zyskami.
Ułożony z oświetlonych liter pięciokilometrowej wysokości slogan stoi – czy raczej stał – w pobliżu kosmodromu działu reklamacji na planecie Eadrax. Niestety, ciężar liter okazał się tak wielki, że zaraz po ich ustawieniu grunt nie wytrzymał i zapadły się prawie do połowy, wlatując do biur wielu młodych, zdolnych – obecnie niestety zmarłych – specjalistów do spraw reklamacji.
Wystające części liter, czytane w miejscowym dialekcie, tworzą zdanie WETKNIJ GŁOWĘ W ŚWINIĘ, napis nie jest więc oświetlony, z wyjątkiem szczególnych okazji.[Autostopem przez Galaktykę, Douglas Adams]
Obsesyjna
O, mój ulubiony motyw. Korporacje 🙂 No cóż, to fakt, że rządzą światem. Mają wpływ na to co jemy, nosimy, jak żyjemy itp. I co tu się dziwić, że to taki wdzięczny temat dla sci-fi. Aż by się chciało przytoczyć przykłady filmów, ale jeśli chodzi o książki ja od siebie mogę polecić „Kroniki Atopii”.
pozeracz
Hold up, wait a minute. Wpływ na to jemy, nosimy i jak żyjemy ma cała fura różnych osób, organizacji i tym podobnych. Wpływ jedna dużo większy i decydujący mają jednak i nadal rządy. Rządy rządzą. I choć korporacji nie cierpię, jak jasna cholera (jak spotkam natrzaskam po ryju!), to rządy lubię mniej jeszcze. Ale dla SF temat to rzeczywiście wdzięczny.
A co w „Kronikach Atopii” było tak wyróżniającego się?
Dominika Fijał
Niewiele wiem na temat korporacji w literaturze science fiction, więc podjęty przez Ciebie temat pokazał mi coś nowego. Czytałam „Diunę”, inni autorzy są mi znani jedynie z nazwiska, ale dzięki temu przeglądowi będę wiedziała, gdzie szukać. 🙂
pozeracz
A co z korporacjami nie z science-fiction?
Lucjan (Piorun w rabarbar)
Nie science-fiction to przede wszystkim „Krąg” Eggersa (na jego podstawie nakręcono film z Emmą Watson) oraz w dużo mniejszym stopniu „Korponinja” Larsa Berge
pozeracz
No i doświadczenie własne 😉
Ambrose
Głowy bym sobie nie dał za to uciąć, ale wydaje mi się, że w „Trylogii marsjańskiej” Kima S. Robinsona zostało wspomniane, że na ówczesnej Ziemi pozostało tylko kilka państwa – reszta globu była zajmowana przez korporacje. Nie jestem jednak pewien, czy którakolwiek z nich została przybliżona czytelnikowi (w sensie bardziej szczegółowych opisów).
pozeracz
Hmmm… To w sumie dość oryginalna wizja. Raczej napotyka się wizje totalnego przejęcia władzy przez korporacje i zaniku państw albo też cichego przejęcia władzy przy zachowaniu państw. O podejściu mieszanym jeszcze nie słyszałem.
Agnes
Hm. Spore wrażenie zrobiła na mnie wizja korporacji reklamowych z „Handlarzy kosmosem” Kornblutha i Pohla, gdzie walczy się bezpardonowo o każdziutki kawalątek konsumenckiego tortu.
Ciekawa, wróć! przerażająca jest korporacja wykorzystująca klony do niewolniczej pracy, a potem przetwarzająca je w biomasę („Atlas chmur”)
Mniej ciekawa, bo taka „ogólna”, jest korporacja podbijająca kosmos (i wysysająca z niego energię życiową) w „Kroplach światła” Marina. Ale chyba warto się zapoznać, bo jest o buncie przeciw takiej instytucji.
pozeracz
„Handlarze kosmosem” zdecydowanie lądują na mojej liście „do przeczytania”. Jakoś nie trafiła dotąd na mój czytelniczy radar, a widzę, że to wizja iście porażająca.
Aurelion
Miedzygatunkowe przyklady to transgalaktyczna Kolej Pajakow z piecioksiegu T.Zahna (jedyny polski 1szy tom: „Nocny pociag do RIgel”).
Korpo-panstwa z kolei sa obecne zarowno w tomach „The Expanse” (James S.A. Corey), jak i w sadze P. McAuley („Orgody Slonca”, „Cicha wojna”).
pozeracz
Dzięki za wskazanie Zahna – jestem po pierwszym tomie „The Expanse” i na pewno po kolejne sięgnę, a i o McAuley’u słyszałem. Ale za Zahnem się rozejrzę, bo mam słabość do serii wydanych częściowo.
Aurelion
W sumie wszystkie 3 serie sa przetlumaczone na polski tylko w czesci…