Wszelakie zestawienia, podsumowania i tym podobne można uznać za blogowy chleb powszedni i swoisty ratunek wobec końcoworocznego zabiegania. Wymagają one co prawda przemyślenia, przejrzenia i spisania, ale sama koncepcja jest prosta i pomysłowości nie nadwyręża. Jest to o tyle ważne, że dla Pożeracza koniec tego roku to czas namnożenia obowiązków w pracy poprzez namnożenie urlopów nieswoich. Zapraszam więc to autorskiego, pożeraczowego, arbitralnego, refleksyjnego podsumowania roku.
Chcę jednak podejść do tematu w sposób nieco nietypowy – nie będzie żadnych zestawień liczbowych (te można podejrzeć na Goodreads) ani też standardowego top iluśtam (książki czytane są na tyle zróżnicowane, że układanie z nich listy to jak przysłowiowe apples and oranges). Na początek zaserwuję Wam więc parę słów podsumowania ogólnego, a potem zaprezentuję kilka arbitralnie zmyślonych kategorii.
Rok ten był przede wszystkim rokiem Wielkiej Zmiany Czytelniczej. W sierpniu przeczytałem ostatnią książkę do recenzji otrzymaną od portalu. Po kilku latach recenzowania i wielu napisanych recenzjach nadeszła pora na odpoczynek. Recenzowanie portalowe było ważnych i wzbogacającym doświadczeniem – tak pod względem czytelniczym, jak i „pisarskim”. Było też na swój sposób ograniczające – portale, z którymi współpracowałem, skupiały się raczej na fantastyce, mi było ciężko odmawiać sobie kolejnych pozycji, więc kończyło się to brakiem czasu na lektury „własne”, które piętrzyły się gdzieś po kątach. We wrześniu nadszedł skuteczny koniec, nadszedł blog. Do tego była zmiana pracy, zmiana miasta i takie tam.
A czytelniczo? Czytelniczo był to rok dobry, momentami nawet bardzo, ale bez wielkiego szoku i zadziwienia. Jeśli miałbym wybierać koniecznie wielką wyróżniającą się to padłoby raczej na Opowieść podręcznej Margaret Atwood. Powieść prześwietna pod wieloma względami, ale przez liczne rekomendacje i zachwyty sprawiły, że trochę się tego spodziewałem. Ot, trzeba by było kiedyś napisać wpis o oczekiwaniach czytelniczych i ich wpływie na wrażenia z czytania. Głównym wyróżnikiem tego roku był jednak chyba brak słabych książek. Co prawda goodreadsowe gwiazdki to średni system i w ogóle oceny liczbowe mijają się z celem, ale średnio przyznawałem w tym roku 4 gwiazdki, czyli „really liked it”. Nie porwało mnie specjalnie Toromorze Mievilla, a Diaspora Egana chyba nieco mnie przerosła (ale ją przerosła treść), ale poza tym był to rok równego poziomu.
Najlepsza zakończona seria
Cykl Barokowy
Neal Stephenson stworzył trzytomowe tour de force po okresie schyłku baroku i początku oświecenia. Całe zastępy postaci historycznych, mnóstwo ciekawostek, filozoficzne dysputy, niezliczona ilość szczegółów, wielka miłość i skomplikowana fabuła upchnięte na około 3000 stron. Ogrom i kompleksowość tego dzieła może nawet i przerazić, a wiele osób zapewne się odbije dość szybko, ale dla mnie była to fascynująca podróż. W 2016 na pewno zmierzę się z Reamde tegoż autora.
Najlepsza zaczęta seria
Archiwum burzowego światła
Niby oryginalny wielce Sanderson nie jest, niby dzieła wybitne to nie są, ale jest jednak coś w jego prozie, co przyciąga. Zwłaszcza takiego fana opasłych cyklo-tomiszczy, jak Qbuś. Główną zaletą dwóch pierwszych tomów jest to, że wciągają. Trudno się oderwać, bardzo chce się poznać całą historię i odkryć wszelkie tajemnice. Jest tu trochę fantastycznych, zgranych schematów, a tom pierwszy momentami nieco przesadza z ekspozycyjnym zarzucaniem informacjami, ale wiem, że na pewno sięgnę po tom trzeci. Zapewne w oryginale.
Order pofałdowanej kory
Echopraksja
Moim, jakże skromnym, zdaniem Peter watts to autor, który najlepiej potrafi przełożyć naukę na fikcję. Innymi słowy – jest to jeden z lepszych pisarzy science-fiction, z jakimi dane mi było obcować. Naukowo-wykształceniowe zaplecze, intensywne inspirowanie się doniesieniami naukowymi oraz obszerna objaśnienie tych inspiracji wraz z podaniem źródeł sprawiają, że ciekawski Jakub nie przejdzie obok takiej prozy obojętnie. Zwłaszcza, że do tego dochodzi sporo akcji i doskonale budowane napięcie.
Wyróżnienie: Diaspora Grega Egana, która jednak chyba była o próg wiedzy nad mą głową.
Najlepsza w końcu przeczytana
Opowieść podręcznej
Już od czasów studiów słyszałem rozliczne zachwyty nad tą powieścią. Później podobnież – każdy, kto czytał, zachwalał. Przez długi czas odstraszała mnie cena wydania oryginalnego, ale w końcu się skusiłem. Pełny opis wrażeń zawarłem w jednej z pierwszych recenzji na blogu, ale i tu mogę napisać: Atwood stworzyła dzieło (słowo w pełni uprawnione) przerażające, piękne, pełne zabaw językiem i sugestywnych opisów. Pod pewnymi względami dystopia to dość prosta koncepcja, ale kanadyjka wspięła się na wyżyny.
Kurs wolnego czytania
Szczygieł
Ostatnia powieść Donny Tartt nie dorównała Tajemnej historii i zasłużyła sobie na nieco mego narzekania, ale i tak uznaję ją za wartą polecenia. Szczygieł świetnie się do powolnego czytania. Pełna jest pięknych zdań oraz poruszających fragmentów. Potrafi poruszyć i daje do myślenia. Osiemset stron to nieco za dużo, ale tym bardziej nadaje się właśnie na kurs wolnego czytania.
Addendum: Listy Lema i Mrożka, które przecudownie wolno mi się czyta i w tym roku raczej nie skończę.
Postanowienia na rok 2016? W zasadzie brak. Czytać to, na co mam ochotę i czytać dużo. Ale to żadne postanowienia. To konstans. Wiem za to, od czego zacznę czytelnictwo w roku nowym. Żona wyłożyła mi plany poprzez prezenty.
NIE MA NADZIEI NA PRZYSZŁOŚĆ. JESTEM TYLKO JA [Terry Pratchett, Czarodzicielstwo]
Moreni
O, znam to z portalami. Ja zrezygnowałam po cichu jakoś dwa lata temu chyba, bo doszłam do wniosku, że nie bardzo mam już czas i ochotę recenzowć na konkretny termin. Co nie znaczy, że pisanie dla portali nic mi nie dało.
Artwood mam na liście od dawna, ale wiadomo, jak to jest. Nie obiecam sobie, że w tym roku to już na pewno przeczytam, ale na pewno będę ją miała ciągle na liście. A w tym Sandersonie to słyszałam, że sporo fantastycznej fauny jest, prawda li to? (Moreni uwielbia rysować fantastyczną faunę, miałaby pożywkę) I czy coś jest nie tak z tłumaczeniem, że chcesz czytać w oryginale, czy po prostu ciekawość?
pozeracz
Zdecydowanie, tłumaczenie ma jedną wielką wadę – wychodzi później niż oryginał! A tak serio – cykl wydawniczy Anglosasów sprawia, że czasowo wychodzi na to samo niemal. Zanim za kanałami lub oceanami książka stanie się cenowo dostępna, to najczęściej jest już u nas przetłumaczona.
Prawda – fauna jest, jest nawet dziewoja, która tę faunę rysuje.
U mnie terminy same w sobie problemu nie sprawiały – w późniejszych etapach większość książek miałem niezbyt strasznie pilnych.
Silaqui
Dla mnie najtrudniejsze w recenzowaniu dla portali było właśnie ograniczenie czasowe: przez jakiś czas niby pomagało mi to pisać regularnie, ale później presja stała się zbyt wielka. I to nawet nie ze względu na to, że ktoś mi robił wyrzuty (bo nie robił),. a raczej ze względu na mój charakter: nie lubię z niczym zalegać, zawodzić oczekiwań itp.
Tak sobie patrzę na moje podsumowanie i książkowo też miałam raczej dobry rok 🙂
pozeracz
Mam podobnie z tym zaleganiem, ale przy recenzowaniu takim zawsze znałem umiar – mierzyłem siły na zamiary. Recenzowałem sporo, ale nigdy zbyt wiele na raz nie miałem. Czasem miewałem szczotki i czasowe ograniczenia, ale dość rzadko w sumie. Pisałem więc regularnie bezpresyjnie.
Silaqui
Widać u mnie od zawsze z tą regularnością bywały problemy. Dodatkowo, jak się w jednym miesiącu zebrały z cztery pozycje (bo kontynuacje serii/cyklów czy wyczekiwane premiery) to potrafiło być zabawnie 😛
Coś ta Atwood ciągle za mną chodzi: jesteś kolejną osobą, która w ciągu tego kwartału coś o niej wspomina. Czyżby znak od niebios? 🙂
pozeracz
U mnie od zawsze było tak, że robiłem raczej na ostatnią chwilę, ale niemal zawsze robiłem. I w szkole, i na studiach, i z recenzjami. Z recenzjami problemowo było na początku, ale z czasem się mocno ograniczałem i nagromadzeń nie było.
Znak od czytelników, czyli ważniejszy 😉 Ja lubię czasem iść za głosem współmoli, których gustom ufam.
Miłka Kołakowska
Ja stoję dopiero na początku recenzenckiej drogi, ale dla portali piszę tylko czasami, ewentualnie podsyłam własne recenzje, jeżeli regulamin portalu to umożliwia. Czasami są one umieszczane na stronie, innym razem nie. Myślę, że ważny jest w tym umiar i nie branie sobie na głowę setki książek, to nie miałoby sensu. W końcu czytanie ma być przyjemnością, a nie obowiązkiem… Pozdrawiam 🙂
pozeracz
Czytanie to obowiązek względem umysłu 😉 A tak serio – masz rację, umiar jest ważny, bo można sobie wiele obrzydzić. Ja przed recenzowaniem portalowym pisałem jedynie czasem jakieś krótkie notki tu i ówdzie oraz na forum pewnym dyskutowałem. Współpraca z Poltergeistem, od której zaczynałem, nauczyła mnie dużo względem formy. Bardzo sprawnie działała tam redakcja.
Justyna W. (Owca z Książką)
Czas wreszcie odetchnąć z ulgą, co? A cytat końcowy miodzio (:
pozeracz
Cud, miód i ŚMIERĆ. Odetchnę to dopiero po spotkaniu z nim właśnie 😉
Leżę i czytam
A wiesz, że pomyślałam niedawno o Atwood? Żeby do wrócić do jej książek i przeczytać na nowo, w 2016. Pamiętam swój zachwyt sprzed kilku lat, nad „Opowieścią podręcznej”, między innymi. A i Tartt wreszcie czytana będzie.
Widzę, że mijający rok był dla Ciebie czasem sporych zmian. No i początków – bo urodził się blog (mój też przyszedł na cyberświat w podobnym momencie).
Aby nam się czytelniczy constans w Nowym Roku utrzymał! Mnóstwa książkowych cudowności życzę! 🙂
pozeracz
Jednym z moich mini-postanowień jest przeczytanie kolejnej powieści Atwood. Polecasz coś konkretnego?
Tak – blog był jedną z ważnych zmian, ale te życiowe dużo większy wydźwięk miały. Choć tu mało widoczny.
Życzę Ci więc, blogowa rówieśniczko, by czytelnictwo się trzymało, dyskusje toczyły, a serwery nie padały. Howgh!
Leżę i czytam
Właściwie Atwood można czytać „w ciemno”. Dobrze wspominam „Panią wyrocznię” i „Kobietę do zjedzenia”. „Ślepy zabójca” też niezły. Miłego czytania! 😉
pozeracz
Dzięki za polecanki. Jak widać w nowym wpisie Atwood jest na mej liście (nie)konieczności na rok 2016. Coś na pewno wybiorę.
Diana Chmiel
Order pofałdowanej kołdry <3
pozeracz
To autokorekta czy freudowskie odczytanie? 😉
Ambrose
Ha, mnie „Ścieżki północy” także wpadły na czytelniczą listę w charakterze prezentu – powieść wygrałem w konkursie u Owcy. Ciekaw jestem Twoich wrażeń, płynących z tej lektury.
A Peter Watts to autor, po którym bardzo dużo sobie obiecuję, ale jak dotąd nie mogę przemóc się, by po niego sięgnąć. Ostatnimi czasy za rzadko obcuję z science-fiction, co skutkuje tym, że przywykłem to bardzo małych i rzadkich dawek.
pozeracz
Wrażeniami z lektury na pewno się tu podzielę. Zresztą z komentarzy pod pewnym innym blogiem wykiełkowała idea blogowego klubu czytelniczego. Przemyślę jeszcze sprawę i może z czasem coś zaproponuję.
Ach, i znów wychodzi sprawa czytelniczych oczekiwań. Czasem to właśnie tak duże oczekiwania mogą nie tyle zepsuć lekturę, co właśnie odsuwać ją czasie z lęku przed rozczarowaniem.
Wyspy Kultury
Szczygłem trochę się zawiodłam, ale nie powiem, wciągnęła mnie.
pozeracz
„Szczygieł” do „Tajemnej historii” nie dorósł, ale ogółem oceniam go pozytywnie. Choć ogólny szum (nie tylko w Polsce) spowodowany był raczej osobą tak rzadko publikującej autorki.
Dominika Fijał
Miłego czytania w 2016. A żona ma bardzo dobry gust 🙂
pozeracz
Na razie jeszcze kończę czytanie z 2015, ale dziękuję i tak.