Mama umiera w sobotę, zbiór opowiadań Rafała Niemczyka, wydany został kilka miesięcy po narodzinach tego bloga i od tamtego czasu regularnie natykam się na pozytywne recenzje. Książka trafiła więc w orbitę mych czytelniczych zamiarów, ale dopiero niedawno odkryłem, że jest to jedyna pozycja polskiego autora wydana przez czechospecjalistyczne wydawnictwo Afera. Gdy dodać do tego zwycięstwo w konkursie Promotorzy Debiutów, organizowanym przez Tygodnik Powszechny oraz Instytut Książki, trudno mi było nie odpowiedzieć pozytywnie na recenzenckie zapytanie.
Krótkie wprowadzenie streszczające obecne zazwyczaj w tym miejscu recenzji tym razem pominięte zostanie ze względu na naturę tego zbioru. Mama umiera w sobotę składa się bowiem z tekstów różnorodnych zaskakująco. Jest tu więc urzędniczy absurd Kafką niemal trącący, domowy dramat w realnie magicznym zabarwieniu czy też groteskowa niemal wariacja motywu chłopskiego. Jest tu kilka czynników spajających, takich jak rodzina, absurd czy też niesamowitość we freudowskim rozumieniu, ale żaden z nich nie jest uniwersalny ni też nie przeważa. Różnorodność zachodzi także na poziomie stylistycznym. Rafał Niemczyk sprawnie władając językiem, udanie oddaje tak perspektywę chłopca z dysfunkcyjnej rodziny, panikującego mężczyzny, jak i aroganckiego zazdrośnika sprzed ponad wieku. Stylizacja, wyważona archaizacja i swobodne poruszanie się między różnymi gatunkami sprawiają, że ani przez moment nie ma się wrażenia obcowania z prozą debiutanta. Zresztą tak w zasadzie wszelkie wariacje na temat słowa „debiut” można by z tego tekstu wyrugować, gdyż te teksty bronią się same w sobie.
Pozytywne wrażenie potęguje fakt, że w zbiorze nie sposób doszukać się słabego opowiadania. Tytułowa Mama umiera w sobotę to obraz rodzinnego zakłamania i ludzkiej hipokryzji delikatnie podszyty czarnym humorem, a prezentowany z perspektywy indywiduum nieudacznego a odrażającego zarazem. Trup w piwnicy sprowadza Kafkę do szarego bloku i wpędza jednego z jego mieszkańców w paranoję jednym urzędowym nakazem. Teksty te łączy odrobina polskiej, osiedlowej przaśności, a także postać głównego bohatera, który winy doszukuje się wszędzie, tylko nie w sobie. W Ścianie do relacji rodzinnych dołącza element nadprzyrodzony oraz bardzo skutecznie budowane napięcie. To odczucie jest zresztą często odczuwalne w trakcie lektury opowiadań Niemczyka – sprawność językowa sprawia, że bardzo trudno nie wpaść w teksty. Nie mogę odmówić kunsztu nawet Przypadkowi brzydala, z którym to nieco się rozminąłem. Da się tu odczuć ducha Poego czy też Bierce’a, lecz mimo udanej archaizacji nie udało mi się wsiąknąć. Nie do końca zgrywa się tu pierwsza część tekstu z drugą albo też nazbyt rozbudowane zawiązanie osłabia wydźwięk efektownego zakończenia. Niektórym do gustu może nie przypaść niejednoznaczność i brak wyrazistego odczytania Gambina, ale ma słabość do tych właśnie cech poczyniła ten tekst jednym z mych faworytów.
Na osobną pochwałę zasługuje wydawnictwo Afera, które wykonało kawał dobrej roboty. Dawno nie napotkałem książki, która byłaby tak spójna i przemyślana pod kątek graficzno-edytorskim. Od minimalistycznej okładki, poprzez klimatyczne ilustracje Katarzyny Michałkiewicz-Hansen, dobór kroju pisma aż po numerację opowiadań obecną na każdej stronie – wszystko to sprawia wrażenie przemyślanego, z dbałością zaprojektowanego dzieła. Dbałość o szczegół pokazuje zaś pewien detal, który zdawać się może mało znaczący, ale mnie „kupił”, a mianowicie umieszczona na okładce liczba zero zgodna z numeracją opowiadań. Jest to pierwsza książka tego wydawnictwo, którą dane mi było czytać, ale jeśli inne pozycje też są przygotowywane z taką staranności, to każdy bibliofil z przyjemnością ustawi je na swym regale.
Rafał Niemczyk stworzył zbiór, który wymaga od czytelnika uwagi i wysiłku interpretacyjnego. Opowiadania składające się na Mama umiera w sobotę dają do myślenia, a czasem aż proszą się o ponowne czytania. Wydawnictwo Afera przydało zaś tej literaturze bardzo atrakcyjną formę. Nie licząc refleksji czytelniczych, na koniec zostaję z dwoma postanowieniami: wyczekiwać kolejnej książki Niemczyka i zwracać większą uwagę na wrocławskie wydawnictwo.
Serdecznie dziękuję wydawnictwu Afera za egzemplarz do recenzji
Za to szary dzień bywa podstępny. Wydaje się, że kiedy za szybą nie iskrzy, tylko panuje bylejakość, można dopuszczać się zabronionych lub wstydliwych czynów, pozostając niezauważonym. Szarość, deszcz i ponura aura przyciągają ludzi do okien, które stają się bardziej transparentne. Nic nie świeci w oczy, nic nie odwraca uwagi. Tak, szare dni są pożywieniem dla okiennych szpiegów.
Mama umiera w sobotę zawitała też tu:
Czepiam się książek
Ooo, wreszcie coś, co i ja czytałam 😉 Miałam przyjemność poznać „Mamę…” zaraz po premierze. Zapada w pamięć. Też czekam na kolejną książkę Rafała Niemczyka.
Co do konkretnych opowiadań, to zgodzę się, że „Gambino” jest wyjątkowo enigmatyczne, właściwie niewiele odsłania, ale to sprawiło, że dużo o tym tekście myślałam, a w moje głowie powstawały szalone teorie. Planuję do niego wrócić, chyba się wreszcie zmobilizuję 🙂 Natomiast „Przypadek brzydala”, dla mnie świetny. Moje klimaty i tematyka parasobowtórowa, związana z zagadką tożsamości… Masz rację, że opowiadania Rafała Niemczyka to proza na poziomie, dojrzały i dopracowany literacki debiut.
P.S. Ale tego Twojego zdania ni w ząb nie rozumiem, chyba coś zjadłeś 😉
„Teksty te łączy postać głównego bohatera, który widzi doszukuje się wszędzie, tylko nie w nim, a także odrobina polskiej, osiedlowej przaśności”.
pozeracz
Na początek PS: miast „widzi” miało być „winy”. Poprawiłem i do tego przeformułowałem zdanie, by bardziej jasne było. Dzięki za czujność.
Dobra wieść jest taka, że ta nowa na ukończeniu jest. Za miesiąc ma być gotowa pierwsza wersja. Czekam nie aż tak cierpliwie.
Czemu za dużo? Czy to aby czasem nie dobrze?
czytankianki
Pamiętam, że ta książka zezłościła mnie. Po pierwszym opowiadaniu pomyślałam: to już? tylko o to chodziło? Później najczęściej miałam wrażenie, że znam opisywane historie z innych, znacznie lepszych źródeł.
Natomiast całkowicie się zgadzam co do oprawy – pierwsza klasa.;)
pozeracz
Czasem rzeczywiście może pozostać pewien niedosyt, ale według mnie to jeden z tych przypadków, w których jest to celowy zabieg ze strony autora. Podobnie miałem np. w opowiadaniami Wellsa Towera. A co do opisywanych historii – ale było to coś ponad uczucie, że „wszystko już bylo”. Były jakieś konkretne skojarzenia?
Ambrose
Zawartość wydaje się godna uwagi, chociaż główną kusicielką zdaje się być staranna praca graficzno-edytorska. Bardzo cenię sobie takie estetyczne podejście do książek 🙂
pozeracz
Dla miłośników wydawniczej dbałości do gratka podwójna, zdecydowanie.
naia
„Agentka” wielką radość wyraża z faktu, że Pożeracz propozycję recenzencką przyjął i że książka się spodobała – choć że tak będzie, nie miała wątpliwości ;). Ma też małą prośbę, bo jednak ją trochę kłuje w oczy. Czy mógłbyś poprawić nazwę bloga? Nie „tego”, a „całego”. To od „Skarbów świata całego”, polskiego tytułu jednej książki Hrabala. Dziękuję i pozdrawiam!
pozeracz
Heh… Poprawione. Nie wiem, skąd mi się to omsknięcie wzięło. Już sam nie wiem, czy tak mi się nazwa utrwaliła, czy był to czeski (hue hue) błąd.