Niedobory czasowe stawiają człowieka współczesnego przed trudnymi wyborami kulturowymi. To jeden ze smutnych paradoksów (po)nowoczesności: dostęp do dzieł jest łatwiejszy niż kiedykolwiek, ale czasu raczej ubywa miast przybywać. Albo też przepuszczamy go na mózgożrące media społecznościowe. Ten nieco nazbyt poważny wstęp ma uciszyć me sumienie, gdyż nieco winny się czuję, że nadal nie obejrzałem ekranizacji Dennisa Villeneuve’a. Cóż, zawsze są książki, więc oto Mesjasz Diuny.
Minęło dwanaście lat od rozpoczęcia rządów Muad’Diba jako Imperatora. Przyjmując rolę mesjasza Fremenów, Paul rozpętał dżihad, który podbił większość znanego wszechświata. Paul jest najpotężniejszym cesarzem, jakiego kiedykolwiek znano, ale jest nie potrafi powstrzymać rozpoczętej przez siebie krucjaty. Chociaż zginęło 61 miliardów ludzi, prorocze wizje Paula wskazują, że nie jest to najgorszy możliwy wynik dla ludzkości.
Mesjasz Diuny ma jeden bardzo ważny problem: jest kontynuacją Diuny. Cierpi też po części na syndrom drugiego tomu (w długim cyklu). Pierwszy zarzut powinien być oczywisty, ale wyłożę dla pewności. Pierwsza część cyklu jest bowiem uważana za jedną z najlepszych i najważniejszych powieści w historii całego gatunku, a w dodatku bez większego uszczerbku przeszła próbę czasu. Kontynuacja może nie tyle była z góry skazana na porażkę, ale od początku była na straconej pozycji – tak za sprawą mniejszego rozmachu fabuły, jak i koncentracji na rozgrywkach politycznych oraz kosmicznych, politycznych i religijnych rozważaniach Paula. Stawka deklarowana jest bardzo wysoka, ale skala fabularna sama w sobie została zawężona. Warto jednak zaznaczyć, że nie brak też nowych elementów: czytelnicy będą mogli poznać „osobiście” sternika Gildii czy też Tleilaxan, mistrzów zakazanych genetycznych modyfikacji.
Jednak o ile przyczyną rozczarowania delikatnego może być wspomniane porównanie oraz powiązane z tym oczekiwania, to Mesjasz Diuny sam w sobie powieścią jest precyzyjnie skonstruowaną powieścią, którą można określić jako thriller polityczny podlany sosem science fiction. Frank Herbert postawił na przeskok czasowy i zamiast skupiać się na morderczych podbojach armii Muad’Diba przedstawia wycinek czasowy, w którym koncentrują się kluczowe rozgrywki przeciwników Atrydy. Takie zagęszczenie w powiązaniu z niemałą liczbą dobrze napisanych, dynamicznych i czasem wręcz rozstrzygających dialogów (oraz mniejszą liczbą stron) sprawia, że lektura nie dłuży się ani trochę. Jest tak także za sprawą sprawnie budowane napięcia i efektownie efektywnego finału.
Mesjasz Diuny ma też jednak pewne braki. Pierwszy z nich powiązany jest z sednem fabuły –nadnaturalne zdolności głównego bohatera sprawiają, że Herbert musi się niemało nagimnastykować, by stworzyć odpowiednie zagrożenie. Po lekturze zaczyna się kwestionować sensowność pewnych elementów spisków, ale dość szybko dojść można też do wniosku, że były one w zasadzie elementem drugorzędnym. Intrygi napędzają bowiem fabułę samą w sobie, ale kluczowe są tu decyzje protagonisty z pewnym rozdzierającym serce dylematem na czele. Następuje tu też powrót do jakże zasadniczego konfliktu filozoficznego jednostki z ogółem z dosypką z przeznaczenia, religii i rewolucji.
Mesjasz Diuny okazał się być powieścią do pewnego stopnia zaskakującą. Mniejsza skala, porzucenie wątków ekologicznych i nacisk na polityczne spiskowanie mogą rozczarować niektórych zachwyconych Diuną. Jednak po odrzuceniu ciężaru tych porównań pozostaje dobrze napisana, pełna napięcia opowieść o przeznaczeniu i władzy.
Mesjasz Diuny przemówił tam:
Bez względu na to jak egzotyczne stają się cywilizacje, bez względu na ewolucje życia i społeczności oraz złożoność interakcji maszyna-człowiek, zawsze pojawiają się interludia samotnej potęgi, kiedy to losy ludzkości, cała przyszłość ludzkości, zależy od relatywnie prostych działań pojedynczych osobników.
Luiza
A ja już poczyniłam pierwszy krok – kupiłam „Diunę” i planuję przeczytać, może w 2024 roku mi się uda xD
pozeracz
„Najtrudniejszy pierwszy krok,
zanim innych zrobisz sto.
Najtrudniejszy pierwszy gest,
przy drugim już łatwiej jest.”
Ambrose
Ech, „Diuna”. Zaczytywałem się tym cyklem w liceum. Dobrych kilka la później poznałem „Legendy Diuny”. A teraz wypadałoby wrócić do korzeni i odświeżyć sobie tę klasykę w całości. Tylko kiedy znaleźć na to czas?
pozeracz
Krok po kroku… Moim sposobem (jedna część na rok) nie jest to aż tak straszne zadanie.
Andrzej
„Mesjasz Diuny” to precyzyjnie skonstruowany thriller polityczny nasączony sci-fi. Mimo mniejszej skali i braku ekologicznych wątków, Frank Herbert wciąż dostarcza dynamicznych dialogów i efektownego finału. Choć nadnaturalne zdolności głównego bohatera czasem stawiają fabularne wyzwania, intrygi i dylematy protagonisty nadają opowieści głębię filozoficzną. Mimo pewnych braków, powieść wciąga napięciem i fascynującymi rozgrywkami politycznymi, pozostawiając czytelnika z zadowoleniem po lekturze.
pozeracz
A jak oceniasz części kolejne?