Gry komputerowe na blogu niniejszym nie goszczą zbyt często, gdyż – ku ubolewaniu intensywnemu – bliskie gustowi memu gry inspirowane literaturą nie są wydawane zbyt często. No i raczej nie jestem priorytetowym kontaktem wydawców gier. Jak dotąd recenzowałem tylko grową adaptację Filarów Ziemi Kena Folleta. Trzy lata minęły i przyszedł kolejny mail. Tym razem doprowadził do pożeraczowego zagłębienia się w Kafki dziełami inspirowanej gry Metamorphosis warszawskiego studia Ovid Works.
Suto zakrapiana impreza, przebudzenie w nieswoim łóżku, chwilowa dezorientacja. Gregror szybko orientuje się, że przebywa w mieszkaniu swego przyjaciela, Josefa K., z którym to poprzedniego dnia zapił. Jednak kac to dopiero początek jego kłopotów. Po znalezieniu klucza i wyjściu z pokoju okazuje się, że korytarz wygląda obco. Kolejny zaś pokój przyprawia o zawroty głowy rozmiarami obecnych z nim sprzętów. Jednak najgorsze czeka w następnym korytarzu, gdyż dochodzi tam do przemiany. Przerobaczony protagonista musi odnaleźć swą drogę w perspektywą odmienionych pokojach i odnaleźć tajemniczą Wieżę.
Jak na grę literaturą inspirowaną, Metamorphosis może zaskoczyć formą. Jest ona bowiem (uwaga, nadciąga zlepek idiolektyczny) pierwszoosobową zręcznościową przygodówką. Mówiąc zaś w sposób prosty i dla niegraczy zrozumiały: jako rzeczony robak musimy nie tylko zwinnie i chyżo przedostawać się z miejsca na miejsce, ale też czasem pokombinować, jak tę drogę sobie umożliwić lub wykonać jakieś zadanie. Przykładowo: w pewnym momencie musimy obudzić Josefa poprzez uruchomienie budzika, do którego dostępu broni włączony wentylator. Nie ma tu zbierania przedmiotów, nie ma też tzw. moon logic, w większości przypadków wystarczy się dobrze rozejrzeć (co zresztą ułatwia dostępny widok lokacji z lotu ptaka) a odpowiedź rzuci się w oczy. Mechanicznie trudno coś grze zarzucić, ale jest jedno rozwiązanie nieco wątpliwe – otóż nasz robaczy protagonista nie może chodzi po sufitach. Bardzo możliwe, że udostępnienie tej płaszczyzny utrudniłoby twórcom projektowanie poziomów, ale i tak burzy to nieco immersję.
Jeśli zaś chodzi o oprawę graficzną, to mamy tu do czynienia ze zjawiskiem częstym w grach od mniejszych producentów gier, czyli koncentracją na stylu. Metamorphosis stawia więc na pomysły, specyficzną estetykę oraz szczegół. Na początku uwagę gracza przykuwa głównie możliwość przyjrzenia się znanym miejscom, przedmiotom z nowej perspektywy. Książki, pudełka od zapałek, produkty spożywcze – wszystko to sprawia wrażenie odpowiedniego dla czasu i miejsca, a w dodatku cieszy oko w nieoczywisty, retro sposób. Fascynujący bywa też świat insektów, odkrywany w dalszej części gry. Tu twórcy mogli sobie pozwolić na nieco więcej swobody, dzięki czemu gracz odwiedzi klub muzyczny w gramofonie czy całe robacze miasteczko w projektorze filmowym. Są nawet i momenty pełnego odrealnienia: w jednym z początkowym poziomów wędrujemy z psychodelicznym świecie, skacząc po olbrzymich literach rozpadającego się tekstu.
A skoro tekst, to pora napisać kilka słów więcej o obecności w grze prozy praskiego literata. Do pewnego stopnia Metamorphosis można uznać za adaptację Przemiany, lecz opowiadanie stanowi raczej podstawę, punkt wyjściowy dla twórców. Nie muszę tego pisać, ale ku przejrzystości pełnej: w prozie Kafki nie ma Wieży ni też wykonywania zadań dla innych robaków. Za to część „ludzka” nawiązuje do Procesu. Przemykając pomiędzy książkami i półkami, obserwować możemy, jak w mieszkaniu Josefa zjawia się tajemniczy funkcjonariusz, który (nie)oskarża go o coś, lecz nie bardzo wiadomo co, a wszelkie próby wyjaśnienia sytuacji spełzają na niczym. Na wiele więcej nie ma zaś miejsca, gdyż wprawiony gracz da radę ukończyć grą w około trzy godziny. Dzięki temu jednak artystyczna wizja twórców ma okazję wybrzmieć, a nie rozgrywka nie ma czasu znużyć.
Jeśli lubicie prozę Franza Kafki lub też macie słabość do oryginalnych gier przygodowych (i tolerancję dla elementów zręcznościowych), to zachęcam do spróbowania sił z Metamorphosis. Nie jest to może arcydzieło, które odmieni branżę, ale ciekawa stylistyka, poprawna strona mechaniczna i literackie nawiązania umilą wieczór lub w dwa. A w obliczu posuchy na linii literatura -> gry każdego rodzynka warto docenić.
/╲/\╭ºooooº╮/\╱\
Podziękowania dla wydawcy za egzemplarz do recenzji
To animalise is humane, to humanise is animal [Aforyzmy z Zürau]
Hiedra
Chodzimy tymi samymi ścieżkami. Lubię. „Filary ziemi” mam i ja, choć uczciwie przyznaję, że do końca nie przeszłam, bo raczej w nią od czasu do czasu pogrywam niż gram. Przesuwam fabułę mocno powoli. Za to obiecałam sobie, że jak już skończę, to sięgnę po literacki pierwowzór jeszcze raz. A co do recenzowanej „Metamorphosis” to widzę, że na Steamie jest, więc sobie dodaję do listy życzeń, żeby mi nie uciekło. Wszak przecież jesienio-zimą gry szybko się kończą. Pozdrawiam.
pozeracz
Pozdrawiam i ja. A przy okazji zapytam: jakie są Twoje ulubione growe opowieści?
Ambrose
Ha, to naprawdę mile zaskakujące, jak inspirująca potrafi być literatura. Co prawda gracz ze mnie żaden, ale kto wie, może kiedyś zetknę się z „Metamorphosis” 😉
pozeracz
Niby zaskakujące, ale mnie chyba bardziej zaskakuje, że więcej literatury nie ląduje w postaci gier.