Mam wrażenie, że Tadeusz Boy-Żeleński jest jednym z tych autorów, o których uczy się nieco w szkole (kiedyś w liceum, aktualnie nie wiem) i może nawet niektórzy coś czytają, ale potem zostaje w dużej mierze zapomniany. Może gdzieś w facebookowym bąbelku złapie się jakiś trafny cytat, lecz na tym się kończy. Przyznam bez bicia, że tak było i w moim przypadku. Lektura Mitów i zgrzytów zrodziła zaś we mnie przekonanie, że Boya, a tak w zasadzie to jego publicystykę, czytać powinien każdy.
Mity i zgrzyty to zbiór polemik, recenzji i wspomnień, które wyselekcjonował i wstępem opatrzył Jan Gondowicz. Spomiędzy tych publicystycznych perełek wyłania się obraz wielkiego miłośnika literatury, tropiciela ignorancji oraz wroga polskich słabości. Przepraszam najmocniej, ale w tym miejscu pójdę nieco na łatwiznę i skorzystam z przytaczanego z wydawniczym opisie cytatu z „Listu otwartego do pani Izy Moszczeńskiej„:
Igrać z najbardziej uświęconymi pojęciami, z najbardziej czcigodnymi uczuciami, próbować ich siły i szczerości, rozkładać je odczynnikiem śmiechu, prowokować obłudne oburzenia, demaskujące dyskusje, wpuszczać powietrze, ośmielać do myślenia, iżby pośród walących się bałwanów zostało to, co najbardziej jest szanowane, oto zadanie, które chciałbym spełniać wedle sił moich.
Boy sumiennie wypełnia to credo w niemal każdym felietonie. Ostrze swe polemiczne kieruje w stronę krytyków literackich, samozwańczych obrońców moralności z różnych stron politycznej barykady, miłośników skostniałych porządków czy też marnych tłumaczy. Bogate doświadczenie życiowe – wykształcenie medyczne, znajomości w krakowskim światku artystycznym, służba wojskowa, poezja, tłumaczenie itd., itp. – i rozległa wiedza pozwalają autorowi wypowiadać się na różne tematy, a dociekliwość i otwarty umysł pchają go do podważania zastanych prawd. Głównym oponentem Boya-publicysty pozostaje jednak ludzka głupota.
Lektura Mitów i zgrzytów to źródło wielu radości i głębokiego smutku. Zacznę od odczuć pozytywnych. Obcowanie z dowcipem i inteligencją Boya to czysta przyjemność. Miłośnicy literatury docenią rozważania na temat źródeł Wesela i rozmyślania na temat różnych jego wątków, zaglądanie w żywot Mickiewicza i jego związki z towiańszczyzną czy też pochwała kunsztu Fredry. Żeleński potrafi zgrabnie pochwalić i wskazać to, co czyni wielkie dzieła wielkimi, ale jednocześnie podchodzi do nich krytycznie. Publicystyka ta daje także wgląd w problemy społeczne tamtych czasów – autor toczy spory i wykłada swe poglądy na temat szkolnictwa, ingerencji kościoła w politykę czy świadomego macierzyństwa. Świetnie czyta się też felietony pisane głównie ku rozrywce czytelników – jak na przykład przezabawna „Historia pewnych mebli„, która ukazuje nową stronę Wyspiańskiego, czy też „Despota romantyk szuka uczciwej propozycji…” traktujące o gazetowych drobnych ogłoszeniach matrymonialnych. Z humorystycznych „Kurkiew” wyrosła natomiast całkiem poważna debata na temat freudyzmu. Duża w tym też zasługa tego, że Boy lubi bawić się słowem i robi to z wielką gracją. Swoje przemyślenia potrafi przekazać trafnie i dobitnie.
Skąd zaś wspomniany wyżej smutek i to głęboki do tego? Od razu zaznaczę, że nie jest to uczucie powodowane samym tekstem, a raczej refleksją po jego lekturze. Doszedłem bowiem do wniosku, że od czasów Boya w Polsce nie zmieniło się wiele. Za dobitny przykład niech posłuży zdanie zacytowanie przeze mnie na Facebooku: „Wprawdzie nie można powiedzieć, aby przeżycia religijne w Polsce naprawdę zajmowały wiele miejsca, ale tyle spraw przemyca się pod firmą religii, tyle osób czy stronnictw żeruje na niej, że wszystko, co jej tyczy, nabiera wagi”. Brzmi znajomo, nieprawdaż? Do tego dochodzi bałwochwalcze podejście do autorytetów, brak poszanowania dla praw kobiet, szowinizm (z antysemityzmem włącznie) i wiele pomniejszych szczegółów. Liczne przemyślenia i szpile z Mitów i zgrzytów są nadal aktualne, a mam też wrażenie, że niektóre felietony spotkałyby się dziś z jeszcze bardziej zajadłą krytyką. Ale może to tylko moje uprzedzenia.
Tadeusz Boy-Żeleński nazbierał swego czasu całkiem liczne grono wrogów, krytyków i innych mu nieżyczliwych. Jednocześnie otrzymywał liczne głosy poparcia, które potwierdzały jego obserwacje i dostarczały osobiste relacje. Przydałby się dziś taki ostry głos rozsądku, który potrafiłby wykorzystać swój talent poprzez nowe media. Dziś nie brak trzeźwo myślących, lecz przez szum informacyjny przebijają się raczej sporadycznie. Póki co zalecam każdemu dużą dawkę Boya. A tak z nieco innej beczki – brawa znów należą się Dobrym Chłopakom za stylową okładkę.
Serdecznie dziękuję wydawnictwu PIW za przesłanie egzemplarza do recenzji.
Ta niemoralność literatury to jest ciągła walka o prawdę moralną, o szczerość, ciągła czujność przeciw kostnieniu pojęć, przeciw fałszom, które się w nie wciskają, przeciw obłudzie wreszcie.
Andrzej „Kruk” Appelt
Boy wiecznie żywy? Ano tak 😀
Dla czytających „elektrycznie” niezły wybór jest tu: http://wolnelektury.pl/katalog/autor/tadeusz-boy-zelenski/ 🙂 Chociaż „Słówka” jakieś cienkie (?) nie wiedzieć czemu.
Polecam „Brązowników” bo i samo zjawisko ciekawe i bardzo polskie, a do tego jakże aktualne (ta pokusa grzebania w życiorysach w celu poprawiania, zresztą występuje po obu stronach – i tradycjonalistów i ultraliberałów). Cóż, syn zrobił Mickiewiczowi, i nam przy okazji, ogromna krzywdę zniekształcając pamięć po Nim w imię pseudopoprawności.
Inna sprawa to działalność translatorska Boya. Znowu dla „elektrycznych” wybór (powiększający się sukcesywnie) http://wolnelektury.pl/katalog/lektury/boy/ 🙂
Wpadły mi w ręce „Niebezpieczne związki”, w którymś ze współczesnych tłumaczeń (przedtem czytałem jakąś notkę tłumacza, że on to dopiero przetłumaczył, a nie Boy, bo przekład Boya jest stary i zły) i lektura nie sprawiła mi żadnej przyjemności, książka nie mówiła do mnie 😉 Przekłady, czy jak ktoś woli spolszczenia, Boya są pełne życia, pomimo wieku 😀
Znana sprawa, czyż nie? Ja tam zawsze sięgnę po „Kubusia Puchatka” w przekładzie Ireny Tuwim bo jest po prostu piękny, „Fredzia Phi Phi”, mnie nie rusza, kompletnie. Podobnie z „Władcą Pierścieni”. Przekład Marii Skibniewskiej jest Wielki i tyle. I być może przekład pana Łozińskiego jest bardziej poprawny, ale… Dla mnie przekład powinien być na tyle piękny na ile się da i do tego na tyle wierny, żeby nie zniekształcić oryginalnego przekazu autora. Boy tak tłumaczył 🙂 „Najwierniejsze” są oczywiście kalki językowe, mnożące się ostatnio ponad miarę 😉
No i jeszcze „Flirt z Melpomeną”. To powinna być lektura obowiązkowa dla blogerów, książkowych też, tak się powinno pisać recenzje! Wiem trudna sprawa, bo Boy wiedział o czym pisze, a to niełatwe 😛
No i last but no least. Moje poglądy (światopogląd) stoją Boyem właśnie, wyniosłem, kiedyś tam dawno, więcej z jego dzieł niż z opasłych cegieł filozoficznych (etycznych). No i złośliwym chichotem historii jest to, że jego eseje są tak przerażająco aktualne, a nie zanosiło się na to 🙁
pozeracz
O synu Mickiewicza było i w „Mitach i zgrzytach” sporo. Do pewnego stopnia można zrozumieć rodzinny partykularyzm, ale już postawę edukatorów i badaczy niekoniecznie. Edukacja i nauka powinny skupiać się na podważaniu i wątpieniu, a nie stawianiu pomników. Ale dziś szkoła nie uczy krytycznego myślenia. Choć zgodnie z felietonami Boya i sto lat temu nie było wiele lepiej.
Pełna zgoda w temacie tłumaczeń. Staram się do tego stosować też w pracy zawodowej. W przypadku tłumaczeń technicznych o pięknie trudno mówić, ale przerażające momentami jest to, ile osób (także tłumaczy) zapomina o tym, że język angielski i polski mają różne składnie i przepisanie struktury zdania 1 do 1 stworzy sztucznego potworka. Zrozumiałe to będzie, ale krzywe strasznie.
Obecność Boya w „Wolnych lekturach” może być jednym z ważniejszych argumentów za zakupem czytnika. I nie dziwię się, że Boy poglądy formuje. Mi także z nim bardzo po drodze.
Elenoir
Wspomniane wyżej „Niebezpieczne związki” są fantastyczne (zwłaszcza jeśli się lubi osiemnastowieczną francuską powieść epistolarną;)) i nie wyobrażam sobie listów markizy de Merteuil w innym tłumaczeniu: „Ale ponieważ nie wchodziło w grę żadne uczucie, zrobiłam tylko to, co uważałam za potrzebne i odmierzyłam z całą rozwagą dawki nierozwagi”.
Felietony Boya przeczytałam, kiedy mój światopogląd był już dawno ukształtowany, ale również towarzyszyło tej lekturze smutne przeświadczenie, że pewne kwestie sporne i kontrowersyjne sto lat temu, nadal za takie uchodzą. „Dziewice konsystorskie”, „Piekło kobiet”, „Nasi okupanci” – wkrótce będzie je można ponownie publikować w prasie – z drobnymi tylko zmianami – jako komentarz do pseudoustaw uchwalanych przez ten parlament.
pozeracz
Niektóre, niestety, już można. Mam bardzo szczerą nadzieję, że to tylko tymczasowa sinusoida politycznych sympatii wachnęła się w ekstremum swe i niedługo wróci w bardziej umiarkowane strony. Ale wiadomo, jak to z nadzieją bywa.
Niekoniecznie Papierowe
Za czasów, gdy liceum było jeszcze czteroletnie, Boy-Żeleński był traktowany po macoszemu. Czyli był w podręczniku do języka polskiego fragmentami, na pewno w okolicach „Wesela”. Pamiętam, że ogromnie przypadł mi do gustu i kiedy odkryłam u rodziców na półce „Reflektorem w mrok” przeczytałam nadprogramowo. Zgadzam się z Tobą, że znać go powinien każdy.
P.S. Podobną do Twojej smutną refleksję miałam ostatnio przy czytaniu Lema.
pozeracz
Zdecydowanie – liceum czteroletnie to moje czasy i u mnie też Żeleński był ledwo wspominany. Tak na marginesie – to ciekawe, że felieton był wtedy gatunkiem niemal nieobecnym w nauczaniu języka polskiego. A szkoda.
Ambrose
Zacznę od tego, że PIW to w moim odczuciu najlepsze polskie wydawnictwo, jeśli brać pod uwagę historię XX- oraz XXI-wieczną. Oficyna jeszcze niedawno znalazło się na krawędzi niebytu i chwała, że udało się przetrwać ten trudny okres.
„Mity i zgrzyty” przykuły moją uwagę, odkąd tylko otrzymałem subskrypcję z informacją o ich publikacji. Ja Żeleńskiego kojarzę głównie jako tłumacza i z chęcią zapoznam się także z jego twórczością publicystyczną.
A co do smutnych konstatacji, to obcowanie z literaturą tworzoną przez inteligentnych pisarzy, którzy z chęcią zajmują się obserwacją otaczającego ich świata, na ogół kończy się w ten sposób 🙂
pozeracz
Tak w zasadzie to krytyczne obserwowanie świata i bez udziału pisarzy też często prowadzi do podobnych wniosków.
Ja zaś nabrałem ochoty na zapoznanie się z jego tłumaczeniami. Przypuszczam, że mogłem coś czytać nieświadomie, ale ogólnie z literaturą francuską nie miałem wiele do czynienia. Co też jest o tyle ciekawe, że Boy w jednym z felietonów pisze o odwróceniu się Polaków od Francji właśnie.
Książka Do Plecaka
Ciekawe książki czytasz 🙂