Czytanie innych blogów się opłaca i to nie tylko pod kątem rekomendacyjno-polecającym. Nie raz, nie dwa wspominałem o tym, że jakiś wpis zainspirował mnie to własnych poszukiwań i rozpisań. Tak było i w przypadku masek, i tym razem, gdy to prowodyrką stała się Karoliną z przybytku Czepiam się książek i jej tekst o dybukach. Temat mnie zaciekawił, odkryłem istnienie interesująco zapowiadającej się powieści The Warsaw Anagrams Richarda Zimlera i w głowie zakiełkował mi pomysł napisania kolejnego z serii wpisów motywowanych. Minęły dwa tygodnie i motyw opętania przejmuje władzę nad Pożeracza domeną.
Na początek odrobina tła kulturoznawczego. Opętania pojawiają się w bardzo wielu religiach czy kulturach – badania przeprowadzone przez amerykański Narodowy Instytut Zdrowia Psychicznego (NIMH) wykazały, że w 74% z 488 badanych społeczności obecna jest wiara w jakąś formę opętania. Popukulturowo zjawisko to kojarzy się głównie ze swoistym „wrogim przejęciem”, ale opętania dzielą się nie tylko na pomocne i szkodliwe, ale też dobrowolne lub mimowolne. Przykładowo, opisane przez Karolinę dybuki, związane z mistycyzmem żydowskim, to grzeszne duchy przejmujące władzę nad ciałem żywego, które posiadają swój łaskawy odpowiednik: ibbura. Te zawsze mają cele szlachetne i czasem działają w zgodzie z żywymi. Z kolei w folklorze islamskim (choć w Koranie o tym mowy nie ma) pojawia się opętanie przez dżinny, które może powodować choroby, halucynację i agresję. Dzieje się to, gdy dana osoba skrzywdzi dżinna (nawet nieświadomie), przyzwie go lub gdy duch ten zakocha się w człowieku i zechce go poślubić.
Nim przejdę do właściwego omawiania motywu opętania, pozwolę sobie na krótki akapit poświęcony fascynującemu obrzędowi, którego opis znalazłem zbierając informacje do wpisu niniejszego. Otóż lud Urapmin zamieszkujący wyżyny Nowej Gwinei praktykuje opętanie zbiorowe zwane… dyskoteką duchów (spirit disko w Tok Pisin). Mężczyźni i kobiety zbierają się w kościołach, tańczą w kółkach i podskakują, podczas gdy kobiety śpiewają chrześcijańskie pieśni. Melodie zapożyczone są jednak z tradycyjnych pieśni, a słowa są w języku lokalnym (np. Telefol). Sukcesem jest złapanie ducha, co owocuje młóceniem rękami w powietrzu i pędzeniu po parkiecie – po godzinie zaś opętani padają, pieśń się kończy. Potańcówka z duchami kończy się wspólną modlitwą i – jeśli starcza czasu – czytaniem Biblii i kazaniem. Sam rytuał postrzegany jest jako wyrzucanie grzechów z ciała przez Ducha Świętego. Co ciekawe, zwyczaj ten jest nowy dla tego ludu, gdyż rdzennie lud ten nie wierzył w opętanie.
We wpisach motywy tropiących staram się ograniczać do literatury, ale w przypadku tego tematu trudno nie wspomnieć o filmie. Szybko na myśl przychodzi oczywiście Egzorcysta, Martwe Zło czy nawet Ghostbusters (wszelkie wzmianki o pewnym filmie z motywem garncarskim są surowo wzbronione), ale dla mnie pierwszym i najważniejszym skojarzeniem jest W sieci zła (ang. Fallen) z Denzelem Washingtonem w roli głównej. Film ten nie zebrał zbyt pozytywnych recenzji ani też nie zawojował box office’u (nawet koszty produkcji się nie zwróciły), ale mam do niego wielką słabość. Może to wykorzystanie Time is on my side Rolling Stonesów, którym to kawałkiem potem zamęczałem współlokatorów? Może to John Goodman i Keifer Sutherland? Sam nie wiem, ale historia bojów dzielnego detektywa Hobbesa z między ciałami skaczącym Azazelem w pamięć i sentyment mi zapadła.
Opętanie zdaje się przynależeć do domeny horroru, ale i fantasy w różnych odmianach odnaleźć je można. Bardzo rzadko bywa głównym elementem opowieści, ale zdarza się jej dotykać ważne postaci lub być znaczącym mechanizmem fabularnym. Przykładów podawanie zacznę po znajomości, czyli od dwóch z najulubieńszych mych autorów. Pierwszym jest Steven Erikson i jego Malazańska Księga Poległych. W pierwszym tomie tej opasłej serii Kotylion, świeżo upieczony bóg patron skrytobójców, przejmuję kontrolę nad dziewczyną imieniem Żal, by szpiegować armię malazańską. Konsekwencje tego czynu można obserwować przez kolejne tomy i, co ciekawe, samego boga męczą potem wyrzuty sumienia. Zaś w Bramach Domu Umarłych Felisin Paran, osoba z różnych powodów (które za długo by tu wymieniać) staje się wcieleniem bogini S’haik, co z kolei prowadzi do świętej wojny, która ogarnia cały kontynent. Ogólnie w całej serii różne bóstwa lubią wybierać sobie czempionów, których nawiedzają… i dla których rzadko kończy się to dobrze.
Inny z moich fantastycznych faworytów, Feliks W. Kres, powołał do życia Egaheer i w dużej mierze wokół niej rozpisał cykl Piekło i szpada. Byt ten jest o tyle ciekawy, że wymyka się pełnemu zrozumieniu oraz podziałowi na dobro i zło. W pewnym sensie podobny zabieg zastosował Ben Aaronovitch w Rzekach Londynu, gdzie głównym niemilcem jest
Na polskim podwórku motyw opętania sympatią darzy na pewno Jarosław Grzędowicz, który wykorzystał go w kilku swoich tekstach. Opowiadania Obol dla Lilith oraz Pocałunek Loisetty, a także powieść Popiół i kurz zawierają właśnie ten zabieg fabularny. Tutaj zawsze przejęcia dokonuje siła zła, która żeruje na negatywnych emocjach, na bliskości śmierci. Czasem zaś motyw ten odgrywa rolę drugoplanową, pomocniczą. W Kronikach Amberu napotkać można ty’igi, bezcielesne demony żyjące na krawędzi otchłani. Jeden z nich ukończył nawet Uniwersytet Kalifornijski w Berkeley – sięgnijcie po serię, a przekonacie się jak do tego doszło. W Kronikach Thomasa Covenanta Niedowiarka Stephen Donaldson obdarzył głównego złego, Lorda Foula, trzema potężnymi sługami. Herem, Jehannum i Sheol to niemal nieśmiertelne, nienawidzące dobra trojaczki, które niewoliły „stwory lub ludzi, wykorzystując pojmane ciało do realizacji celów swego pana”.
Na koniec, jak zwykle, pora na Was. Pole do popisu macie sporo, bo w tych motywowych wpisach staram się nie pisać o tym, czego nie czytałem. Dlatego też dopiero tutaj napominam o historycznie inspirowanym (oraz zekranizowanym) opowiadaniu Jarosława Iwaszkiewicza, Matka Joanna od Aniołów. Pamiętacie jakieś literackie opętania? A może nawet i te historyczne? Nawet na rozważania teologiczne się nie pogniewam.
Ściągają więc ludzi z nieba w dół, odwodzą od Boga prawdziwego zastępując go materią, wprowadzają w życie zamęt, niepokoją we śnie, potrafią wkraść się niezauważalnie w ciała, gdzie jako przenikliwe duchy, sieją strach, sprowadzają na ludzi choroby, powodując zwichnięcia członków, gdyż chcą przez to zmusić do oddawania sobie czci i stwarzając pozory, że nasyceni dymami dobywającymi się z ołtarzy oraz ofiarami z bydląt wydają się uwalniać od pęt, jakie sami nam nałożyli.
[Minucius Felix, Octavius]
Czepiam się książek
Fascynujące. Kurczę, szkoda, że tak krótko, można by chyba zrobić z tego tematu cały cykl wpisów 😉 „W sieci zła” – uwielbiam ten film. Tak, tak, piosenka Stonesów robi swoje, ten klimacik, chociaż film zmienia jej wydźwięk na bardziej mroczny. Oglądałam kilka razy, a pierwszy jakoś w szkole średniej i pamiętam, że strasznie mnie wkurzyło zakończenie, ten kot, całe poświęcenie na nic… Mam też słabość do filmu „Egzorcyzmy Emily Rose”. Choć zrobiony po hollywódzku, w jakimś stopniu oddaje tragedię młodej Niemki. Czytałam kiedyś książkę dr Ferlicitas Goodman, widziałam też film dokumentalny na temat jej opętania, są tam odtwarzane oryginalne taśmy, które naprawdę jeżą włos na głowie. Ale moje ulubione filmowe „opętanie” to oczywiście Leland-Bob z Twin Peaks. Mistrzostwo. Chociaż o filmie „Possession” Żuławskiego też nie można zapomnieć. Oj, długo można by wymieniać, a temat jest pochłaniający. 😀
P.S. Mam nadzieję, że się nie pogniewasz, że zostawię dwa linki do moich artykułów. Książkowo-filmowy o „Matce Joannie od Aniołów”, o której krótko wspominasz, i filmowy o bardzo nietypowym „Opętaniu” Andrzeja Żuławskiego.
https://film.org.pl/opetanie-possession-zulawski-analiza-interpretacja-adjani
https://film.org.pl/a/ksiazka-a-film-6-matka-joanna-od-aniolow-96384/
pozeracz
Ech, krótko, krótko. Ale taka natura tych wpisów. To za szeroki temat, żeby go wyczerpująco potraktować, a i specem się w nim nie czuję. Stąd też skrótowość.
Za linki się nie obrażę… Mnie w filmie zaciekawiło to, że jest luźno oparty na historycznym wydarzeniu. Idąc zaś dalej, że te odnotowane historyczne opętania dotyczyły właśnie sióstr zakonnych. Najciemniej zawsze pod latarnią 😉
Ambrose
Oj, trudne pytanie zadałeś. W tej chwili do głowy przychodzi mi „Kocham Cię, Lilith” Radka Raka, gdzie pojawia się legendarna pierwsza żona Adama, chociaż nie jestem pewien, czy można tu mówić o opętaniu oraz przeczytane niedawno „Wielkie pustkowie” João Guimarães Rosa. Utwór brazylijskiego pisarza jest o tyle ciekawy, że pierwszoosobowy narrator snujący historię bycia jagunço twierdzi, że zawarł pakt z Diabłem, ale ma poważne wątpliwości, czy owa umowa weszła w ogóle w życie (nie dostrzegł żadnych znaków świadczących o tym, że jego oferta została przyjęta).
P.S.
„wszelkie wzmianki o pewnym filmie z motywem garncarskim są surowo wzbronione” – możesz wyjaśnić, o jaki tytuł chodzi? Rzadko oglądam filmy i przyznaję, że moja znajomość kinematografii to w zasadzie dziura na dziurze 😉
Czepiam się książek
„Wielkie pustkowie” brzmi ciekawie, notuję sobie ten tytuł.
Motyw garncarski… oczywiście „Uwierz w ducha” z Demi Moore i Patrickiem Swayze. To taka „kultowa” scena o erotycznym wydźwięku z równie kultową balladą w tle ;D https://www.youtube.com/watch?v=zrK5u5W8afc
pozeracz
Ech, to jeden z filmów prześladujących lata 90-te 😛
A tak na marginesie marginesu – polecam ostatni odcinek Johna Olivera, w którym to rozmkinia biznes, jaki na naiwnych robią media.
Matka Przełożona
Propsuję użycie Kresa 😉
pozeracz
Kresa wielbię po kres swój.