W swoich wpisach motywy tropiących trzymałem się jak dotąd tematów, które może i czasem zahaczały o fantastykę, ale były głęboko historycznie w literaturze osadzone. Nadeszła jednak pora na chronologiczny skok w czasy nam bliższe i na rozkminę spokrewnioną bardzo blisko z i ograniczoną niemal wyłącznie do fantastyki naukowej. Motyw podróży w czasie początki swe ma co prawda w wieku osiemnastym, lecz rozmachu nabrał prawdziwie w poprzednim stuleciu. Dość jednak wstępów i paplania – pora na sedno.
Początkowo chciałem się skupić na celowych podróżach za pomocą urządzeń przeróżnych, lecz gdy się nieco wczytałem, zdecydowałem o rozpoczęciu od początków nieumyślnych i alternatywnych. Motyw podróży w czasie pierwotnie objawiał się w formie listownej i przypadkowej. W 1733 roku niejaki Samuel Madden napisał powieść epistolarną zatytułowaną Memoirs of the Twentieth Century (ciekawskich [i nadmiar czasu posiadających] zapraszam tu), w której to znalazły się między innymi przyniesione przez anioła stróża listy z 1997 i 1998 roku. W 1771 roku wydana została zaś nowela L’An 2440, rêve s’il en fut jamais, która to stanowi przykład podtypu motywu, który nazwać można poślizgiem czasowym (od angielskiego „time slip”): główny bohater toczy tu burzliwą dysputę z filozofem, zasypia nią zmęczony i budzi się w roku 2440. Myk ten ten znalazł dużo bardziej popularne i do dziś omawiane wcielenie w opowiadaniu Washingtona Irvinga, Rip van Winkle. W tym tekście dwudziestoletnie drzemka prowadzi do przegapienia amerykańskiej wojny o niepodległość. Warto jednak zaznaczyć, że motyw zasypiania na lata długie znany jest w kulturach wielu – od greckiej, przez żydowską aż po irlandzką. Najbardziej znanym przykładem podróży akcydentalnej w kierunku odwrotnym jest zaś Jankes na dworze króla Artura Marka Twaina, który to trafił do szerokiego grona odbiorców.
Motyw podróży w czasie z wykorzystaniem urządzeń mechanicznych został zaś spopularyzowany przez H.G. Wellsa i jego Wehikuł czasu z 1895 roku, lecz on sam napisał w 1888 roku mniej znane opowiadanie The Chronic Argonauts (dostępne w całości dzięki Project Gutenberg), w którym to pewien wynalazca tworzy machinę do temporalnych wędrówek. Rok wcześniej zaś Enrique Gaspar opublikował w Barcelonie powieść El anacronópete, w której to podróż odbywa się w wielkim, żeliwnym pudle napędzanym prądem. W ramach ciekawostki można zaś dodać, że w nieprzypadkowym 1995 roku w ręce czytelników wpadła autoryzowana kontynuacja dzieła Wellsa – Statki czasu autorstwa Stephena Baxtera. Innym wczesnym przykładem współczesnego podróżnika w czasie był niejaki Captain Future, naukowiec i poszukiwacz przygód, którego perypetie opisywane były w pulpowym magazynie jego imienia. Powstało niemal trzydzieści opowiadań z jego udziałem, z czego większość napisał Edmond Hamilton. Do Europy trafił on zaś drogą nieco okrężną, a mianowicie za sprawą anime o tym samym tytule z lat 1978-79.
Jeśli chodzi o motyw podróży w czasie w wydaniach (nieco) bardziej współczesnych, wymienić można kilka głównych jego materializacji. Pierwszym i jednocześnie najbardziej problematycznych pod kątem praktycznym jest paradoks. Odmian ma on kilka i bardzo szybko robi się problematyczny, wymagając czasem niezbyt logicznych przewrotów fabularnych. W opowiadaniu Spróbuj zmienić przeszłość Fritza Leibera powołane do życia zostaje „prawo konserwacji rzeczywistości”, które powoduje powrót losów na z góry wyznaczone tory. Popkulturowo najbardziej znanym przypadkiem jest tu oczywiście seria filmów Powrót do przyszłości, w której to zawsze najbardziej niepokoił mnie niemal romans głównego bohatera z własną matką. Ryzyko wystąpienia kolapsów i innych manipulacji oraz konieczność im zapobieganie wymusić może z powołanie jakieś formy termporalnej policji (pozdrowienia dla pewnego belgijskiego aktora). W Końcu wieczności Isaaca Asimova tytułowa Wieczność istnieje poza czasem i poprzez drobne zmiany ma poprawić stan ludzkości, ale de facto tam też rzeczywistość opiera się zmianom. Swoistą odmianą tego motywu jest temporalna turystyka, czyli wędrowanie w czasie w celach rozrywkowo-myśliwskich, co też wymaga odpowiedniego nadzoru. Można też sobie skoczyć do restauracji na końcu wszechświata, czyż nie?
Przykłady można by mnożyć bardzo długo, zahaczając o kino i telewizję, ale o to wolę zapytać Was, a miast tego podzielić się kilkoma ogólnymi refleksjami w temacie. Otóż według mnie motyw podróży w czasie najlepiej sprawdza się w wydaniach lekkostrawnych oraz/lub humorystycznych. Jakiekolwiek bardziej intensywne rozkminianie konsekwencji temporalnych naruszeń prowadzi bowiem albo do bólu głowy, albo też do szybkiego zdania sobie sprawy z ich nielogiczności. Bez odpowiedniej dawki zawieszenia niewiary czy innego rozszczepiania rzeczywistości na alternatywne wszechświaty po każdej decyzji bardzo bowiem łatwo wpaść w pułapkę. Z tego samego powodu w cenie jest też prostota. Patrząc zaś na sprawę z drugiej strony, z czytelniczej perspektywy, warto potraktować ten zabieg jako kolejny fortel fabularny i zawierzyć autorowi. Stworzenie skomplikowanej, wielowątkowej, głęboko w strumieniach czasu zatopionej opowieści to sztuka nie lada i gratka wyśmienita.
I dlatego też czekam na Wasze przykłady. Ciekaw jestem Waszych ulubionych i wyszydzonych. Ciekaw jestem tych najlepszych i tych najgłupszych. Ciekaw jestem paradoksów i do myślenia dających. Ciekaw jestem powieści, seriali i gier. Te ostatnie dają zresztą najbardziej namacalne sposoby na zabawę z czasem, ale to już temat na inny wpis i innego bloga.
Bo wszystko co przyszłe przeszło tak nagle
A wszystko co przeszłe wydaje się martwe
I pewnie dlatego nie mógł się za siebie oglądać Orfeusz
A jednak to zrobił
I chyba wiem czemu[Bisz, Niemożliwość pożegnań]
tanayah
Mam skojarzenie dość dalekie od Twoich typów, ale jak najbardziej książka ma motyw podróży w czasie, bardzo zresztą ciekawej. Główny bohater w sposób niekontrolowany takich podróży doświadcza. Swoją przyszłą żonę, Clarę, spotyka w wieku 36 lat, gdy ona jest małą dziewczynką. Potem bywa od niej młodszy i starszy, bo Clara dorasta „normalnie”. Literatura obyczajowa z niebanalnym wątkiem romansowym, a mowa oczywiście o „Żonie podróżnika w czasie” (alternatywny tytuł: „Miłość poza czasem”) A. Niffenegger.
pozeracz
Czytałem swego czasu trochę o tej powieści i nawet swego czasu zakupiłem w lumpeksie „Her Fearful Symmetry”, ale od daaaawno jakoś nie mogę się zabrać za lekturę.
Ambrose
Myślę i myślę, i ciężko mi o przykłady z klasycznym wątkiem podróży w czasie. Ale czytałem dwie książki („Powrót z gwiazd” Lema oraz „Cylinder van Troffa” Zajdla), gdzie wykorzystywany jest motyw dylatacji czasu. Stąd bohaterowie odbywają swoistą podróż w przyszłość.
pozeracz
A przykłady filmowe?
Luiza
„Otóż według mnie motyw podróży w czasie najlepiej sprawdza się w wydaniach lekkostrawnych oraz/lub humorystycznych.” – coś w tym jest. Zwłaszcza gdy ogląda się anime o podróżowaniu w czasie, np. „Steins;Gate” czy „reLIFE”, że tak wtrącę nieksiążkowo i niefilmowo.
pozeracz
A jakieś poważniejsze też kojarzysz?
Luiza
Hm. Trudna sprawa, bo żadne anime pod tym względem mnie nie usatysfakcjonowało, żebym mogła polecić. Albo były lekko humorystyczne i całkiem niezłe, dobrze się je oglądało (vide: wymienione przeze mnie wcześniej „reLIFE”, „Steins;Gate”, ale tylko pierwszy sezon i bez dodatków w postaci wymyślnych filmów, czy „Noein”, „Boku dake ga inai machi”), albo rozczarowywały zupełnie (np. „Mirai no Mirai”).