Bywam przekorny z przekąsem, więc do głowy wpadła mi myśl taka: „jakiżże może być lepszy temat na okres okołoświąteczny niż… szatan?”. Nie dość, że temat to literacko diabelsko ciekawy, to i na pewien pokrętny sposób z Bożym Narodzeniem przecież powiązany. Nie ma bowiem dobra bez zła, Jezus miał swego kusiciela, a piekło pana swego mieć musi. A tak przyziemnie i osobiście, anioł Edomu to figura wysoce atrakcyjna oraz jako archetyp często i ciekawie powracająca. Zaznaczam też, że motyw szatana potraktuję szeroko i wybiórczo zarazem.
Nim do wstępu faktograficznego przystąpię pozwolę sobie zaznaczyć, że ze względu na ogólność oraz znaczne nachodzenie na siebie, szatan z diabłem będą tu występowali zamiennie. Niecny ten osobnik zwany początkowo był Helelem lub też Lucyferem. Pierwsze pochodzi z hebrajskiego i ma być imieniem anielskim, które tłumaczone bezpośrednio oznacza „jaśniejącego”, a metaforycznie „gwiazdę zaranną”. Drugie imię to łacińskie tłumaczenie z hebrajskiego, które oznacza „niosącego światło”. Zwany był też Samaelem (znów anielskie imię oznaczające z hebrajskiego „truciznę Boga”), Belzebubem (czyli „Władca much”), Iblisem, Księciem Ciemności itd., itp. Imion ma legion, a i cechy różne oraz powracające. Bardzo często bywa zmiennokształtnym, zdolnym przybrać formy przeróżne – ludzkie i niekoniecznie – ale forma prawdziwa (choć głównie telewizyjno-kreskówkowa) to wielki, czerwony diaboł. Lubuje się w targowaniu się o ludzkie dusze, a w wydaniu współczesnym korzysta z kulturalnego dobytku ludzkości i jawi się jako czarujący, wyrafinowany i zamożny mężczyzna. Robert Muchembled w Dziejach diabła pisze zaś, że na soborze w Toledo w 447 roku opisano go „[…] jako istotę wielką i czarną, rogatą, pazurzastą, z oślimi uszami, z roziskrzonymi oczyma i zgrzytającą zębami, wyposażoną w dużego fallusa i wydzielającą siarczany odór[…]”. Bardziej ciekawie i ogólnie o postaciach diabelskich pisał Maximilian Rudwin w książce Diabeł w legendzie i literaturze:
[…] Diabeł jest równie stary jak sam człowiek. Może on być wywodzony z animistycznej koncepcji Natury, dostrzegającej za naturalnymi zdarzeniami aktywne, twórcze duchy. Dla człowieka pierwotnego myślenie o siłach Dobra i Zła oznaczało ich personifikację. Dobre wydarzenia przypisywał on dobrym duchom, złe zaś – duchom złym. Na późniejszym etapie rozwoju myśli ludzkiej demony stojące za dobrymi czynami podporządkowane zostały dobremu bóstwu, a demony stojące za złymi czynami podporządkowano złemu duchowi. […] Szatan jest więc wcieleniem ludzkiego szaleństwa. Ludzki umysł padł ofiarą własnego strachu.
Nim przejdę do wątków artystyczno-literackich, podzielę się jeszcze wesołą ciekawostką jurystyczną. Otóż w 1971 niejaki Gerald Mayo wniósł z powództwa cywilnego pozew przeciwko Szatanowi i jego sługom, którzy to mieli w celowy sposób przeszkadzać pozywającemu. Sąd w swoim oświadczeniu nie zaprzeczył istnieniu Kusiciela, ale prawdopodobieństwo jego obecności w zachodnim dystrykcie Pennsylwanii było niskie. Jest to najprawdopodobniej jedyna upubliczniona w USA sprawa sądowa, która dotyczy Szatana. Jednak motyw szatana znacznie bardziej interesujący jest literacko. Początki czystobiblijne pozwolę sobie pominąć i od razu przejdę do pewnego ważnego duetu: Philipa Marlowe’a i Johanna Wolfganga von Goethego. Tragiczna historia życia i śmierci doktora Fausta oraz Faust to dwie główne wersje przypowieści o łaknącym wiedzy doktorze, która to interpretowana była także na scenach literackich i operowych. Marlow skorzystał z XVI-wiecznej mody na wszystko co magiczne, a sama opowieść z czasem wpisała się w antykatolicką retorykę protestantyzmu. Co ciekawe, początkowo Mefistofeles był tylko szatańskim sługą, a dopiero Goethe dał mu awans.
Bliska mi edukacyjnie Anglia motyw szatana wykorzystywała literacko w zasadzie od swych językowych początków. Już formacyjne dla języka (średnio)angielskiego Opowieści kanterberyjskie ukazują frywolną stronę Samaela: w prologu do opowieści woźnego zakonnik trafia do piekła i zauważa, że nie ma tam żadnych innych braciszków. Na to Szatan odpowiada mu, że są ich tam miliony, po czym podnosi ogon i wskazuje, że żyją oni w jego odbycie. Wybornie, czyż nie? Nieco bardziej poważne podejście do tematu wykazał natomiast William Blake, którego akwarele zdobią wpis niniejszy. Poeta uważał go za wzór buntu przeciwko niesprawiedliwej władzy i czynił go bohaterem wielu swych dzieł. Najbardziej znanym z nich jest Małżeństwo Nieba i Piekła, w którym to Książę Kłamstwa przedstawiony jest jako buntownik doskonały, wcielenie ludzkich emocji i uosobienie wolności od rozsądku oraz władzy.
To zresztą jest jedna z ciekawszych odmian tego mitu, w którym to Szatan zły wcale nie jest, a do czego często zły jest Bóg. Po środku tej osi tkwią zaś dwaj inni Albionu mieszkańcy, Terry Pratchett i Neil Gaiman, którzy w Dobrych omenach siły Nieba i Piekła, reprezentowane przez Azirafala i Crowleya, koniec końców nie różnią się za bardzo od siebie. Sam Much Władca nie pojawia się tu cieleśnie, ale epizod ma zabawny. W intrygujący sposób diabelski motyw wykorzystał zaś Arthur C. Clarke w Końcu dzieciństwa. Będę za momencik spoilerował, więc niechętnych temu procederowi proszę o przekroczenie do akapitu następnego. Otóż Szatan się w powieści tej nie pojawia w sposób bezpośredni – przybywający na Ziemię obcy wyglądem przypominają średniowieczny obraz diabła właśnie. Jest tak, gdyż wyciąganie ludzkości na wyższy stopień ewolucji było dla naszej rasy tak traumatyczne, że wbrew prądowi czasu wpłynęło na ludzką podświadomość, formując diaboliczny archetyp.
By przekonać się, jak popularny pod kątem popkulturowym jest motyw szatana, wystarczy rzucić okiem na (zapewne niepełną) listę na Wikipedii. W pewnym momencie różne wersje historii o układzie z diabłem (lub inną istotą grającą jego rolę) i jego konsekwencjach stanowiły kanwę połowy opowiadań wysyłanych do Anthony’ego Bouchera, redaktora czasopisma The Magazine of Fantasy & Science Fiction. Tu podrzucę trzy wystąpienia szatańskie, już nie czysto książkowe. W swoim Kole czasu jako głównego złego, po delikatnej zmianie pisowni, Robert Jordan wykorzystał Shai’tana, a jego generałów obdarzył imionami szatańskimi właśnie. Natomiast ostatnie dwa przykłady pochodzą z pogranicza: są znane głównie z adaptacji filmowej, ale oparte są na powieściach. Adwokat diabła to świetna adaptacja z Keanu Reveesem i Alem Pacino, ale i powieść Andrew Niedermana o tym samym tytule. Tutaj diabeł jest przebiegle kuszący i podstępnie korumpujący, a całość jest metaforyczna, choć niezbyt subtelnie. Dziecko Rosemary to film (ech) Romana Polańskiego oraz powieść Iry Levine’a. Jest to jeden z tych filmów, które obejrzałem zdecydowanie za szybko i przeraził za młodu mnie do imentu.
Ostatni akapit wpisów z tej serii jest wysoce przewidywalny. Cóż bowiem mam poczynić, jak nie spytać Was o Wasze diabły, demony i szatany? Może legiony Kossakowskiej? Tradycyjny Twardowski? Transformujący Sapkowski? Do dzieła!
Wąż to piekielny, którego złośliwość,
Karmiona zbrodnią i zemstą — uwiodła
Matkę ludzkości; który dla swej pychy
Strącony z niebios z tłumem zbuntowanych
Swoich aniołów. — Przez nich on zamierzał
Sam zasiąść w chwale ponad towarzysze,
Ufny, że z Panem zrówna się Wszechmocnym,
Gdy mu wytoczy bój; w zuchwałym celu[John Milton, Raj utracony – tłum. Antoni Lange]
P.S.
Jeden z moich ulubionych tematów 🙂 Pare dni temu porządkując przed końcem roku książki odgrzebałam „Genezę Zła” Przybyszewskiego i pożegnałam sie z nią. Pamiętam jaka byłam rozczarowana odkrywając w trakcie lektury , ze nie ma w niej nic nowego, czego już wcześniej nie czytałam np u Karla Kiesewettera. Mimo to trzymałam ją jeszcze 20 lat..
Za to nigdy nie pozbędę się „Là-Bas” Huysmansa, to była miłość od pierwszego czytania..
Z świątecznymi życzeniami
pozeracz
O, zajrzenie pod podszewkę, ciekawie. A co w takim razie Karla Kiesewettera byś polecała?
P.S.
Jeżeli interesujesz sie historycznym ujęciem okultyzmu i chcesz poznać niemieckiego autora, po którego kompendium sięgnął nie tylko Przybyszewski, to tak;) To dobre podsumowanie XIX wiecznej wiedzy w tym temacie.
Pozdrawiam już 100% świątecznie
PS Od jakiegoś czasu kobietom lamie serca Tom Ellis, który wcielił sie w role Lucyfera:) A ta droga wiedzie znowu do Neila Gaimana..
pozeracz
Niektóre popkulturowe drogi przypominają wstęgę Möbiusa 😉
Historyczne ujęcie okultyzmu nie należy do mego kręgi zainteresowań, ale ze mnie ogólnie jest bardzo ciekawski człowiek i lubię czasem sięgnąć po coś z zupełnie innej beczki. A temat intrygującym być się wydaje.
P.S.
A czytałeś „Yokai” Michaela Dylana Forster? Kupiłam kiedyś te książkę w Polsce i nie mogłam sie do niej oderwać… yokai sa wszędzie..po tej lekturze nie będzie cie już dziwić, dlaczego czasami niknie ci parasol.. 😉
Wspaniałego czytelniczego roku 2020!
pozeracz
Nie, nie czytałem. O samych yokai czytałem na pewno gdzieś parę razy, ale samej książki nie.
Wzajemnie!
Ambrose
Mnie bardzo podoba się motyw diabelski w Legendach Polskich Allegro. Krótkometrażowe filmiki robią wrażenie, chociaż prawdziwym mistrzostwem jest „Wywiad z Borutą” autorstwa duetu Łukasz Orbitowski i Michał Centarowski. Polecam w wersji audio z Krystyną Jandą i Tomaszem Drabkiem.
Ambrose
Przypomniało mi się jeszcze, że Czerwony smok z przywołanego przez Ciebie obrazu Blake’a odgrywa kluczową rolę w powieści Thomasa Harrisa o takim właśnie tytule (tj. „Czerwony smok”) ze sławetnym Hannibalem Lecterem.
pozeracz
A słuchałem nawet rzeczonego wywiadu, słuchałem. Poczyniłem to przed wywiadem z Michałem Cetnarowskim i podobało mi się bardzo.
A Harrisa znam, niestety, tylko z filmowych adaptacji i w zasadzie tylko pierwszych dwóch. Ale na jego ślad natknąłem się właśnie w trakcie blake’owych poszukiwań.