Pierwszy raz od pewnego czasu mam w swym blogowym harmonogramie okienko na wpis nieco bardziej spontaniczny (w odróżnieniu od recenzji czy od dawna planowanych podsumowań). Mam kilka wpisów na fazie pomysłu, ale ten akurat jest wpisem reakcyjnym po dopiero co opublikowanej recenzji meekhańskiej. Jednym z niewielu zarzutów wobec świetnego otwarcia cyklu było nieco wykorzystanie wariacji motywu zwanego „kobieta w lodówce„. Kwestia tego motywu i motywów w ogóle zatruła mi myśli na czas jakiś, więc postanowiłem się podzielić moimi refleksjami i egzemplifikacjami.
Na początku przyznam szczerze i może nieco niepotrzebnie, że pisanie tego wpisu sprawia mi pewien dyskomfort ze względu na nieufność do słowa „trop”. To tłumaczenie angielskiego „trope” za bardzo pachnie mi kalką językową, a do tych odczuwam niemała antypatię. Jest jeszcze „topos” i są „klisze„, ale pierwsze słowo ma znaczenie szersze, a drugie ma wydźwięk pejoratywny. Wybaczcie mi więc z góry nadmierną liczbą powtórzeń słowa „motyw„. Ale, ale. Czym w ogóle jest ten motyw?Jest to jeden z tych terminów, który każdy rozumie z rozpędu, ale już samodzielnie zdefiniować go nie jest tak łatwo. Na szczęście na ratunek przybywają słowniki, które w kontekście literackim z motywu czynią „najmniejszą cząstkę tematyczną w utworze literackim„. Definicję tę można bez problemu rozszerzyć na inne formy sztuki, a ostateczną formą tego rozszerzenia jest strona TvTropes.
Wspomniana strona nie jest może szczytem akademickim rzetelności ani też nie wyczerpuje tematu, lecz potrafi nie tylko pochłonąć na długie godziny niczego niespodziewającego się odwiedzającego, ale też doskonale pokazuje, że motyw jest wszechobecny, niemal wszystko jest motywem (czyt. gdzieś już było), a motyw sam w sobie zły nie jest. Co prawda niektóre motywy są tak zgrane, że wpadają do worka z kliszami, a bardzo dużo zależy od autorskiego wykonania, ale i tak część z nich bardzo rzadko ląduje w dziełach przedniej jakości. Te ostatnie irytują niezmiernie i niezmiernie przy napotkaniu, a nielichego kunsztu potrzeba, by z nich coś wycisnąć. Jest jednak pewien pożytek i z tych najbardziej drażniących – można je bowiem wywrócić, zdekonstruować oraz/lub podkopać. Takie odwrócenie czytelniczych oczekiwań to literacki smaczek lubiany przez Pożeracza.
Poniżej ku ilustracji, irytacji i fascynacji znajdziecie trzy przykłady…
KOBIETA W LODÓWCE
Pierwszy punkt inny być nie mógł. Termin „Women in Refrigerators” ukuła pisarka Gail Simone, a następnie utworzyła witrynę o tej samej nazwie. Wszystko zaczęło się od okołokomiksowych rozmów ze znajomymi i 54-go zeszytu Green Lantern, którym tytułowy bohater znajduje zwłoki partnerki wciśnięte do lodówki. Było to punktem wyjściowym, który posłużył do stworzenia listy kobiecych postaci, które zostały zabite, pozbawione mocy lub w inny sposób okaleczone tylko po to, by główny bohater mógł wziąć się za zemstę i by fabuła ruszyła do przodu. Innymi słowy „kobieta w lodówce” pojawia się w danym dziele tylko po to, by zginąć motywacyjnie. Interpretacja feministyczna jest tu zasadna, ale nie wyłączna, przykładem na co jest wspomniany we wstępie wątek z pierwszego tomu serii meekhańskiej. Trzeba też przyznać, że taka śmierć często daje początek ciekawym, ważnym wydarzeniom (patrz: śmierć Gwen Stacy).
TO BYŁ TYLKO SEN
Tytuł oczywistym być powinien, ale dodam dla formalności, że chodzi o taką woltę fabularną, która obraca pozostałe wydarzenia lub ich część w sen, wirtualną rzeczywistość lub inną ułudę. Od razu zaznaczę, że odmiana końcowoksiążkowa ma całkiem sporo przykładów kreatywnego (Incepcja) czy też poprawnego wykorzystania (Wydarzenie na moście Owl Creek Ambrose’a Bierce’a). Poprawne wykorzystanie to takie, w którym odbiorcy daje się szansę na odgadnięcie tej wolty, a nie wyciąga się nią z… kapelusza na koniec. Znacznie częściej irytacje wywołują zaś krótkie sekwencje wciskane gdzieś w środek fabuły – cechują w tym zwłaszcza przeróżne kiepskie komedie. Karygodnie marnym zabiegiem i przykładem pójścia na łatwiznę jest też stwierdzenie w kontynuacji, że snem były wydarzenia z poprzedniej części.
ŻURAW I CZAPLA
On chce, a ona nie. Mija czas. Ona chce, a on już nie. Pomiędzy, w trakcie, przed i potem schodzą się ze sobą i z innymi, kuszą i nęcą, napięcie rośnie, a widz dostaje białej gorączki. Sztandarowym przykładem są tu Ross i Rachel z Przyjaciół – mam lekki sentyment i słabość do tego serialu, ale akurat perypetie tej pary irytowały mnie niepomiernie. Motyw ten jest jednak przeraźliwie nadużywany we wszelkich serialach romantycznych, zwłaszcza tych polskich. Bywałem nieszczęsnym i bezwolnym współwidzem dzieł pokroju Magdy M., BrzydUli i innych cudów polskiej kinematografii małoekranowej i małopolotowej. Zresztą motyw ten działał mi na nerwy nawet w wydaniu Marii Vargas Llosy. W Szelmostwach niegrzecznej dziewczynki miałem jednak uczucie, że to autor świadomie wykorzystuje ten motyw, by trafiać w me czułe struny i by mnie trafiała cholera.
Pisanie tego wpisu było istną szkołą trzymania w ryzach mych dygresyjnych skłonności, gdyż każdy motyw zahacza o inny motyw, a ten o jeszcze kolejne. Czytając o jednym, wpada się na inny, o którym chciałoby się też napisać, bo przecież kiedyś tak wkurzył. Udało mi się jednak stłamsić te zapędy, ale skompensuję sobie na Was. Bardzo ładnie o intensywne podzielenie się własnymi przemyśleniami i kandydatami. Które motywy najbardziej Was irytują? Czy są jakieś, których nigdy nie widzieliście w dobrym wydaniu? Jakie najciekawsze przykład odwrócenia motywu napotkaliście?
Bo nic się tak nie powtarza jak ekscentryczność, oryginalność. [Tadeusz Boy-Żeleński, w posłowiu do własnego tłumaczenia Ubu Król czyli Polacy]
Dominika Fijał
Przez te dygresje, teraz się zastanawiam, czy kurczak w mojej lodówce jest kobietą? Co do powracających motywów i schematów, to bardzo lubią je dzieci – czy w książkach, czy w filmach, ponieważ wiedzą czego mogą się spodziewać. Ale w wersjach dla dorosłych taka nachalność może męczyć i odpychać (a z pewnością lekko odmóżdża).
pozeracz
Pewnie, że jest kobietą. W przeciwnym wypadku byłby przeca kogutem 😉 Wydaje mi się, że z dorosłymi jest podobnie. Człowiek ogólnie woli wiedzieć, co go czeka niż żyć w niepewności. Wiadomo, że w literaturze można sobie pozwolić na większa odwagę w tym temacie, ale z kolei twórcy mogą ten mechanizm wykorzystać do zwodzenia czytelnika z jego oczekiwaniami.
Andrzej „Kruk” Appelt
No ale bez motywów nie ma literatury? Ta nieszczęsna „kobieta w lodówce” to oczywiście powód do zemsty. Wyjątkowo paskudny, to fakt, ale też trochę oklepany …i stary jak świat. Mściciel to oczywiście archetyp, zemsta za śmierć kogoś niewinnego, a bliskiego bohaterowi, to już topos. Za to dobór poświęcanej postaci i rodzaj śmierci to już niestety wola autora.
Z drugiej strony, taka powtarzalność to jednak norma. Ważne jest to, jak autor wykorzystuje archetypy i toposy, o ile jest tego świadom oczywiście 😀
Dlatego nie do końca się z Tobą zgadzam. Te motywy, które podałeś moim zdaniem to są toposy, czy może dokładniej, można znaleźć odpowiadające im toposy. Za to wykonanie to oczywiście inna sprawa, szczególnie jeżeli chodzi o motyw „żuraw i czapla”. Tu jednak najczęściej mamy do czynienia z kliszami i to wyjątkowo podłej jakości.
Oczywiście zdajesz sobie sprawę, że czytanie w trybie „tropiciela tropów” jest wyjątkowo uciążliwe 😉 Bo widzę, że masz taką samą przypadłość jak ja, wszystko zaczyna się powoli kojarzyć ze wszystkim pod tytułem „gdzieś już to czytałem”. Oczywiście, to skutek oczytania, szczególnie czytania klasyki.
pozeracz
Oczywista to oczywistość, że bez motywów nie ma literatury. Innej sztuki też nie. Nawet gdyby komuś jakimś cudem udało się stworzyć dzieło bez motywów, to utworzyłby motyw braku motywów. Nie ma ucieczki.
A co do „kobiety w lodówce” – owszem, ten motyw bardzo mocno wiąże się z archetypem mściciela, ale w przypadku tego motywu bardziej chodzi o ofiarę. Chodzi o to, że dana postać jest wprowadzana do fabuły tylko po to, by zginąć. Chodzi o takie przedmiotowe traktowanie różnych postaci. Nie każda niewinna ofiara wpadnie w tę kategorię. Wiąże się to zresztą z tym, o czym piszesz – wszystko zależy od wykonania i świadomości.
Zdecydowanie, trybu tropiące nie da się wyłączyć, więc staram się do spożytkować na tyle, na ile to możliwe. Momentami może być nieco męczący, ale z drugiej strony jest chyba nieodłącznym elementem wnikliwego czytania.
Andrzej „Kruk” Appelt
OK! Obyśmy nie popłynęli w rozważaniach 😉
Jasne, oprócz archetypu mściciela, jest archetyp niewinnej ofiary (pojemny jak Ocean). Nie muszą współistnieć w utworze. Tu zgadzam się w pełni. Mściciel musi mieć powód do zemsty, no dobrze, czasami urojony. Autor może wprowadzić do utworu postać przeznaczoną do zabicia, jego sprawa.
Cały dowcip, moim zdaniem, polega na tym, że ten motyw można wykorzystać na wiele różnych sposobów. Sam w sobie motyw jest obojętny, ale autor może posunąć się do perwersji (tortury, gwałt, eksponowanie brutalności) co tworzy z tej postaci trzecioplanową figurę, przykrywając w gruncie rzeczy jej prawdziwą rolę – powodu do zemsty!
Tak mi się przypomnieli „Trzej muszkieterowie”. Przecież śmierć Konstancji Bonacieux daje d’Artagnanowi powód do zemsty, ale rozegrane jest w sposób o wiele bardziej subtelny, a jej postać wcale nie robi wrażenia „kobiety z lodówki”!
Reasumując, ten motyw, jak i każdy inny, może mieć wcale ciekawe rozwiązania, może nie być banalną „kliszą”, wszystko zależy od autora.
Oczywiście najśmieszniejsze jest to, że się zgadzamy, chociaż dochodzimy do tego odrobinę inna drogą 🙂
Tu przepraszając za kolokwializm, pozwolę sobie stwierdzić, że jak autor dupa to i najbardziej heroiczny topos doprowadzi do szmiry i kiczu 😀
pozeracz
Hmmm… Wydaje mi się, że urojone powody do zemsty są ciekawsze od tych realnych. Dają dużo szersze pole do ciekawych rozważań i utrudniają szybką identyfikację z bohaterem.
Ale tak w zasadzie i poza tym to się w pełni zgadzam. Każdy motyw można spieprzyć, a nawet najbardziej ograny można rozegrać po mistrzowsku. Dużo też zależy od swoistej samoświadomości dzieła. W filmie „John Wick” z Keanu Reavesem w niewinną ofiarą jest… piesek głównego bohatera. Normalnie bym się wzdrygał, ale tu film nie próbuje udawać niczego, czym nie jest. I właśnie dzięki temu jest to jeden z najlepszych filmów akcji ostatnich lat.
Ambrose
Tak jak słusznie zauważono, literatura współczesna to głównie motywy i archetypy. Bardzo trudno jest od nich uciec. Nawet francuska nowa powieść nie była od nich wolna! Z tego względu osobiście bardzo cenię sobie artystów, którzy tych wszystkich rzeczy są w pełni świadomi i bawią się nimi – z niedawno przeczytanych lektur polecić mogę „Próbę listopada” Piotra Wojciechowskiego (o motywach, archetypach, toposach, czyli generalnie o „ale przecież to już było” sporo się tam dyskutuje).
pozeracz
Według mnie nie tyle trudno, co jest to niemożliwe. Gdyby dzieło pozbawić tych elementów, to nic z niego nie zostanie. Podobnie jak z próbami pisania zupełnie nowym językiem – efekt końcowy byłby zupełnie niezrozumiały. Większość autorów jest zapewne świadomych, ale niektórym albo brakuje umiejętności na oryginalne ich potraktowanie, albo po prostu mają to w nosie.
Pyza
They were on a break! 😉
No dobrze, ale tak poważniej: moim zdaniem motyw „kobiety w lodówce” jest problematyczny dlatego, że zupełnie pozbawia taką bohaterkę podmiotowości. Czasami niczego się o niej nie dowiadujemy (bo zaraz ginie, by dać powód do zemsty), czasami zachodzi daleko idąca idealizacja, która w ogóle nie pozwala na napisanie takiej bohaterki… Ale, jeśli autor/ka chce, to daje to też szansę, żeby ten motyw ograć (w końcu od czego mamy różnego rodzaju flashbacki? a może by tak wtedy taką postać zdekonstruować?).
Świetnie wykorzystuje to Radka Denemarková — nie wiem, czy znasz „Pieniądze od Hitlera”, sama książka nie jest zachwycająca, ale gra z motywem mściciela (nie kobiety w lodówce, wybacz szybkie przejście skojarzeń) jest przednia :-).
Andrzej „Kruk” Appelt
Tak na marginesie, to „facet z lodówki” też może być, w końcu mścicielek też by się trochę znalazło.
Problemów jest więcej. Komuś zabijają rodzinę. Mniejsza o detale, wypadek, napad, co tam jeszcze. W gruncie rzeczy to wydarzenie jest poza fabułą, ale bohater co i rusz sobie o tym przypomina. Jest ofiara (ofiary), jest powód do zemsty. Niby tej lodówki nie ma, ale jednak jest, chociaż nie wprost… Czasami musimy na to przystać. Problem jest bardziej subtelny. Oczywiście ewentualne okrucieństwo śmierci zawarte we wspomnieniach bohatera, jest jednak lepszym rozwiązaniem (jedynym?), niż opisanie explicite i z detalami co się stało postaci, którą dopiero co poznaliśmy, nie wiedząc przy tym, że jedynym powodem jej zaistnienia w utworze jest zejście w możliwie jak najbardziej paskudny sposób. Chyba?
pozeracz
Podmiotowość to słowo klucz. A reminiscencje/flashbacki/jakichniezwać to całkiem niezły sposób na dodanie głębi i uczłowieczenie postaci. Zdecydowanie wolę tę „pośrednią lodówkę” od tej odmiany zwykłej. I znów wraca kwestia wykonania. Motyw zemsty sam w sobie nie zły, ale jest swoim własnym wrogiem. Jest jednym z prostszych sposobów na przyciągnięcie czytelnika do bohatera i zbudowanie z nim więzi. Mścicielowi łatwo zacząć kibicować, gdyż dotyka podstawowych instynktów. I ta prostota sprawia, że czasem autorzy sięgają po niego bezrefleksyjnie, idąc po linii najmniejszego oporu.
Pyza
Oczywiście, ten motyw jest często zupełnie niezależny od płci (czy gatunku – motywy zemsty za śmierć pupila domowego też by się odnalazły). Natomiast zastanawiam się: czy na pewno podmiotowość jakakolwiek jest w przypadku nie zobaczenia owej mszczonej śmierci na kartach powieści, a jedynie we wspomnieniach? Bo przecież nadal nic o postaci nie wiemy, ewentualny proces idealizacji zachodzi. Może to zatem wszystko wyglądać tak samo, choć realizacja, w detalu, inna.
Andrzej „Kruk” Appelt
To przeczytajcie „Pokój światów” Pawła Majki. Występuje ta „pośrednia lodówka”. Ale siłą tego tekstu są właśnie zapożyczone motywy. Intertekstualność występuje w takim stężeniu, że niewiele chyba brakowało do ześlizgnięcia się w śmieszność. Moim zdaniem autor balansował na linie nad przepaścią, ale uszedł z życiem i nagrodami jako bonusem. Żuław jak najbardziej zasłużony moim zdaniem. No ale jak ktoś w jednej powieści korzysta z „Wojny światów” Wellsa, „Rusłana i Ludmiły” Puszkina, wstawia fragmenty „Faraona” niejakiego Prusa, a każda z postaci to wypisz wymaluj jakiś archetyp po liftingu no to musi uważać co robi. Oczywiście wymieniłem te powiązania co się w internecie pokazują, ale tego jest więcej i niektóre to smakowite kąski. No i ustawka kiboli pewnych krakowskich drużyn piłkarskich to niezapomniane przeżycie czytelnicze. Nie mogę więcej napisać bez spoilerów 😀